Gdyby tak podkręcić emocje przed meczem, należałoby podkreślić na przykład, że Michał Winiarski wraca do Bełchatowa. Ale to, że zrobi wszystko, by to jego zespół wyjechał z Hali Energia szczęśliwy, już słyszeliśmy. Zwróćmy więc uwagę na fakt, że obie ekipy w tabeli dzielą tylko dwa miejsca. PGE Skra goniąca pierwszą dwójkę zajmuje trzecią pozycję, a Trefl - piąte, choć różnica między Gdańskimi Lwami a czwartym Jastrzębskim Węglem to aż dziesięć punktów.
Sprawdź również: Transfery odmieniły Visłę Bydgoszcz. Michał Filip: Dla tego zespołu to nowy początek
- Zagramy z drużyną, która od początku sezonu prezentuje fajną siatkówkę. Awansowali do turnieju finałowego Pucharu Polski. Mają ciekawą drużynę z trenerem, który choć pracuje pierwszy sezon w karierze. Cieszę się, że Winiar wraca do nas, to fajny gość - mówił przed spotkaniem Milan Katić, który rozpoczął je w wyjściowej szóstce.
W kadrze meczowej zabrakło za to Karola Kłosa. Środkowy ekipy z Bełchatowa przegrał z grypą i do hali nawet nie przyjechał. Ale miał przecież godnych następców - Norberta Hubera i Jakuba Kochanowskiego. W Treflu kłopotów zdrowotnych nie było, więc do gry wyszła eksportowa szóstka, na czele z Bartoszem Filipiakiem i Pawłem Halabą.
ZOBACZ WIDEO: Artur Wichniarek skomentował transfer Krzysztofa Piątka. "Nie wiem, czy to jest dla niego dobre miejsce"
Obaj odważnie pchali swój zespół do przodu od początku, choć przez większość premierowej odsłony to gospodarze byli o 2-3 punkty z przodu. Gdańszczanie jednak imponowali skutecznością, nawet po negatywnym przyjęciu, co sprawiło, że dotrzymywali kroku rywalom i kilka razy odrabiali straty. Po bloku Kochanowskiego na Filipiaku zrobiło się 23:20 dla PGE Skry i zanosiło się na koniec emocji. Nic bardziej mylnego. Trzy kolejne akcje padły łupem Trefla. Lecz dwie ostatnie wygrali już miejscowi.
Trudno było wskazać jednoznacznego lidera po bełchatowskiej stronie siatki. Punkty rozkładały się bardzo równo, co bardzo utrudniało zadanie gdańskim blokującym. Trzeba jednak podkreślić, że jedni i drudzy imponowali postawą na zagrywce. W samym tylko drugim secie kibice w Hali Energia obejrzeli osiem asów serwisowych - pięć w wykonaniu gości i trzy dla gospodarzy.
O wygranej znów zadecydowała końcówka. Podobnie jak pół godziny wcześniej bełchatowianie prowadzili trzema punktami (19:16), a rywale odrobili straty doprowadzając do stanu 20:20. Gdy zrobiło się 23:22 dla PGE Skry w polu zagrywki pojawił się Kochanowski. Owszem, posłał trudne serwisy, ale podwaliną sukcesu jego zespołu była postawa 22-letniego środkowego w obronie. To jego podbicia dały gospodarzom kontry na wagę 24. i 25. punktu.
Gdańskie Lwy, mimo niepowodzenia w dwóch pierwszych odsłonach, nie odpuszczały ani na moment. Szczególnie w polu zagrywki. Udało im się nawet wyjść na prowadzenie 13:12, lecz wtedy i tak już dobrze grający bełchatowianie wspięli się na jeszcze wyższy poziom. Petardę za petardą w ataku odpalał Milan Katić, a zapały siatkarzy Trefla studził co chwilę bełchatowski blok.
Drużyna prowadzona przez trenera Michała Gogola wygrała bez straty seta. To już ich dziesiąte zwycięstwo z rzędu. Z kolei w Trójmieście można już myśleć bardziej o obronie piątej lokaty niż o ataku na pierwszą czwórkę. Lecz należy raz jeszcze odnotować, że Trefl w Bełchatowie rozegrał naprawdę dobre spotkanie.
PGE Skra Bełchatów - Trefl Gdańsk 3:0 (27:25, 25:22, 25:21)
PGE Skra: Łomacz, Katić, Huber, Petković, Szalpuk, Kochanowski, Piechocki (libero) oraz Wlazły, Droszyński, Orczyk.
Trefl: Janusz, Halaba, Mordyl, Filipiak, Schott, Crer, Olenderek (libero) oraz Sasak, Kozub, Janikowski, Jakubiszak, Grzyb.
MVP: Milan Katić (PGE Skra)