- Taki taniec, taki obrazek. Nawet nie mają siły się cieszyć - krzyczał Wojciech Zieliński, nieżyjący już dziennikarz i komentator Telewizji Polskiej, chwilę po autowym ataku Władimira Czernyszowa w tie-breaku siatkarskiego finału igrzysk w Montrealu Polska - Związek Radziecki. Ataku, który oznaczał złoty medal dla Biało-Czerwonych.
Gdy po dwóch godzinach i 26 minutach wykańczającej walki mecz się skończył, w Polsce było wcześnie rano. Wielu Polaków zarwało noc, żeby obejrzeć ten mecz, wielu, przykutych do telewizorów łańcuchami z nerwów i emocji, spóźniło się do pracy.
W tym roku żaden polski kibic nie będzie musiał pełnić nocnej warty, żeby obejrzeć olimpijski finał turnieju siatkarzy. Do pracy też prawie nikt nie będzie się spieszył. Mecz o złoto rozpocznie się w sobotę 8 sierpnia, o przyjemnej 13:15 naszego czasu. Jakby organizatorzy układali terminarz specjalnie pod fanów z "volleylandu".
ZOBACZ WIDEO Kwalifikacje olimpijskie Tokio 2020. Jacek Nawrocki: Nie traktowaliśmy sparingów jako selekcji
Trzeba jeszcze tylko załatwić jedną drobną sprawę - żeby w tym finale zagrała reprezentacja Polski. Tym muszą się zająć Vital Heynen, Michał Kubiak, Bartosz Kurek czy Wilfredo Leon. I każdy z nich na pewno powie, że da się ten "drobiazg" załatwić.
Pół wieku od medalu
Wielkie osiągnięcie drużyny trenera Huberta Jerzego Wagnera, pokolenia Tomasza Wójtowicza, Ryszarda Boska i Wiesława Gawłowskiego, było niestety ostatnim olimpijskim sukcesem naszej siatkówki. Od tego czasu, a minęły już 44 lata, na każdych kolejnych igrzyskach bijemy głową w mur, od roku 2004 i turnieju w Atenach ten mur budują dla nas w ćwierćfinale.
Teraz mamy jednak wszystko, żeby w końcu przerwać ciągnące się w nieskończoność oczekiwanie i po prawie pół wieku znów zobaczyć Biało-Czerwonych na podium. Mamy najlepszą reprezentację od lat, złożoną z gwiazd światowego formatu, z najszerszą ławką rezerwowych na świecie. Wciąż dość młodą, ale już zaprawioną w najtrudniejszych sportowych bojach. I świadomą swoich możliwości.
Kubiak, kapitan polskiego zespołu, latem ubiegłego roku tak mówił o drużynie, na którą tak bardzo liczymy w Tokio: - Wydaje mi się, że nasza siatkarska reprezentacja jeszcze nigdy nie grała tak dobrze. Przynajmniej jeśli chodzi o czasy, które pamiętam, bo drużyny Huberta Wagnera pamiętać nie mogę, a poza tym wtedy ten sport był zupełnie inny. Mam jednak porównanie choćby z kadrą, która w 2014 roku wygrała mistrzostwo świata i według mnie nawet tamta drużyna nie grała na tak wysokim poziomie, jak ta obecna.
Czytaj także:
Igrzyska olimpijskie Tokio 2020: znamy prawdopodobny skład grup. Polacy mają powody do zadowolenia
A to było jeszcze zanim do naszej reprezentacji na dobre wszedł Wilfredo Leon - bombardier, który urodził się na Kubie, ale z różnych przyczyn na swoje miejsce na ziemi wybrał Polskę. Ryszard Bosek, a więc jeden z tych, którzy pamiętają złoto z Montrealu, nazwał go panem Wolfem z filmu "Pulp Fiction" - gościem, który zawsze wie co zrobić, żebyś wyciągnąć cię z bagna.
Jeśli nie teraz, to kiedy?
Z Leonem w składzie szanse Polaków na olimpijski medal są większe o kilka, może nawet kilkanaście procent. Bosek w rozmowie z WP SportoweFakty ocenił je aż na 70. A w popularnej wśród kibiców "Prawdzie Siatki" Jerzego Mielewskiego i Marcina Lepy mówił: - Mam jakieś takie przekonanie, że wygramy w Tokio złoty medal. Zrobiłem analizę w jakim momencie jest nasza reprezentacja, a w jakim inne czołowe zespoły. I uważam, że jeżeli nie w 2020 roku, to potem może być ciężko. U nas zmiana pokoleniowa dokonała się szybciej, niż w innych drużynach. Na ten moment jesteśmy zdecydowanie lepsi od innych reprezentacji, ponieważ mamy system grania, doświadczonych zawodników i ogranych już młodych. W związku z tym mamy ogromną szansę, żeby wygrać igrzyska.
- Wagner, prawdziwy szarlatan który powiedział "interesuje mnie tylko złoto" - to znów słowa Wojciecha Zielińskiego wykrzyczane zaraz po ostatniej piłce finału w Montrealu. Heynena, obecnego selekcjonera Biało-Czerwonych, nikt nie nazywa szarlatanem. Raczej wariatem albo dziwakiem, bo Belg zachowuje się niekonwencjonalnie i takie ma też metody. Ale jest wariatem skutecznym. Komentator telewizyjny Wojciech Drzyzga powiedział o nim: to Picasso siatkówki - nigdy nie wiadomo, co zmaluje.
Heynen jak Wagner
Na razie w dwa lata pracy Heynen zmalował cztery medale, szybki awans na igrzyska do Tokio i drużynę, która na igrzyska pojedzie jako główny faworyt. Do Japonii, tak jak Wagner 44 lata temu, pojedzie po złoto.
- Wydaje mi się, że powtarzam to od samego początku: Jadę na igrzyska po medal, nie lubię brązu, a srebro jest trochę głupie. I tyle. Jeśli wrócimy z medalem, powinniśmy być usatysfakcjonowani i taki stawiałem przed zespołem cel, ale szczęśliwy będę tylko wtedy, jeśli zdobędziemy złoto - powiedział nam Heynen na początku olimpijskiego roku. Jego "złoty plan" jest prosty - skończyć konstrukcję, której budowę zaczął dwa lata temu.
Czytaj także:
Kwalifikacje olimpijskie Tokio 2020. Talent poparty wzrostem. Magdalena Stysiak zawodniczką na lata w polskiej kadrze
- Jestem święcie przekonany, że w pełnym składzie i w wysokiej dyspozycji jesteśmy najlepszą drużyną na świecie. Musimy postarać się doprowadzić wszystkich dwunastu graczy, którzy pojadą na igrzyska, do jak najwyższej formy. Jeśli każdy z nich będzie w życiowej formie, nie widzę zespołu, który nas pokona - uważa belgijski trener, który od lat udowadnia, że wie, co zrobić, żeby dobrze przygotować swój zespół do najważniejszego turnieju sezonu. Pokazywał to pracując z Niemcami, potem z Belgami, teraz pokazuje z Polakami.
A jeśli Polacy pod wodzą Heynena są w formie i grają w pełnym składzie, niewiele zespołów jest w stanie się im przeciwstawić. - Nie znoszę gadania bzdur, że wcale nie jesteśmy faworytem. Jesteśmy bardzo dobrym zespołem, który powinien celować w złoto. I tak robimy - podkreśla selekcjoner polskiej kadry.
Kto będzie groźny?
Teraz, gdy od poniedziałku znamy już wszystkich uczestników turnieju olimpijskiego, możemy wskazać tych, którzy będą dla mistrzów świata z 2014 i 2018 roku największym zagrożeniem na złotej ścieżce.
Bardzo mocni będą złoci medaliści z Rio de Janeiro Brazylijczycy. Rok 2018, gdy Bernardo Rezende zastąpił Renan Dal Zotto, był dla nich trudny, ale już w ostatnim sezonie pokazali swoją siłę, choćby wygrywając Puchar Świata. Na papierze są równie mocni, co Biało-Czerwoni, ławkę też mają długą. Amerykanie mają znakomitą pierwszą szóstkę, a igrzyska są dla nich ukoronowaniem czterolecia i zawsze grają wtedy najlepiej. Oni też będą trudni do pokonania. Ale nawet tacy giganci nie będą w starciu z Polakami uznawani za oczywistych faworytów. Więcej - sami będą pewnie mówili, że faworytem jest nasz zespół.
Czwarta do medalowego brydża jest Rosja, która jednak zdaje się nieznacznie odstawać poziomem od pozostałej trójki. No i kiedy jej trenerem nie jest Władimir Alekno, w największych turniejach regularnie zawodzi. A na czwartą już kadencję Alekny w rosyjskiej kadrze na razie się nie zanosi. Francja to zespół, który może włączyć się do walki o medale, ale złoto jest raczej poza jej zasięgiem. Włochy, Argentyna, Iran i Japonia zapewne polegną w ćwierćfinale. Kanada może przepaść już w grupie, Wenezuela i Tunezja są outsiderami i zapewne przegrają wszystkie mecze.
Zdrowie ważniejsze od szczęścia
Polacy za pierwszy cel na igrzyskach będą mieli zajęcie pierwszego miejsca w grupie, które da im łatwiejszego przeciwnika w ćwierćfinale. A właśnie ten olimpijski ćwierćfinał od dawien dawna jest dla Biało-Czerwonych niewygrywalny. 0:3 z Brazylią w 2004 roku, dramatyczne 2:3 z Włochami cztery lata później, porażki do zera w 2012 i 2016 roku, odpowiednio z Rosją i USA.
Teraz ma być inaczej, teraz 1/4 finału ma być początkiem wielkich emocji, a nie ich końcem. Z kimkolwiek nie zagramy w tej fazie, bo awans do najlepszej ósemki bierzemy za pewnik, Kubiak, Kurek i spółka na pewno zjedzą parkiet, żeby tylko rozprawić się z demonami Londynu i Rio, żeby pokonać ten najtrudniejszy szczebel drabiny do marzeń.
Selekcjoner naszej kadry na igrzyska będzie mógł zabrać tylko dwunastu graczy. Jedynym pewniakiem jest na razie Kubiak, którego Heynen nazywa duszą zespołu i o którym mówi, że do Tokio pojedzie nawet ze złamaną nogą. Trudno sobie jednak wyobrazić, by Belg nie zabrał do Japonii Leona, Kurka, Fabiana Drzyzgi czy Piotra Nowakowskiego. Byle tylko byli zdrowi. Zdrowie to ulubione polskie słowo Leona. I oby w całym 2020 roku trzymało się ono jak najbliżej polskiej kadry. Nawet kosztem szczęścia.
- Nie potrzebne mi szczęście, życz mi dobrego meczu - powiedział mi Heynen tuż przed półfinałem mistrzostw świata 2018 z USA w Turynie. Wtedy on i jego zawodnicy szczęście załatwili sobie sami. W Tokio, jeśli będą zdrowi, też je sobie załatwią.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)