Przypomnijmy: mistrz Polski w niedawnym oświadczeniu oznajmił, że Magdalena Stysiak za namową agenta opuściła drużynę i zerwała jednostronnie ważną umowę z klubem, zaś menedżer Roberto Mogentale bezpodstawnie żądał podniesienia wynagrodzenia dla swojej klientki. "W ocenie klubu działania agenta zawodniczki, jak też samej zawodniczki, skutkujące zerwaniem ważnej i wiążącej strony umowy, są sprzeczne z jej treścią, zapisami regulaminu współzawodnictwa sportowego PZPS i skutkować będą daleko posuniętymi konsekwencjami dyscyplinarnymi i finansowymi dla zawodniczki" - argumentowały władze Chemika Police.
Włoch skontrował stanowisko klubu swoim oświadczeniem: "Wszelkie działania związane z kontraktem w niniejszej sprawie zostały dokonane zgodnie z literą prawa, a nadto poprzedzone były negocjacjami z klubem oraz poparte opiniami prawników - tłumaczył Roberto Mogentale. Sama Stysiak pisała na swoim facebookowym profilu: - Cała sytuacja była pod kontrola prawników. Od 3 grudnia, czyli z dniem, gdy ukończyłam 18 lat, umowa straciła ważność. Dla dobra zespołu zgodziłam się grać dodatkowo cztery mecze. Negocjacje trwały, lecz chyba prezes nie był zainteresowany moja osobą i zostaniem w Chemiku. Niestety, nie dogadaliśmy się wspólnie i prawnie miałam możliwość opuszczenia klubu" - oznajmiła była atakująca Chemika.
To jeden z głośniejszych konfliktów w polskiej siatkówce w ostatnich latach, do tego jego rozstrzygnięcie może być szalenie ważne dla całej dyscypliny w naszym kraju. Jeżeli sądy arbitrażowe przy Polskiej Lidze Siatkówki (PLS) i Polskim Związku Piłki Siatkowej (PZPS) uznają, że młoda atakująca miała prawo do zerwania umowy lub że kontrakt faktycznie stał się nieważny po tym, jak Stysiak ukończyła 18. rok życia, inni menedżerowie mogą wykorzystać ten precedens do natychmiastowego zrywania i renegocjowania umów tych zawodników i zawodniczek, którzy popisywali umowy jako niepełnoletni. To może oznaczać olbrzymie zamieszanie na siatkarskim rynku, bo takich przypadków jak Stysiak w PlusLidze, Lidze Siatkówki Kobiet i niższych ligach jest sporo. Już teraz można się spodziewać, że sprawa byłej siatkarki polickiego Chemika będzie ciągnęła się przez dłuższy czas i trudno wyrokować, jak ostatecznie się zakończy.
O opinię w tej kwestii poprosiliśmy radcę prawnego Jakuba Pietrasika z kancelarii prawnej Grykowski Januszczyk Pietrasik Spółka Partnerska Adwokata i Radców Prawnych (www.gjplegal.pl). Nasz ekspert specjalizuje się w prawie sportowym, jak również w prawie budowlanym, prawie własności intelektualnej i prawie nowych technologii. Przez lata prowadził agencję menadżerską Olympia Sports Management.
Mówi Jakub Pietrasik:
W tej sprawie diabeł tkwi w szczegółach. Według oficjalnej wersji zawodniczka w wieku szesnastu lat podpisała kontrakt z Chemikiem Police, a wraz z nią umowę podpisali jej rodzice. Jeżeli to jest prawda, to w mojej ocenie taki kontrakt nie staje się nieważny z chwilą osiągnięcia pełnoletności przez zawodniczkę.
Mamy tutaj do czynienia z konstrukcją tzw. czynności prawnej kulejącej. W przypadku umowy zawieranej przez osobę o ograniczonej zdolności do czynności prawnych, czyli osobę w wieku od 13. do 18. roku życia, jej zawarcie wymaga podpisu zainteresowanej strony, czyli w tym wypadku zawodniczki, ale też zgody opiekunów prawnych, zwykle rodziców. Jeżeli nie ma tej zgody, umowa pozostaje w stanie zawieszenia do czasu jej potwierdzenia przez rodziców. Potwierdzenie może być natomiast wyrażone jednocześnie z zawarciem umowy bądź po jakimś czasie od jej zawarcia. Jeśli potwierdzenie ma miejsce, wtedy umowa jest w pełni ważna i skuteczna i nie można jej zerwać ze względu na osiągnięcie pełnoletności.
Może się jednak zdarzyć, że potwierdzenia w ogóle nie będzie. Wówczas umowa "staje się" nieważna i to od chwili jej zawarcia. Co istotne, jeśli opiekunowie prawni nie potwierdzą umowy, osoba niepełnoletnia sama może dokonać potwierdzenia po osiągnięciu pełnoletności. Wyobraźmy sobie więc sytuację, w której niepełnoletnia zawodniczka zawiera i podpisuje umowę bez akceptacji rodziców, a po jakimś czasie staje się pełnoletnia i sama może decydować w pełni o potwierdzeniu czynności prawnej. Wtedy oświadczenie zawodniczki o braku potwierdzenia zawartego kontraktu mogłoby faktycznie sprawić, że nie tylko stałby się on nieważny, ale że byłby nieważny od chwili jego zawarcia.
Biorąc pod uwagę, że zgodnie z doniesieniami medialnymi umowa z klubem została podpisana przez zawodniczkę oraz jej rodziców, w mojej ocenie bliżej prawdy jest klub, tzn. umowa jest w pełni ważna i skuteczna. Natomiast cały czas pozostaje aktualne pytanie, kto tak naprawdę podpisał umowę. Mam podejrzenie, że w całą sprawę mógł wedrzeć się szczegół, który sprawia, że nie jest ona tak oczywista, jak się wydaje.
Abstrahując od kwestii ważności lub nieważności czynności prawnej, umowę zawsze można renegocjować. Podejrzewam, że Magdalena Stysiak miała podpisany wieloletni kontrakt na kiepskich warunkach, natomiast w młodym wieku osiągnęła pewne sukcesy, obecnie jest na wyższym poziomie sportowym i zapewne oczekiwała lepszych warunków finansowych. To się nieraz zdarza, ale wymaga przede wszystkim zgody obu stron. Zawodnik może jednostronnie wypowiedzieć zawartą umowę tylko wtedy, jeśli w kontrakcie występują stojące za tym przesłanki. Choćby w PlusLidze zdarzały się przypadki siatkarzy "uwiązanych" na lata juniorskimi, niskimi kontraktami, jak chociażby Mateusz Bieniek, który musiał odczekać do końca umowy, zanim mógł przenieść się z Kielc do Kędzierzyna-Koźla. Jeżeli Stysiak nie miała możliwości zerwania kontraktu, pozostawało jej dogranie go do końca lub porozumienie się z klubem w sprawie zmiany jego warunków.
Rozstrzygnięcie sporu na korzyść Magdaleny Stysiak i jej agenta faktycznie mogłoby stać się niebezpieczne dla obecnego systemu obowiązującego w polskiej siatkówce, aczkolwiek na podstawie medialnych doniesień nie wyobrażam sobie, że mogłoby zapaść, bo według mnie byłoby sprzeczne z prawem powszechnym. Chyba, że w kontrakcie wystąpiły inne klauzule prawne lub siatkarka podpisała swoją umowę sama, bez rodziców. Możemy uogólniać przypadek co do zasady prawnej, ale indywidualnie należałoby krok po kroku przeanalizować umowę i zawarte w niej ustalenia. Kto podpisywał się pod dokumentem, czy później zostały złożone oświadczenia rodziców lub innych przedstawicieli ustawowych potwierdzające kontrakt...
Umowa o świadczenie usług sportowych między zawodnikiem i klubem powinna mieć formę pisemną po to, by spełnić wymóg złożenia jej u organizatora rozgrywek i z tego, co wiem, jest to raczej przestrzegane. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdy takich złożonych umów nie ma i to powinno być weryfikowane. Przy czym dopuszczenie zawodniczki do gry w LSK nie przesądza o ważności lub nieważności umowy jako takiej. PLS nie decyduje bowiem o ważności umów. Kontrakt jest oceniany jako obowiązujący bądź nie ze względu na przepisy prawa, natomiast PLS otrzymało umowę obowiązującą do danego okresu, z podpisami zainteresowanych stron i na tym zakończyło się jej badanie. Natomiast jak mogliśmy się przekonać w ostatnich tygodniach, system obowiązujący w polskiej siatkówce ma wiele braków i luk, w tym brakuje na przykład weryfikacji sytuacji finansowej klubów, co do których wszyscy wiedzą, że mają zaległości finansowe, a mimo to są dopuszczane do rozgrywek. Ale to temat na inną dyskusję.
Przy ewentualnym przegraniu sporu przez Magdalenę Stysiak, klub będzie miał możliwość wysunięcia względem zawodniczki roszczeń odszkodowawczych, w tym żądania zapłaty kar umownych za naruszenie kontraktu. Oczywiście cały czas zakładamy, że umowę wraz z nią podpisali jej rodzice - w innym wypadku moja ocena tego przypadku całkowicie się zmienia. Nie chciałbym przy tym przewidywać, co orzeknie sąd. Zapewne strony biorące udział w sporze mają wiele argumentów przemawiających za ich racjami, o których nie wiemy, zwłaszcza że sądy arbitrażowe rozstrzygają nie tylko w oparciu o przepisy prawa, ale także o zasady słuszności i przyjęte zwyczaje.
ZOBACZ WIDEO To miał być przejściowy rok dla siatkówki. "Na MŚ chcieliśmy być w pierwszej szóstce"
BRAK POROZUMIENIA !!!!!