Kto w siatkówce mówi "sprawdzam"? Stary system nie działa, czas na zmiany

WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: siatkarze Stoczni Szczecin
WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: siatkarze Stoczni Szczecin

Potrzeba było katastrofy Stoczni Szczecin, by zaczęto poważnie zadawać pytanie: jak właściwie przyjmuje się kluby do PlusLigi? I czy ich kontrola jest na pewno skuteczna? Wygląda na to, że bez reform się nie obejdzie.

Kiedy zrobiło się głośno o postępującym upadku Stoczni Szczecin i problemach klubu z Bydgoszczy, szukającym ratunku u władz miasta, kibice siatkówki w Polsce zaczęli coraz głośniej wyrażać swoje niezadowolenie z tego, co dzieje się w lidze mistrzów świata. Argumentowano, że w kraju tak ważnym dla całej dyscypliny nie mają prawa dochodzić do tak fatalnych wypadków, godzące w wizerunek i wiarygodność PlusLigi. Posypały się gromy w kierunku Polskiej Ligi Siatkówki: poza złośliwościami w stylu "no tak, w jej nazwie już nie ma członu Profesjonalna" pojawiały się też pytania, dlaczego liga nic nie zrobiła z tym, by przed startem sezonu sprawdzić gwarancje finansowe Stocznię Szczecin i dopuściła do rozgrywek klub oparty na kiepskich podstawach.

Sęk w tym, że to nie do końca zależy od władz siatkarskiej ekstraklasy, bo w naszym kraju licencje siatkarskim klubom wydaje nie PLS, tylko Komisja Licencyjna przy PZPS (podobny model występuje w piłce nożnej, gdzie kluby Lotto Ekstraklasy weryfikuje odpowiednia komisja PZPN). Do Komisji przejdziemy w dalszej części tekstu, natomiast należy pamiętać, że posiadanie licencji to tylko jeden z warunków nakładanych na kluby przez Regulamin Profesjonalnego Współzawodnictwa w Piłce Siatkowej (poniżej prezentujemy jego fragment z dokumentu, który w tym brzmieniu obowiązuje od 8 października tego roku).

źródło: pls.pl
źródło: pls.pl

W dalszych punktach są wskazane pozostałe wymogi, jakie wobec uczestników stawia liga, m.in. wskazanie wymagalnych zobowiązań finansowych wobec byłych i obecnych trenerów oraz zawodników. Jeżeli klub nie spełnia jakiejkolwiek przesłanki z paragrafu 13, rada nadzorcza Polskiej Ligi Siatkówki może (ale nie musi) nie dopuścić go do rozgrywek na mocy podjętej uchwały. Ale jak wiemy, do tak drastycznych kroków zwykle nie dochodzi.

Jeżeli klub otrzyma licencję od komisji przy PZPS, zwykle radzi sobie z dopuszczeniem do rozgrywek. W najtrudniejszych wypadkach, tych dotyczących długów, wystarczy doprowadzenie do porozumienia z wierzycielami i ustalenia terminów oraz wysokości spłat zadłużenia (przynajmniej tego starszego niż regulaminowe trzy miesiące od podanej daty).

Czytając powyższe przepisy, nasuwać się mogą różne pytania. Na przykład: czy PLS była w stanie rzetelnie ocenić, jaka jest "finansowa zdolność do poniesienia kosztów uczestnictwa w rozgrywkach" (lit. e) Stoczni Szczecin, a jeśli tak (na przykład przez obowiązkowy audyt przeprowadzany przez jedną z najlepszych firm w tej branży), to dlaczego pustki w budżecie Stoczni wyszły na jaw tak późno? Dlaczego spółka akcyjna, jaką jest Polska Liga Siatkówki, nie kontroluje swoich akcjonariuszy, czyli klubów i dopuszcza do tego, by jeden z nich wyrządzał całej spółce szkody materialne i wizerunkowe?

Przecież w interesie ekstraklasy wszyscy akcjonariusze powinni być ekonomicznie sprawni, by pomagać PLS w osiągnięciu wszelkich założonych celów. Tymczasem reakcja PLS ograniczyła się do wysłania pisemnej prośby do Stoczni o reakcję na medialne doniesienia i plan działań na dalszą część sezonu. Powiedzieć, że to mało satysfakcjonujące działanie, to mocny eufemizm.

Nie można powiedzieć, że liga zupełnie zlekceważyła temat i zamiata coraz bardziej wyraźny problem pod dywan. Po doniesieniach dotyczących problemów klubów Ligi Siatkówki Kobiet zdecydowano się na dodanie jeszcze jednego, bardzo ważnego punktu do paragrafu 13. Regulaminu:

Warunkiem dopuszczenia klubu do rozgrywek Ligi będzie brak jakichkolwiek wymagalnych zobowiązań finansowych klubu wobec zawodników, członków sztabu szkoleniowego lub innych klubów, w tym wobec byłych zawodników i członków sztabu szkoleniowego klubu, według stanu na dzień 1 września każdego roku, a w przypadku klubów przystępujących do rozgrywek ligi - według stanu na dzień 30 kwietnia roku, w którym przystępuje do rozgrywek.
Wszystkie kluby zobowiązane są do przedstawienia zarządzającemu pisemnego oświadczenia potwierdzającego brak wymagalnych zobowiązań finansowych klubu wobec byłych zawodników i członków sztabu szkoleniowego oraz oświadczeń wszystkich zawodników oraz członków sztabu szkoleniowego, z którymi klub w chwili składania oświadczenia wiążą umowy, o braku wymagalnych zobowiązań finansowych klubu, według stanu na dzień 1 września każdego roku, pod rygorem niedopuszczenia lub wykluczenia klubu z rozgrywek ligi.  

To rozwiązanie, inspirowane regulacjami pochodzącymi z włoskiej siatkówki, miało wejść w życie już w tym sezonie, ale tak się nie stało. Przepis ma pojawić się w Regulaminie przed startem sezonu 2018/2019, a tymczasem kluby dostały cenny zapas czasu na uregulowanie zaległości i zawarcie ugód do września przyszłego roku. To krok do przodu, ale wciąż wydaje się, że PLS nie do końca wie, jak zabrać się za zdyscyplinowanie klubów z narastającymi długami i coraz dłuższą listą spraw w sądzie polubownym. Te przyzwyczaiły się do myślenia, że jakoś to będzie, bo mało kto odważy się utrudniać życie innym członkom spółki. 
[nextpage]

Jak wygląda samo przyznanie licencji przez odpowiednią komisję przy Polskim Związku Piłki Siatkowej? Dokument regulujący całą procedurę znajduje się na stronie federacji, możemy w nim przeczytać m.in.:

Art. 4

Uzyskanie przez kluby siatkarskie licencji , o których mowa w Art. 1 uzależnione jest od spełnienia przez nie kryteriów prawnych, sportowych i finansowych oraz posiadania odpowiedniej infrastruktury, a ponadto od złożenia przez władze klubu oświadczeń o przestrzeganiu obowiązujących przepisów sportowych PZPS, którego klub jest członkiem.

Do wniosku o licencję kluby dołączają obecnie 7 różnych oświadczeń (o niezaleganiu ze składkami dla ZUS i podatkami w US, o braku bezspornych zaległości itp), przesyłają także porozumienia dotyczące spłaty należności wobec siatkarzy i trenerów. Nie potrzeba specjalistycznej wiedzy prawniczej, by domyślić się, że oświadczenie, w którym prezes klubu może napisać właściwie wszystko, nie wydaje się najlepszym możliwym gwarantem stabilności klubu. Oczywiście, można je zweryfikować, a regulamin Komisji przyznaje jej prawo do odebrania lub zawieszenia licencji klubowi, który poświadczył nieprawdę w złożonych dokumentach.

Ale na razie do takich ruchów nie doszło. Nawet jeśli wyniki audytu wykazują, że dalsza działalność klubu jest zagrożona, Komisja według regulaminu "przyznaje licencję nadzorowaną", do czego doszło dwukrotnie w latach 2016-2018. Dokładnie tak jest napisane w dokumencie. Nie może przyznać, a przyznaje. Co jest zgodne z tendencją decyzji Komisji w ostatnich latach. - Komisja w obecnej kadencji nie miała łącznych podstaw, by odmówić licencji na podstawie wspomnianych zapisów Regulaminu wydawania licencji klubowych dla drużyn szczebla centralnego oraz nie zawieszała i nie odbierała przyznanej licencji - tak na nasze pytania dotyczące Ligi Siatkówki Kobiet w styczniu tego roku odpowiadał przewodniczący Komisji Licencyjnej Tadeusz Łopaciński.

Po lekturze kolejnych artykułów regulaminu wiemy, że "klub wnioskujący o otrzymanie licencji musi posiadać wystarczające środki finansowe lub możliwości kredytowe pozwalające na zachowanie płynności finansowej w okresie do zakończenia najbliższego sezonu siatkarskiego", do tego "musi prowadzić dokumentację finansową zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa" i "nie może posiadać nie uzgodnionych z wierzycielami, co do spłaty w kolejnych terminach, zaległości finansowych z sezonu poprzedniego przekraczających 90 dni na dzień składania wniosku".

To wszystko dobrze wygląda w dokumencie o mocy prawnej, ale kto sprawdza powyższe wymagania i jakie są konkretne sankcje za ich niedotrzymanie, na przykład w trakcie sezonu ligowego? Teoretycznie odpowiedzi są znane, ale komisja nie ma w zwyczaju ostro reagować. - Bez prawomocnego wyroku Sądu Polubownego lub powszechnego Komisja nie ma narzędzi do wymagania na klubach reakcji - mówił Łopaciński.

I o to mają do niej pretensje menadżerowie, walczący o zaległe pensje swoich klientów. Według nich same oświadczenia składane komisji nie dają żadnej wiedzy o sytuacji klubów, a komunikacja między PLS a PZPS w tym zakresie jest nikła. - Już od kilku lat przy wpisach na listę transferową obowiązuje prawo, by wskazywać zadłużenie klubów wobec zawodnika. Tylko co z tego, że my to napiszemy, jeżeli ta informacja z pewnością nie trafi do PZPS-u? (...) Często podnoszony jest argument: nie wiemy o pewnych rzeczach, bo sprawy nie lądują w sądach. Sęk w tym, że mało kto chce iść do sądu, bo to prawdziwa ostateczność, a wcześniej i tak musimy przejść obowiązkowo przez sąd polubowny - mówił w niedawnej rozmowie z naszym portalem menadżer Jakub Malke.

Procesy przed sądami przy PLS ciągną się miesiącami, a nawet jeżeli uda się uzyskać korzystny wyrok sądu powszechnego, to i tak rzadko dyscyplinuje to klub. Bo taki wyrok zwykle dotyczy kontraktu wizerunkowego, czyli umowy cywilnoprawnej, a one nie podlegają procesowi licencyjnemu i Komisja nie musi ich brać pod uwagę. Innymi słowy, trzeba naprawdę bardzo się postarać (w negatywnym znaczeniu tego słowa), by nie zasłużyć na licencję, chociażby warunkową lub nadzorowaną. Kluby zdają się to doskonale wiedzieć i mimo ciągnących się latami problemów nie wydają się bać karzącej ręki sprawiedliwości.

Regulacje PZPS i PLS nie znają kar ujemnych punktów ani zakazu pełnienia funkcji publicznych w siatkówce (obecnych we Włoszech), a jeśli przyznaje się kary finansowe, to tylko za braki formalne w dokumentach i wysyłaniu ich po terminie. Zakres możliwości komisji jest bardzo wąski: przyznanie licencji, nieprzyznanie lub zawieszenie. Żadnych innych możliwości. Organ związkowy kierowany przez Tadeusza Łopacińskiego interweniuje, kiedy potrzebuje od klubu np. uwiarygodnienia możliwości spłaty zadłużenia. Potrafi też uzależnić wydanie licencji od spłacenia zaległości wobec zawodnika według wyroku Sąd Polubownego, co pokazuje, że nie jest całkowicie pobłażliwy, jak sugerują krytycy jej działalności.

Ale przypadek Stoczni Szczecin udowodnił, że dotychczasowe przerzucanie się odpowiedzialnością między PLS a PZPS w niczym nie pomaga, a może jedynie doprowadzić do organizacyjnej tragedii. PLS zawsze może się wytłumaczyć tym, że związkowa komisja wiedziała, co robi, przyznając licencję. A sama komisja nie może przypisywać z góry złej woli klubów przysyłających oświadczenia i zakłada, że ekstraklasa pilnuje jakości swoich udziałowców. To klasyczna spychologia, która trwa już zbyt długo.

- Rozmawiałem na ten temat z jednym człowiekiem z władz ligi i on mówi mi: jeśli byśmy tego tak przestrzegali, nie mielibyśmy połowy klubów w lidze. A ja mówię: wy nie będziecie na tym tracić, tylko zyskiwać! Zyskacie w lidze prawdziwe kluby i sponsorzy będą wiedzieli, że one są solidne - mówił menadżer Roberto Mogentale, uskarżając się na brak skutecznej kontroli klubów. Można argumentować, że siatkarskiego agenta interesuje przede wszystkim zarobek, a nie ogólnie pojęte dobro dyscypliny, ale akurat problem, który najczęściej trapi Mogentale i innych menadżerów, dotyka spraw bliskich dla kibiców, czyli stabilności ligi i jej jakości. Być może dobrze się stało, że dramat klubu ze Szczecina był tak głośny i szeroko komentowany. Zwykle tak głośne upadki doprowadzają do koniecznych zmian. Obyśmy takich doczekali.

ZOBACZ WIDEO Świderski o sytuacji Stoczni: To nie tylko problem Szczecina, ale całej polskiej siatkówki

Źródło artykułu: