Potwierdziliśmy, że sytuacja w Lidze Siatkówki Kobiet jest bardzo daleka od ideału. Około połowa klubów ma problemy z regularnym płaceniem pensji zawodniczkom, te zaś walczą o swoje w Sądzie Polubownym PLPS i w sądach powszechnych. Jeżeli nie chcą, czekają bezowocnie na należne pieniądze lub podpisują z byłymi klubami porozumienia i dostają zaległe wynagrodzenie w ustalonych ratach. Ale to nie jest normalność, co najwyżej próba normalizacji (tu przeczytasz cały artykuł o patologiach w polskiej siatkówce kobiet).
Menadżer Roberto Mogentale, który jako jeden z pierwszych w siatkarskim światku mówi otwarcie o tym problemie, piekli się przede wszystkim na brak szybkiej i skutecznej kontroli klubów. - Rozmawiałem na ten temat z jednym człowiekiem z PLPS i mówi mi: jeśli byśmy tego tak przestrzegali, nie mielibyśmy połowy klubów w lidze. A ja mówię: wy nie będziecie na tym tracić, tylko zyskiwać! Zyskacie w lidze prawdziwe kluby i sponsorzy będą wiedzieli, że one są solidne - mówił nam Włoch.
W odpowiedzi na pytanie, czy Profesjonalna Liga Polskiej Siatkówki ma koncepcję na usprawnienie procesu licencyjnego i egzekwowanie długów, otrzymaliśmy fragment Regulaminu Profesjonalnego Współzawodnictwa, który ma obowiązywać od przyszłego sezonu. W paragrafie 13., ustępie 5, punkcie a czytamy:
Warunkiem dopuszczenia klubu do rozgrywek Ligi będzie brak jakichkolwiek wymagalnych zobowiązań finansowych klubu wobec zawodników, członków sztabu szkoleniowego lub innych klubów, w tym wobec byłych zawodników i członków sztabu szkoleniowego klubu, według stanu na dzień 1 września każdego roku, a w przypadku klubów przystępujących do rozgrywek ligi - według stanu na dzień 30 kwietnia roku, w którym przystępuje do rozgrywek.
Wszystkie kluby zobowiązane są do przedstawienia zarządzającemu pisemnego oświadczenia potwierdzającego brak wymagalnych zobowiązań finansowych klubu wobec byłych zawodników i członków sztabu szkoleniowego oraz oświadczeń wszystkich zawodników oraz członków sztabu szkoleniowego, z którymi klub w chwili składania oświadczenia wiążą umowy, o braku wymagalnych zobowiązań finansowych klubu, według stanu na dzień 1 września każdego roku, pod rygorem niedopuszczenia lub wykluczenia klubu z rozgrywek ligi.
Takie przepisy mają wejść w życie od początku kolejnego sezonu Ligi Siatkówki Kobiet. Czy okażą się lekiem na całe zło? Podczas finałów Pucharu Polski kobiet w Nysie tradycyjnie pojawiło się wielu szefów klubów LSK i menadżerów zawodniczek, którzy prowadzili mniej i bardziej oficjalne rozmowy. Według nieoficjalnych doniesień, działacze ligi kobiet debatowali m.in. nad innymi wzorami umów, ubezpieczaniem umów przez siatkarki i pokrywaniem prowizji dla agentów z pensji zawodniczek. To z pewnością nie załatwi problemu.
We Francji nie ma miejsca na kombinowanie. Tam kluby siatkarskie weryfikuje Komisja Pomocy i Kontroli Klubów Profesjonalnych (CACCP), działająca przy Krajowej Dyrekcji Pomocy i Kontroli Zarządzania (DNACG). Ta organizacja działa nie tylko w siatkówce, kontrolowała m.in. francuskie kluby rugby. Ostatnio CACCP dała o sobie znać bardzo głośno. Słynne Paris Volley, które od przyszłego sezonu miało ściągnąć w swoje szeregi prawdziwe gwiazdy, zostało ukarane zakazem udziału w fazie play-off ekstraklasy i karną relegacją z rozgrywek na koniec sezonu 2017/2018.
Władze klubu z Paryża odwołały się od decyzji, ale nie mają dużych szans na sukces w apelacji. CACCP przeprowadza kilkutygodniowe audyty i działa dość szybko. Komisja miała duże zastrzeżenia do listy płac Paris Volley, która oficjalnie miała być dużo niższa niż ta faktyczna. O bezwzględności działania organów DNACG przekonał się w 2012 roku wicemistrz Francji, Stade Poitevin. Klub przez swoje zadłużenie znalazł się w Nationale 1, czyli lidze amatorskiej.
Włoska liga siatkarek przeżyła poważny kryzys w 2013 roku. W trakcie rozgrywek z ligi wycofała się Icos Crema i Liu Jo Modena, a po sezonie z Serie A1 pożegnały się trzy inne kluby. Wszystko przez brak pieniędzy i fałszywe gwarancje sponsorskie. Władze ligi pod naciskiem mediów i kibiców podjęły plan naprawczy. Jego najważniejsza zasada brzmi: to klubowi powinno zależeć na tym, by wszyscy byli zadowoleni.
- We Włoszech przyszły czasy kryzysu i wprowadzono nowe zapisy. Zawodniczka musiała wysłać do ligi dokumenty po otrzymaniu pięciu pensji od klubu, potem po dziesięciu i gdyby ich nie dostarczyła, klub nie dostałby licencji. To sprawiło, że nikt nie mógł myśleć o tym, żeby kombinować. Mieliśmy taki przykład w Montichiari: kilka zawodniczek nie dostało pensji, opóźnienia wynosiły sześć-siedem miesięcy i teraz klubu nie ma już w elicie, a gwarancje bankowe przejęła ekstraklasa. Klub wpłacił te pieniądze, liga oddała klubowi gwarancje bankowe i wszystko odbyło się prawidłowo. A w Polsce nie ma karania, kluby robią, co chcą - denerwował się Mogentale, tłumacząc, jak działa weryfikacja klubów w jego ojczyźnie.
Wszystko byłoby znacznie łatwiejsze, klarowniejsze i w duchu fair play, gdyby prezesi przestali podpisywać wirtualne kontrakty. Ci uczciwi proponują tyle, ile są w stanie zapłacić danej zawodniczce. - Pewien prezes klubu powiedział mi: Roberto, ja oferuję tyle a tyle tysięcy zawodniczce, inny klub oferuje około 30 procent więcej i wiadomo, gdzie zawodniczka będzie chciała grać. Ja straciłem siatkarkę i szansę na walczenie o dobrą pozycję w tabeli. A ten drugi klub skończy ligę wyżej ode mnie, choć nie zapłacił i nie zapłaci tych pieniędzy, do czego przecież się zobowiązał w momencie podpisywania umowy. Co z tego wynika? Prezesi klubów nie szanują samych siebie i swoich kolegów z ligi, skoro dopuszczają do takich sytuacji - skwitował nasz rozmówca, który nie ukrywa swojej irytacji takim stanem rzeczy.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #16: Bayern to nie jest klub Lewandowskiego