Szerokim echem odbił się nasz tekst o niepłaceniu w terminie, a niekiedy w ogóle, siatkarkom w polskich klubach (tu przeczytasz cały artykuł). Jedna z zawodniczek tak nam mówiła: - W Polsce obowiązuje kodeks pracy i pracodawcy, także ci w sporcie, powinni przestrzegać tych przepisów. Chciałabym, żeby tak było - opowiadała rozgoryczona.
Zapytaliśmy Zuzannę Efimienko-Młotowską, która grała w Serie A (w Spes Volley Conegliano oraz Metalleghe Sanitars Montichiari), jak to wygląda we Włoszech. Okazuje się, że tam znaleziono rozwiązanie na nierzetelne kluby. Przede wszystkim, to zawodniczki muszą złożyć oświadczenie o tym, czy klub nie zalega im z wypłatami (w Polsce jest odwrotnie). - Oświadczenia w trakcie sezonu są dwa. Najpierw jak jest wypłacone 40 lub 50 procent kontraktu, a potem 80, a później całość. Kluby wpłacają wcześniej do związku kaucję, z której ewentualnie później zawodniczki mogą wyciągnąć te pieniądze - opowiada nam Efimienko-Młotowska. - To nie jest bardzo duża kwota, pewnie w większości przypadków nie wystarczyłaby na spłacenie kontraktów niektórych zawodniczek, ale jest na tyle wysoka i cenna, że klubom zależy, żeby płacić w terminie.
Czy taki system mógłby sprawdzić się w LSK? - Kluby musiałyby sporo wyłożyć na początku do ligi. To jest taki zastaw, jeśli by nie płacili, to nie odzyskaliby tych pieniędzy po sezonie. Ta kaucja jest czymś, co może zachęcać kluby, żeby jednak płaciły w terminie - podkreśliła siatkarka.
Ale i tam zdarzały się niesolidne kluby. W sezonie 2012/13 z gry wycofało się kilka ekip z powodu braku pieniędzy. Szczególnie szokujący był przypadek klubu z Torino, bo miał on spore ambicje, grała w nim Francesca Piccinini. Ikona włoskiej siatkówki na koniec sezonu miała zaległości rzędu prawie 15 tysięcy euro, zdarzało się, że protestowała przez siedzenie za bandami w trakcie meczu
Liga zasądziła spłatę zobowiązań i punkty karne, ale klub ogłosił upadłość. Mało kto zobaczył swoje pieniądze. Wtedy w lidze wprowadzono wspomniane deklaracje i kary za zaległości.
- Czasami bywa tak, że w Polsce dziewczyny są kilka miesięcy bez wypłat. Nie oszukujmy się, to jest nasza praca. Jeżeli ktoś by nie otrzymywał swojego wynagrodzenia przez kilka miesięcy, no to jak miałby żyć? Czasami pomagają rodziny, ale słyszy się też takie historie, że dziewczyny nie mają co do garnka włożyć. Mam nadzieję, że to zostanie uregulowane - mówi Efimienko, która na szczęście nigdy nie miała problemów tego typu.
Zawodniczki nie chcą się skarżyć, jeśli klub im zalega z wypłatami, bo po prostu nie mogą o tym mówić, mają takie zapisy w kontraktach. - Żadna z nas nie zdecyduje się na to - zakończyła.
ZOBACZ WIDEO Messi królem rzutów wolnych. Barcelona zmierza po tytuł [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]