Dzień wcześniej był "zawałowy" półfinał z Brazylią, w którym od pewnego momentu to przeciwnik lepiej grał w siatkówkę, ale Biało-Czerwoni wyszarpali zwycięstwo zawziętością i siłą charakteru. A mecz o złoto z Kubą to już był pełen spokój, typowa rozmowa gołego tyłka z batem. Po serii czterdziestu siedmiu zwycięstw w kadetach i juniorach w ostatnim spotkaniu drużyna trenera Sebastiana Pawlika zagrała jak seniorzy. Jak dorośli reprezentanci Polski, którymi właśnie się stali.
Tak zdolnych chłopaków nie było w polskiej siatkówce od dawna. Patrząc na osiągnięcia nawet nigdy, bo drużyny Ireneusza Mazura, z Zagumnym, Świderskim, Gruszką, Ignaczakiem, Murkiem, Papke, a potem Grzegorza Rysia z Winiarskim, Wlazłym i Możdżonkiem, aż tyle złotych medali nie zgarnęły. Ale potem i tak przez lata gracze z tych ekip stanowili o sile pierwszej reprezentacji, byli wicemistrzami i mistrzami świata, mistrzami Europy, wygrywali Ligę Światową.
Rocznik 1997 najpierw zgarnął złoto mistrzostw Europy kadetów, potem złoto mistrzostw świata w tej samej kategorii, a następnie to samo powtórzył w grupie juniorów. Z czterdziestu ośmiu oficjalnych spotkań Kochanowski, Kwolek, Fornal i spółka nie przegrali żadnego. Ich drużyna kończy swoje istnienie z bilansem 48-0, a drzwi do seniorskiej siatkówki otworzyła kopniakiem, który rozerwał futrynę.
Zawodnicy Pawlika już teraz potrafią bardzo dużo, a do tego mają świetne charaktery do sportu. Przez te trzy lata mieli na boisku wiele trudnych momentów, ale najgroźniejsi byli właśnie wtedy, gdy ktoś nadepnął im na odcisk. Ile było takich spotkań, w których przy wyniku 0:2 czy 1:2 ich przeciwnicy przestawali istnieć na boisku. Najlepszy przykład to finał MŚ kadetów w Argentynie sprzed dwóch lat, z Argentyną właśnie, gdy gospodarze wkurzyli Polaków i od tego momentu nie mieli już z nimi szans.
ZOBACZ WIDEO Głośne śpiewy i świetna atmosfera - oto kulisy reprezentacji Polski U-21 (WIDEO)
Powiedzmy sobie szczerze, na akcję "zmieniamy szyld i jedziemy dalej" , w stylu Janusza Wójcika, czy też bardziej siatkarsko w stylu Mazura, nie mamy co liczyć. Nie wszyscy zawodnicy z tej ekipy zrobią wielką karierę, pewnie nawet nie wszyscy na dobre zaistnieją w PlusLidze. Juniorska siatkówka to trochę inna dyscyplina sportu, jej gwiazdy często przebijają się wśród seniorów długo, lub nie przebijają się wcale.
MVP trzech ostatnich mistrzostw świata do lat 21, Rosjan Pawła Pankowa, Leonida Szadiłowa i swego czasu wręcz genialnego na tle juniorskich rywali Wiktora Poletajewa, na razie znają głównie eksperci. Ale po pierwsze - tu slogan - tego co młodzi Polacy zdobyli, nikt im już nie zabierze, a po drugie wśród złotych chłopców z Brna są jednostki, które na wiele lat staną się wysokooktanowym paliwem dla pierwszej reprezentacji.
O Jakubie Kochanowskim już dawno krążyła opinia, że potrafi sam wygrywać mecze. Na razie wśród juniorów, oby udawało mu się to też w pierwszej reprezentacji. Trochę brakuje mu wzrostu, bo 199 centymetrów dziś nie robi na nikim wrażenia, ale talent, także ten do pracy, ma niezwykły. Centymetry mogą być ograniczeniem także dla pierwszej "armaty" drużyny Pawlika Bartosza Kwolka, ale serwisowy zabójca swoich rówieśników na pewno z czasem może stać się dla naszej kadry kimś takim, kim teraz jest dla niej równy mu wzrostem Michał Kubiak.
Tomasz Fornal to już teraz cwaniak jakich mało, agresywniejsza, może nie aż tak dobrze ułożona technicznie wersja Michała Winiarskiego. Rozgrywający Łukasz Kozub raczej nie będzie drugim Pawłem Zagumnym, chyba, że mocno popracuje nad dokładnością swoich wystaw, ale ma potrzebne na tej pozycji złośliwość i gen szaleństwa. Wreszcie libero Mateusz Masłowski - wypisz, wymaluj dwadzieścia lat młodszy Krzysztof Ignaczak. Ta sama żywiołowość, ekspresja, medialny talent (warto zobaczyć, jak naśladuje komentarz Tomasza Hajty), a przyjęcie zagrywki chyba nawet lepsze.
Poza mistrzami świata juniorów kilku świetnych graczy mamy też w roczniku 1995, zresztą Śliwka, Szalpuk i Lemański już grają w kadrze u Ferdinando De Giorgiego, a chodzą słuchy, że grupa z SMS-u Spała urodzona w 1999 roku jest tak samo zdolna jak o dwa lata starsi koledzy, i do tego ma lepsze warunki fizyczne. Siatkarzy w Polsce szkoli się dobrze, nie musimy organizować młodzieżowych turniejów, żeby się na nie załapać, o zawodnikach kadry U21 nikt nie powie, że mają 20 lat, a ich formy jeszcze nie widział, a do trenera nikt nie zwróci się per "wuefista".
Nie będziemy masowo produkować kapitalnych graczy, jak Brazylia czy Rosja, bo aż tak dużego wyboru nie mamy, ale znajdujemy wystarczająco dużo "brylantów", żeby terminowo opłacać nimi miejsce na szczycie siatkarskiej hierarchii. Nie wiem, czy już w poczwórnie złotej grupie Pawlika jest zawodnik, jakiego w tej chwili nam potrzeba - ktoś kto stanie się jednym z trzech, pięciu najlepszych graczy na świecie, ale wiem, że pojawienie się kogoś takiego to kwestia czasu.
Żeby nie było tak różowo, na koniec upomnę się jeszcze o dziewczyny. Całkiem niedawno i w naszej żeńskiej siatkówce było pięknie, teraz mamy ugór, któremu grozi przemienienie się w pustynię. Skoro można sprawić, żeby w żyłach naszej męskiej siatkówki nie było oznak miażdżycy, dlaczego w kobiecej mamy poważny zator? Małgorzata Glinka, Dorota Świeniewicz czy Katarzyna Skowrońska zwyczajnie nie zasługują, by męczyć się, oglądając mecze swoich następczyń.