LŚ 2017: nie ma mocnych na Francuzów!

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / FIVB
Materiały prasowe / FIVB
zdjęcie autora artykułu

Na koniec rywalizacji w grupie F1 kibice obejrzeli niezwykle porywający mecz. Waleczni Amerykanie nie znaleźli sposobu na pokonanie Francuzów. Trójkolorowi wygrali 3:1 i tym samym odnieśli szóste zwycięstwo z rzędu w Lidze Światowej.

W tym artykule dowiesz się o:

Drużyny ostatnim razem spotkały się podczas igrzysk olimpijskich w Rio. Wtedy Stany Zjednoczone wygrały 3:1. Francuzi mieli idealne warunki do tego, by się zrewanżować.

Od początku spotkania obie drużyny się nie oszczędzały. Skrzydłowi nie wstrzymywali rąk, po obu stronach siatki byli skuteczni. To jednak Trójkolorowym udało się uzyskać prowadzenie na pierwszej przerwie technicznej (8:7).

Podopieczni Laurenta Tillie nie potrafili jednak powiększyć przewagi przez długi czas. Dopiero po świetnej akcji zakończonej dynamicznym atakiem Kevina Le Roux zdystansowali się na dwa punkty od rywali.

To był przełomowy moment. W kolejnych akcjach Amerykanie zaczęli popełniać błędy, a gospodarze je wykorzystywali. Goście nie wiedzieli jak zatrzymać na siatce świetnie dysponowanego Trevora Clevenota, a pojedyncze mocne ataki Bena Patcha nie pozwoliły im odrobić strat. Les Blues w końcówce grali na luzie i doprowadzili korzystny wynik do końca (25:20).

ZOBACZ WIDEO Wojciech Szczęsny: Nie sądzę, że to przełom jeżeli chodzi o obsadę bramki

Zmotywowani zawodnicy zza oceanu dobrze rozpoczęli drugą partię wykazując się na zagrywce i w bloku. Serię punktów zdobyli przy serwisach Taylora Sandera (4:7). Na lewym skrzydle blok notorycznie obijał Torey Defalco, ponad rękami rywali uderzał Patch, to spowodowało, ze Francuzi cały czas byli w defensywie.

Trener ekipy z Europy próbował zmienić coś w grze swoich podopiecznych wprowadzając zmiany, na boisku pojawił się Jean Patry, ale niewiele zdziałał. Amerykanom często udawało się ustawić blok pasywny, to dawało im szanse na kontry.

W kontratakach drużyna Stanów Zjednoczonych zachowywała dużą skuteczność. To pozwoliło zwiększyć ich przewagę. Uderzenie Sandera po skosie ostatecznie zakończyło drugą odsłonę (18:25).

Wyrównane akcje w pierwszej fazie trzeciej partii świadczyły o tym, że gospodarze wciąż wierzyli w zwycięstwo za trzy punkty. Tak jak przez cały mecz, grali niezwykle walecznie w obronie, ale tym razem potrafili też zamknąć akcję (10:7).

Kiedy Thibault Rossard zdobył punkt zagrywką, o czas poprosił John Speraw. Niewiele to jednak dało. Francuzi zaczęli więcej grać środkiem i to przynosiło im kolejne "oczka" (16:13).

Dopiero pod asie Micah Christensona przyjezdni nawiązali kontakt z Trójkolorowymi, ale dobra passa nie trwała długo, bo chwilę później Rossaurd zdobył dwa punty z zagrywki. Mimo wszystko, wydawało się, że Amerykanie mają szanse odwrócić losy seta. Udało im się doprowadzić do stanu (24:22), ale wtedy perfekcyjny atak wykonał Pierre Jean Stephen Boyer.

Francuzi postanowili iść za ciosem i kolejną odsłonę rozpoczęli z wysokiego "C". Ale równie zmotywowany był Patch, który nie tylko atakował, ale również zaczął bronić uderzenia rywali (7:8).

Kolejne akcje były długimi wymianami, pełnymi fantazyjnych obron i ataków. Częściej swoje szanse na punkty zamieniali Francuzi. Liderem gospodarzy był Boyer. To on zapewnił zespołowi prowadzenie tuż przed końcówką.

W decydujących akcjach goście najpierw zepsuli atak, a potem przekroczyli linię ataku. Tym samym Les Blues zdobyli taką przewagę, której nie mogli już roztrwonić (25:21).

Francja - USA 3:1 (25:20, 18:25, 25:22, 25:21)

Francja: Clevenot, Toniutti, Lyneel, Le Roux, Boyer, Le Goff, Grebennikov (libero) oraz Ptry, Rossard, Brizard, Chinenyeze.

USA: Sander, Christenson, Mcdonell, Defalco, Smith, E.Shoji (libero) oraz K.Shoji, Muagututia.

Tabela grupy F1:

MiejsceZespółMeczeZ-PSetyPunkty
1.Francja33-09:39
2.USA32-17:36
3.Rosja31-24:82
4.Włochy30-33:91
Źródło artykułu: