Lorenzo Micelli: Chemik wciąż gra na tym samym poziomie

WP SportoweFakty / Justyna Serafin
WP SportoweFakty / Justyna Serafin

Lorenzo Micelli pod koniec stycznia przejął stanowisko pierwszego trenera Developresu SkyRes Rzeszów i od razu musi borykać się z wieloma kłopotami. Opowiada o nich w wywiadzie dla portalu WP SportoweFakty.

Pod wodzą włoskiego szkoleniowca rzeszowianki wygrały po 3:0 z Eneą PTPS Piła i Giacomini Budowlanymi Toruń w ćwierćfinale Puchary Polski. To drugie zwycięstwo pozwoliło im zagrać w turnieju Final Four o krajowe trofeum w Zielonej Górze. Tam Developres SkyRes Rzeszów przegrał z Chemikiem Police, ale po pięciosetowym boju.

[b]

WP SportoweFakty: To już drugi raz w tym sezonie, gdy Developres doprowadził do tie-breaka z Chemikiem. Wygląda więc na to, że w pewnych fragmentach jest to drużyna dla was osiągalna.[/b]

Lorenzo Micelli: Na pewno tak. A możemy jeszcze podnieść nasz poziom. To normalne. Mamy jednak świadomość, że w półfinale Pucharu Polski wykonaliśmy wszystko najlepiej jak potrafiliśmy. W tym momencie musimy przede wszystkim dojść do siebie pod kątem zdrowotnym.

Czyli z tym związane było wejście Karoliny Szczygieł na zagrywkę?

- Tak. Nasze środkowe mają trochę problemów zdrowotnych. Katarzyna Mróz nie zagrała w ogóle, a Magdalena Hawryła nie za bardzo mogła zagrywać, więc pojawiała się za nią Szczygieł. W przeddzień meczu hospitalizowana była też Kremena Kamenova. Anna Kaczmar wróciła do nas dopiero tydzień przed turniejem finałowym. Kasia Żabińska też jest rekonwalescentką po problemach z barkiem.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji

To tym bardziej wypadliście bardzo dobrze jak na tyle niedogodności.

- Zgadza się. W tym momencie bardziej potrzebujemy odpoczynku, by wszystkie siatkarki doszły do siebie. A tu przytrafił się mecz z Chemikiem, najlepszym obecnie polskim zespołem, który ma do dyspozycji szeroką kadrę i może nią rotować. U nas takiej możliwości nie było.

Mimo tego czekałem na mecz z Chemikiem, bo on pokazał, że mamy jeszcze trochę braków mentalnych. To zaważyło zwłaszcza w tie-breaku, choć w czwartym secie pojawił się sygnał ostrzegawczy, bo mieliśmy kilka punktów przewagi i straciliśmy ją.

Dużo zmian musiał pan dokonać w grze drużyny gdy pan ją objął?

- Nie było na to czasu. Jestem trenerem, który szanuje to, co zrobili poprzednicy. Nie mam zamiaru rozbijać tego, co zostało wypracowane. Nie zamierzam więc dokonywać żadnej rewolucji, bo to przyniosłoby tylko szkodę drużynie. Przychodząc tutaj, muszę zrozumieć moje zawodniczki. Ich dotychczasowe wyniki są dobre i mam nadzieję, że będziemy to kontynuować.

Poza tym zmiana zachowań poszczególnych zawodniczek jest bardzo trudna. Gramy naprawdę dobrze na treningu, ale to musi się przełożyć na mecze. Myślę, że ten obraz z treningów był widoczny w meczu z Chemikiem. Jestem dumny z postawy dziewczyn.

Adela Helić powiedziała, że zobaczyła u pana wiarę do samego końca i jej to pomagało. Musi pan więc trochę też być tym trenerem mentalnym zespołu.

- Gdy pracujesz z kobietami, musisz cały czas okazywać im wsparcie. Na treningu faktycznie dostają wycisk i mnie pewnie wtedy momentami nienawidzą, ale podczas meczu muszę być ich najlepszym przyjacielem i skakać za nimi w ogień.

Stawia pan na Klaudię Kaczorowską na przyjęciu i Annę Kaczmar na rozegraniu. To siatkarki, które doskonale pan zna z pracy w Atomie Treflu Sopot.

- Wiem, czego oczekują od mojego systemu gry, więc faktycznie mają trochę łatwiej. To nic dziwnego w takiej sytuacji. A nawet to lepiej, bo pomagają reszcie drużyny zaadaptować się do tej filozofii. To też zacieśnia więzi wewnątrz zespołu.

Dwa lata temu prowadzony przez pana Atom Trefl Sopot pokonał Chemika w finale Pucharu Polski. Przed rokiem policzanki były lepsze. Jest pan w stanie porównać, jak zmieniła się siła mistrzyń Polski przez ten czas?

- To wciąż moim zdaniem drużyna grająca na tym samym poziomie. I jest do pokonania, jak okazało się przed dwoma laty w Kędzierzynie-Koźlu. Problem polega na tym, że jeśli popełnia się za dużo błędów własnych, Chemiczki to wykorzystują. Piątego seta w Zielonej Górze rozpoczęliśmy od 2:6. Tu było już bardzo trudno odrobić te straty. To drużyna doświadczona i zaprawiona w bojach.

Jaki cel postawiono przed panem gdy przychodził pan do klubu z Rzeszowa?

- Awansować do najlepszej czwórki w lidze i osiągnąć co się da w półfinale Pucharu Polski. Wszyscy mają jednak na uwadze, że najpierw wszystkie zawodniczki muszą wyzdrowieć. To podstawowy warunek.

Rozmawiał Krzysztof Sędzicki

Komentarze (0)