ONICO AZS Politechnika Warszawska już od kilku tygodni musi sobie radzić bez Pawła Zagumnego, którego zastępuje w roli pierwszego rozgrywającego i kapitana Jan Firlej. 19-letni zawodnik ma na koncie i porażki i zwycięstwa. W nowym roku najpierw jego drużyna przegrała 2:3 z Effectorem Kielce w 1/8 Pucharu Polski, a dwa dni później pokonała w trzech setach Łuczniczkę Bydgoszcz.
- Każde spotkanie od początku sezonu, niezależnie czy ze mną w składzie, czy przed kontuzją Pawła Zagumnego, rozgrywaliśmy z tym samym bojowym nastawieniem. Nie umniejszając zespołowi z Kielc, przegraliśmy z nimi trochę na własne życzenie. Prowadziliśmy w tym meczu 2:1, choć początek nie był w naszym wykonaniu dobry, później graliśmy przez dwie kolejne partie dobry mecz, stabilny i na wysokim poziomie. Niestety później trochę za bardzo się rozluźniliśmy i wygrana nam uciekła. W meczu z Łuczniczką chcieliśmy przede wszystkim wygrać pokazując swoją siatkówkę, bo wydaje mi się, że w ostatnim czasie dobrze pracowaliśmy na treningach, ale nie do końca potrafiliśmy to przełożyć na realia meczowe - ocenił Firlej po spotkaniu w Bydgoszczy.
Młody siatkarz od początku miał być rozgrywającym. - Od początku mojej jak na razie krótkiej przygody z siatkówką byłem stawiany na rozegranie. Moimi ulubionymi zawodnikami była para Argentyńczyków - Uriarte i De Cecco. Oprócz nich także często podpatrywałem Pawła Zagumnego. W tamtym czasie obejrzałem chyba wszystkie filmiki z udziałem tych rozgrywających, które były dostępne na youtube - wspominał Firlej. - Do tej pory czasami przed meczem czy po treningu lubię podejrzeć na youtube tych klasowych graczy.
Od połowy grudnia 19-latek jest jedynym rozgrywającym w zespole i nie ma zmiennika. - Na pewno to bardzo duża szansa dla mnie. Spoczywa na mnie spora odpowiedzialność z tego powodu, ponieważ muszę kierować grą zespołu i kiedy pojawią się gorsze momenty gry to muszę sobie z tym poradzić, bo nie mam możliwości ku temu, aby popatrzeć na przebieg wydarzeń z ławki, chwilę ochłonąć, cały czas gram. To duża odpowiedzialność, ale nie stresuję się tym, przede wszystkim cieszę się, że mogę grać. Zawsze wychodziłem z takiego założenia, że po to solidnie trenuję, aby później wyjść na boisko i rozegrać mecz w hali przy oprawie kibiców. Dla mnie to sama przyjemność, dzięki temu nie czuję, że kiedy gram mam nogi z waty ze stresu, po prostu staram się pokazać na co mnie stać, choć muszę przyznać, że to nadal nie do końca wychodzi tak jakbym sobie tego życzył - zakończył Firlej.
ZOBACZ WIDEO Śnieg i mróz? To nic! Poznajcie kolarstwo przełajowe