Karolina Goliat: Jestem napalona na grę

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / OrlenLiga.pl
Materiały prasowe / OrlenLiga.pl
zdjęcie autora artykułu

Karolina Goliat to kolejna z reprezentantek Belgii o polskich korzeniach, która od nowego sezonu występuje w Orlen Lidze. 20-letnia atakująca broni barw Atomu Trefla Sopot.

Choć urodziła się w belgijskim Sint-Niklaas, jej rodzice są Polakami. Na sport była skazana, bo jej mama trenowała siatkówkę, a tata grał w piłkę ręczną. Nie traciła też kontaktu z językiem polskim, bo chodziła do polskiej szkoły w Antwerpii, a za każdym razem kilka tygodni wakacji poświęcała na przyjazd do Polski. Teraz zawitała tu na dłużej. Po raz pierwszy w życiu. WP SportoweFakty: W jednym z wywiadów przyznała pani, że przyjeżdżała do Polski tylko na wakacje. Teraz - nie ma co ukrywać - przyjechała pani do pracy, ale w miejsce chyba bardzo atrakcyjne, nie tylko pod kątem siatkarskim.

Karolina Goliat: W Trójmieście, nad morzem jest naprawdę super. Kiedy tylko mam chwilę wolną i jest piękna pogoda, korzystam z niej. To jest dla mnie bardzo relaksujące.

Kilka lat temu grała pani już przeciwko Atomowi w Ergo Arenie w Lidze Mistrzyń. Choć był to inny zespół niż teraz, co pamięta pani z tamtego pojedynku?

- Przypominam sobie, że to dla naszej drużyny był bardzo trudny bój. Nie potrafiłyśmy postawić oporu ekipie z Sopotu. Widać było różnicę w umiejętnościach i w klasie zespołów. Sam mecz nie był atrakcyjny, ale przygoda z Ligą Mistrzyń była bardzo przyjemna i cenna.

Wciąż jeszcze jest pani młodą zawodniczką, ale ma pani już pewien bagaż doświadczeń związany chociażby z występem w Lidze Mistrzyń czy reprezentacji Belgii.

- Niby tak, chociaż nie udało mi się jeszcze osiągnąć wielkich wyników. Myślę jednak, że to doświadczenie i sam fakt, że grałam, dało mi już naprawdę dużo.

Przyszła pani do Atomu Trefla Sopot, który bardzo zmienił się w ciągu ostatnich miesięcy. Zbudowany jest teraz w dużej mierze z młodych zawodniczek.

- Jestem pewna, że na każdy mecz wyjdziemy z odpowiednim nastawieniem i będziemy chciały walczyć o wszystko. Nie wiem, czy wygramy dużo spotkań, ale pojedyncze sety powinno nam się udać przesądzić na swoją korzyść. Mam nadzieję, że nie będziemy mogły sobie nic zarzucić. Jeśli przeciwnik będzie tego dnia lepszy, także trzeba będzie umieć stanąć i bić mu brawo.

Dojrzewała pani siatkarsko w Belgii, choć ma pani polskie korzenie. W pewnym momencie trzeba było jednak podjąć decyzję, barwy którego kraju reprezentować i wybrała pani jednak Belgię. Dlaczego?

- Przebywałam w Belgii w szkole sportowej przez dwa lata. Była ona już powiązana z młodzieżowymi kadrami tego kraju. W sumie nie miałam zatem wielkiego wyboru. Wiem, że teraz byłoby to już zbyt trudne, by po tylu występach z juniorkami zmieniać barwy, gdybym miała zagrać dla reprezentacji Polski. Ale nie było takiego momentu, że powiedziałam: "Belgia". Tak się po prostu stało.

Jest pani wychowanką Asterixa Kieldrecht - można powiedzieć takiego belgijskiego Clubu Italia. Mnóstwo siatkarek trafia stamtąd do kadry narodowej. Jak wygląda tam praca z zawodniczkami?

- Prowadzi to trener Gert Vande Broek, który jest także selekcjonerem reprezentacji Belgii. On wszystko ułożył sobie tak, by dziewczyny z tej szkoły, które osiągają już pewien poziom, trafiały do niego do zespołu seniorek Asterixu. Później on je tam kształci dalej, a gdy zawodniczki kończą szkołę, wyjeżdżają, bo poziom ligowej siatkówki w Belgii nie jest na tyle dobry, by utworzyć z tego silną drużynę narodową.

Nie przesadzajmy. W ostatnich latach rozkwitło pokolenie, które w 2013 roku sięgnęło po brąz mistrzostw Europy.

- Tak, ale zdecydowana większość dziewczyn z podstawowej kadry gra za granicą. To jest właśnie ta różnica. W Belgii nie podchodzi się do tego aż tak profesjonalnie. Więcej jest w tym wszystkim zabawy.

W tej reprezentacji pojawiło się ciekawe zjawisko "polskich Belgijek" - zarówno pani, jak i Dominika Sobolska, Kaja Grobelna oraz Dominika Strumiło, macie polskie korzenie, ale jednak gracie dla Belgii. Między sobą rozmawiacie po polsku?

- A to już różnie. Zależy od sytuacji. Nie potrafię teraz powiedzieć, w jakim języku spontanicznie rozpoczęłabym dyskusję. Teraz razem z Kają gramy w Orlen Lidze, więc częściej rozmawiamy po polsku. W Belgii raczej po belgijsku. Nie ma specjalnej reguły.[nextpage] Numerem jeden na pozycji atakującej w reprezentacji Belgii jest bez wątpienia Lise van Hecke, ale o numer dwa walczy pani właśnie m.in. z Kają Grobelną. Mecze w Orlen Lidze będą taką wewnętrzną rywalizacją między wami?

- Z trenerem Vande Broekiem nigdy nie wiadomo. On nie ma takiej stałej grupy. Często bierze sporo dziewczyn, które później nie grają za dużo w meczach. To chyba jest forma testu. Nie wiem, do kogo ma on większe zaufanie w tym momencie, ale na razie jestem spokojna, bo Lise nie da się tak łatwo wyprzeć z tej pierwszej szóstki.

[b]

Ale chyba przyjście pani i Kai Grobelnej do Polski jest pewnym sygnałem, że chcecie wskoczyć do tej kadry.[/b]

- Na pewno tak, ale on ma do niej wielkie zaufanie. Gdy nie ma jej na boisku, jest zupełnie inna atmosfera. Także inne zawodniczki czują się pewniej, gdy Lise jest na boisku.

ZOBACZ WIDEO UFC 205: Kowalkiewicz skomentowała decyzję Jędrzejczyk

Daje się zauważyć w social mediach, że reprezentacja Belgii to jedna wielka rodzina. Jesteście bardzo ze sobą zżyte.

- To dzięki temu, że Belgia jest w sumie małym krajem, więc wszystkie dziewczyny znają się nie tylko z Asterixa, ale też z mniejszych klubów. Wszyscy się znają od młodziczek, skoro żyją w jednym internacie i choćby mijają się ze sobą przez sześć dni w tygodniu. Można się zżyć ze sobą.

Pytała pani Frauke Dirickx, Charlotte Leys czy Helene Rousseaux o grę w Polsce przed przyjściem do Sopotu?

- Szczerze mówiąc, to nie, ponieważ trochę śledziłam to, co dzieje się w polskiej lidze. Wiedziałam, jak to mniej więcej wygląda. Szybko podjęłam decyzję co do podpisania umowy, a potem już tylko czekałam, aż będę mogła przyjechać do klubu.

Da się porównać to, co dzieje się w Asterixie z tym, co teraz utworzono w Atomie Treflu?

- Moim zdaniem nie do końca. W Belgii jest całkiem inna liga. Tu musimy inaczej do tego podejść. Nie ma już czasu na pracę jak w szkole, bo musimy wyjść na boisko i coś pokazać. To nie jest do końca to samo, choć małe podobieństwo pewnie da się zauważyć.

Jak wygląda atmosfera w drużynie Atomu Trefla? Zgromadziła się w Sopocie grupa dziewczyn naprawdę chętnych do pracy.

- Zgadza się. Przed sezonem już byłyśmy bardzo napalone na grę. Nie mogłyśmy się doczekać pierwszej gry o punkty. Ani razu jeszcze nie usłyszałam od nikogo, że nie chce mu się trenować, więc to też jest dobry znak. Nie ma "grupek", jesteśmy jedną drużyną. Im dłużej ze sobą będziemy, tym lepiej będzie to wyglądało.

Sprowadzono panią raczej z myślą o tym, że będzie pani grała jako pierwsza atakująca i tak na razie jest. Jest pani gotowa do tej roli?

- W zeszłym sezonie nie miałam wielu okazji do prezentowania swoich umiejętności, więc teraz bardzo chcę dużo grać. To jest też bardzo ważne. Nie mogłam się już doczekać startu rozgrywek i myślę, że taki głód grania może wyjść na dobre nie tylko mnie, ale i całej drużynie.   W Sopocie rozmawiał Krzysztof Sędzicki

Źródło artykułu: