Nie tak mecz w Częstochowie wyobrażała sobie drużyna AZS Politechniki Warszawskiej. Inżynierowie byli sklasyfikowani w tabeli wyżej niż AZS Częstochowa, a do tego w ostatnich zeszłorocznych meczach pokazali się z dobrej strony. W żadnym z setów warszawianie nie ugrali choćby 20 punktów, mieli problemy ze skończeniem ataków i popełniali rażące błędy własne.
Mimo to po zakończeniu spotkania trener AZS PW nie miał pretensji do swoich zawodników. - Zespoły od ósmego miejsca w dół zawsze są faworytami u siebie, to są wyrównane drużyny. Nie interesuje mnie kto był faworytem, interesuje mnie poziom, który sięgnął dna jeżeli chodzi o nasze granie. Nie winię za ten mecz zawodników. Miałem duże pretensje za starcie z Łuczniczką, bo tam mogliśmy odwrócić mecz, ale po spotkaniu w Częstochowie nie mam pretensji do zawodników. Biorę na siebie tę porażkę - powiedział Jakub Bednaruk.
Szkoleniowiec warszawskiego zespołu nie ukrywał, że nie wie co jest przyczyną słabszej gry jego podopiecznych. W najbliższych dniach najważniejsze dla AZS Politechniki Warszawskiej jest uporanie się z kryzysem. - W dosyć wysoki poziom weszliśmy w grudniu i nagle coś prawdopodobnie popsułem. Jeszcze nie wiem co, ale muszę szybko znaleźć powód, rozwiązanie i szybko je wprowadzić. Prawdę mówiąc nie wiem co się stało. Weszliśmy, dostaliśmy po głowie i zeszliśmy. Przy dobrym przyjęciu nie mogliśmy skończyć ataku. Nigdy nam się coś takiego nie zdarzyło, jest to dla mnie coś nowego, bo do tej pory nie widziałem takiego meczu z naszej strony. Trzeba to szybko rozwiązać - zadeklarował Bednaruk.
- Wpadliśmy w straszny dołek i nie wiem dlaczego. Muszę znaleźć powód i sposób rozwiązania tego problemu. Nie można tak przegrywać, w żadnym z setów nie wyszliśmy z 20. Tak jak mówiłem, nie mam pretensji do zawodników, oni muszą sobie zresetować głowy - dodał trener AZS-u Politechniki Warszawskiej.
Dla Bednaruka była to pierwsza porażka w roli trenera w Częstochowie. - To jest moja osobista porażka, bo pierwszy raz od czterech lat przegrałem w Częstochowie. Boli to razy dwa, poziom naszego grania boli razy trzy, wynik boli razy cztery. Ważne jest to, by znaleźć powód, bo jeżeli dobrze przyjmujemy i nie możemy skończyć ataków to jest to problem, który musimy rozwiązać - zakończył szkoleniowiec warszawskiego zespołu.