"Bocian" wzleciał na wyżyny PlusLigi, czyli słów kilka o Damianie Schulzu

Postawa atakującego Lotosu Trefla Gdańsk Damiana Schulza jest jednym z największych pozytywnych zaskoczeń obecnego sezonu. 25-letni siatkarz znakomicie spisuje się zarówno jako dżoker, jak i zawodnik pierwszego składu.

W tym artykule dowiesz się o:

Pięć występów w roli zmiennika, dwa w wyjściowym ustawieniu. Trzy nagrody MVP. 112 zdobytych punktów, przy średniej skuteczności w ataku wynoszącej 52 procent. To zaledwie kilka statystyk opisujących w dużym skrócie poczynania Schulza w pierwszym miesiącu ligowych rozgrywek. Zawodnika, który dokonał rzeczy, jaką po zakończeniu ubiegłego sezonu trudno było sobie wyobrazić. Można to już śmiało powiedzieć: usunął w cień reprezentanta Stanów Zjednoczonych, Murphy'ego Troya.

- Minione wakacje były najlepszymi w moim życiu. Wziąłem ślub, miałem sporo czasu na odpoczynek, ale również nie próżnowałem. W wolnych chwilach grałem w siatkówkę plażową. Myślę, że poczyniłem bardzo duże postępy w sferze mentalnej, jak i czysto fizycznej. Kluczowa dla mojej obecnej postawy była jednak praca wykonana nad psychiką - wyjaśnia Schulz.

25-letni atakujący, mierzący 208 cm wzrostu, zauważa jednak również, że wpływ na jego aktualne poczynania miało także sumienne podejście do wykonywania obowiązków w sezonie 2014/2015, mimo że nie dane było mu wówczas częste pokazywanie swoich możliwości w warunkach meczowych. - Cały poprzedni sezon przesiedziałem na ławce, ale czas spędzony na treningach, u boku tak doświadczonych zawodników, dał mi bardzo dużo. Obecnie cieszę się z każdej chwili spędzonej na boisku i staram się wykorzystywać otrzymane okazje - komentuje.

Popularny "Bocian" jest zarazem bardzo zadowolony z faktu, że Troy pozostał jego konkurentem do miejsca w składzie. - Bardzo się cieszę, że Murphy został w Gdańsku, ponieważ do tej pory znakomicie się uzupełniamy. To bardzo pracowity i wesoły człowiek - mówi Schulz, o którym po raz pierwszy zrobiło się w siatkarskim świecie naprawdę głośno blisko dwa lata temu.

Błysk w Siedlcach

15 stycznia 2014 roku I-ligowy KPS Siedlce podejmował w meczu VI rundy Pucharu Polski AZS Politechnikę Warszawską. Pojedynek zakończył się niespodziewanym zwycięstwem siedlczan 3:1, a do sukcesu poprowadził ich nikt inny jak Schulz. Wyczyny atakującego w polu serwisowym wprost przechodziły ludzkie pojęcie.

- To, co wyprawiał pan Schulz, było świetne. 11 asów do tylko czterech błędów - takiego wskaźnika nie widziałem nigdy w mojej krótkiej przygodzie trenerskiej. Podobne rzeczy mógł robić jedynie Osmany Juantorena grając w Trentino - tłumaczył wówczas Jakub Bednaruk, trener stołecznej ekipy.

Damian Schulz ma obecnie dużo powodów do zadowolenia
Damian Schulz ma obecnie dużo powodów do zadowolenia

Bombardier, który został ochrzczony pseudonimem "Bocian" już w czasach szkoły podstawowej, z racji wyróżniania się wśród rówieśników bardzo długimi i chudymi nogami, w Siedlcach na dobre rozpoczął swoją wędrówkę ku krajowym salonom. Wcześniej występował między innymi w Jokerze Piła i AZS-ie UAM Poznań (w pierwszej z drużyn czasami także na pozycji środkowego), lecz błyszczeć zaczął dopiero pod skrzydłami byłego znanego rozgrywającego, Sławomira Gerymskiego.

Wysokie loty Schulza w dużym stopniu przyczyniły się do sensacyjnego wyniku osiągniętego przez ekipę z Siedlec w sezonie 2013/2014, jakim było zdobycie wicemistrzostwa I ligi. - Rok spędzony w KPS-ie pozwolił mi nabrać bardzo wiele doświadczenia, ponieważ praktycznie cały czas przebywałem na boisku. Mieliśmy bardzo młody skład i trener Gerymski każdemu musiał poświęcić dużo czasu, abyśmy stali się lepszymi siatkarzami - opowiada 25-letni gracz. Po zdobyciu srebrnego medalu na zapleczu PlusLigi trafił już natomiast pod skrzydła znacznie bardziej znanego szkoleniowca - Włocha Andrei Anastasiego.

Zaufanie zostało zbudowane

- Damian ma świetne warunki fizyczne, wysoko skacze i jest przy tym świetnie skoordynowany. Dysponuje też niesamowitym serwisem. Wierzę w niego i jestem przekonany, że może się jeszcze mocno rozwinąć - oznajmił 55-letni Włoch na oficjalnej stronie gdańskiego klubu przed startem sezonu 2014/2015.

- Najbardziej cenię u Anastasiego to, że ma swój pomysł na grę i od każdego wymaga, by realizował go w stu procentach. Podczas treningów jest przez większość czasu uśmiechnięty, ale zarazem bardzo wymagający. Kiedy coś nam nie wychodzi, potrafi wybuchnąć, lecz zdarza się to sporadycznie - mówi Schulz, którego doświadczony trener wprowadzał do gry na najwyższym poziomie bardzo powoli. Tak naprawdę można wywnioskować, że proces ten trwał praktycznie okrągły rok i zakończył się wraz z końcem października.

Anastasi nie boi się już odważnie stawiać na polskiego atakującego. Częściej korzystał z niego w roli zmiennika, ale w starciach z Effectorem Kielce i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle pozwolił mu wystąpić w pierwszym składzie. I się nie zawiódł, ponieważ Schulz zakończył oba te spotkania z nagrodą MVP. Trzecią statuetkę dołożył przy okazji potyczki z Jastrzębskim Węglem.

- Damian dysponuje wysoką formą od początku okresu przygotowawczego. Moim zdaniem już prezentuje bardzo dobry poziom, a w kilku aspektach może się jeszcze rozwinąć. Ale spokojnie, na wszystko przyjdzie pora - przyznaje Marco Falaschi, rozgrywający Lotosu Trefla.

Pewnym jest, że z każdym kolejnym występem Schulz czuje się na parkietach PlusLigi coraz pewniej. Słowa wypowiedziane przez niego na początku przygody z najwyższą klasą rozgrywkową można już zatem uznawać za nieaktualne. - Najbardziej obawiałem się przejścia na obiekty typu Ergo Areny. W niższych klasach rozgrywkowych nie rozgrywa się meczów w tak dużych halach - oceniał zawodnik. Dziś duże areny nie robią już na nim żadnego wrażenia. Podobnie zresztą jak kolejni rywale, nawet ci z najwyższej półki, co dobitnie wszystkim udowodnił podczas wyjazdowego pojedynku z ZAKSĄ.

Wiktor Gumiński

Źródło artykułu: