Po rozmowie z panią doktor poryczałem się ze szczęścia - rozmowa z Grzegorzem Boćkiem, atakującym ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Pół roku temu zawalił mu się świat - w jego organizmie wykryto nowotwór. Wspieramy przez rodzinę, kibiców, kolegów z boiska podjął walkę.

Chemioterapia przyniosła błyskawiczny efekt. Reprezentant Polski właśnie się dowiedział, że wygrał z chorobą.

2 kwietnia to wyjątkowy dzień dla atakującego ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i reprezentacji Polski - Grzegorza Boćka. Oprócz doskonałej wiadomości ze szpitala, odebrał powołanie do szerokiego składu kadry narodowej na nadchodzący sezon 2015, w którym nasi siatkarze zagrają m.in. w Lidze Światowej, mistrzostwach Europy i Pucharze Świata.

[ad=rectangle]

Marek Bobakowski: Obudził się pan rano, spojrzał na ekran telefonu, a tam...

Grzegorz Bociek: ... nieodebrane połączenie i SMS. Zacząłem od wiadomości, była od mojej pani doktor. Dwa dni temu byłem na badaniach i niecierpliwie czekałem na informację o ich wyniku. Przeczytałem raz, drugi, trzeci, dziesiąty. Poryczałem się ze szczęścia. Jak małe dziecko. To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.

Informacja dotyczyła badań, które przeszedł pan dwa dni temu?

- Dokładnie tak. Postanowiłem oddzwonić do pani doktor, aby usłyszeć, iż nie ma śladów po nowotworze. A to oznacza, że jestem zdrowy. Oczywiście muszę teraz co kilka tygodni się badać, potem co kilka miesięcy. Zdaję sobie też sprawę, iż choroba może wrócić. Podczas leczenia poznałem super człowieka, który zresztą jest też siatkarzem, ale grającym na wózku. I właśnie u niego rak wrócił, po 10 latach. Jestem jednak optymistą, Andrzej Niemczyk pokonał tę chorobę, wielu Polaków codziennie również wychodzi z tej walki z podniesioną głową, więc jestem optymistą. Zresztą, po pół roku ciężkiej walki, jestem silny mentalnie, jak nigdy wcześniej.

[b]

Jak wyglądało ostatnie pół roku w życiu Grzegorza Boćka?[/b]

- Chemia, chemia, chemia i jeszcze raz chemia. Każdy cykl chemioterapii składał się z dwóch dawek co mniej więcej dwa tygodnie. Czyli uogólniając, jeden cykl to był mniej więcej miesiąc. Na początku lekarze zaplanowali od sześciu do ośmiu miesięcy leczenia. Wstępnie. Miałem nadzieję, że w moim przypadku będzie ta dolna granica. W końcu jestem sportowcem i mam silny organizm. Udało się. Jednak pierwsze chemie to była katastrofa, całą noc wymiotowałem, nie wiedziałem, co się dzieje, gdzie jestem. Przez trzy, cztery dni dochodziłem do siebie. Największemu wrogowi nie życzę tego, co przeszedłem.

Podobno podczas leczenia pojawiał się pan na treningach ZAKSY. I to wcale nie w roli kibica. Prawda?

- Jak pani doktor dowiedziała się ode mnie, że zacząłem się nieco ruszać, to złapała się za głowę i powiedziała bezradnie: "panie Grzesiu, jeszcze nie teraz, niech pan jeszcze wytrzyma bez sportu". No, ale jak wytrzymać bez sportu, jak oddało mu się całe życie? Przystopowałem jednak. Zwłaszcza, że każda aktywność kosztuje mnie naprawdę sporo. Pamiętam jak kiedyś graliśmy z chłopakami taką małą gierkę dwóch na dwóch, na małej części parkietu. Po pięciu minutach byłem spocony, jakbym właśnie ukończył maraton. Jednak mam w środku tę chemię, to nie pomaga w sporcie. Od tego momentu czasami próbowałem lekko się poruszać, potruchtać, ale pod kontrolą. Byłem narażony na infekcje, bo i odporność spadła. A z kolei każde przeziębienie oznaczało opóźnienia w podawaniu chemii. Zamknięte koło.

Napisał pan na Facebooku, że za miesiąc będzie gotowy w 100 proc. do treningów.

- Tak mniej więcej. Po świętach czekają mnie jeszcze badania, potem wrócę do domu, wyleczę się do końca, bo mnie złapała jakaś infekcja zatok i zacznę sobie truchtać. Z każdym dniem będę zwiększał obciążenia aż w końcu zacznę normalnie trenować z zespołem.

Jest więc realna szansa, że zobaczymy pana latem lub jesienią w koszulce reprezentacji?

- Chciałbym w tym miejscu podziękować Stefanowi, że w ogóle powołał mnie do szerokiej kadry. To naprawdę dla mnie wiele znaczy. Trener pokazał, iż ufa facetowi, który od pół roku jeździ tylko po szpitalach i nawet nie trenuje. Postaram się go nie zawieść. Oczywiście podchodzę realnie do przyszłości i wiem, że będzie cholernie trudno odzyskać w tak krótkim czasie najwyższą formę sportową. Uprzedzam, być może w tym roku nie zobaczycie Boćka, jakiego chcielibyście widzieć. Jednak ogromną radość i kopa do dalszej pracy sprawi mi sam pobyt w reprezentacji. A do gry na najwyższym poziomie jeszcze wrócę. Przecież nie mam nawet 24 lat.

To będzie naprawdę radosna Wielkanoc. Gdzie pan ją spędzi?

- Połowę u rodziców, połowę u teściów. Będzie rodzinnie, miło, radośnie, czyli tak, jak powinno być.

Źródło artykułu: