Zawierucha dotycząca klubowej przynależności Grzegorza Boćka na nowo rozgorzała w poniedziałek 20 stycznia. Wtedy to Sąd Odwoławczy przy PZPS wydał decyzję w sprawie konfliktu o utalentowanego atakującego pomiędzy AZS-em Częstochowa i ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Na mocy wyroku reprezentant Polski został ukarany finansowo i zawieszony na cztery kolejne spotkania. Wicemistrzom Polski trudno było się z takim werdyktem pogodzić, dlatego dzień później prezes Sabina Nowosielska w imieniu klubu, a także sam zawodnik, postanowili od wyroku się odwołać. Szkoleniowiec drużyny z Kędzierzyna-Koźla Sebastian Świderski musiał jednak liczyć się z tym, że ofensywnego lidera zespołu w najbliższych spotkaniach może zabraknąć.
W środę 22 stycznia Sąd Odwoławczy po zapoznaniu się z wnioskami klubu i zawodnika postanowił wstrzymać wykonanie decyzji. Dzień później Przewodniczący Sądu Odwoławczego wydał dodatkowe oświadczenie, w którym zaznaczył, że z punktu widzenia instytucji, którą reprezentuje, Grzegorz Bociek jest zawodnikiem ZAKSY, a "przedmiotem postępowania Sądu było wykroczenie dyscyplinarne Zawodnika i Klubu". Bociek mógł więc wrócić do gry. Nie pozostało to jednak bez znaczenia dla rozpoczętych już wcześniej w atmosferze zamieszania przygotowań do arcyważnego meczu z PGE Skrą.
W niedzielę w Bełchatowie kędzierzynianie zaprezentowali się tragicznie. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że rozegrali najgorszy mecz w tym sezonie. - W drużynie na pewno problemu nie było. Głów ta sprawa nam nie zaprzątała. Trzeba raczej pytać Grześka, choć on nie dawał po sobie nic poznać, dlatego nie wydaje mi się, żeby coś było nie tak - podkreślał po meczu Łukasz Wiśniewski, dając do zrozumienia, że "afera" Boćka nie miała żadnego wpływu na postawę zespołu. Czy aby na pewno? Atakujący ZAKSY gorzej w obecnych rozgrywkach zagrał tylko na inaugurację ligi. Wtedy jednak miał prawo odczuwać zmęczenie po sezonie reprezentacyjnym i brak zgrania z nowym zespołem. W miniony weekend w Bełchatowie zanotował 29% skuteczności (na 21 ataków 4 przestrzelił, a pięciokrotnie został punktowo zablokowany). - Nasza słaba gra wpłynęła na to, że ten mecz minął szybko, niczym trening. Na pewno my nie zagraliśmy na swoim poziomie. To było bardzo słabe spotkanie w naszym wykonaniu i na parkiecie wszyscy doskonale to widzieli - przyznał szczerze atakujący.
Na temat wyroku Sądu Odwoławczego i trwającego w związku z nim kilka dni zamieszania wypowiadać Bociek się jednak nie chciał. - Nie komentuję tego - stwierdził krótko, dając do zrozumienia, że sprawa ta stanowi jednak dla niego problem. W sytuacji, gdy z dnia na dzień ktoś oznajmia reprezentantowi Polski i zawodnikowi czołowej drużyny w kraju, że musi pauzować cztery spotkania, a 48 godzin później zmienia zdanie trudno zapewne zachować wewnętrzny spokój i, jakby nigdy nic, kontynuować swoją pracę. Nie powinno więc dziwić, że 23-letni zawodnik w niedzielę zanotował słabszy mecz.
Czy kilka kolejnych dni wystarczyło, by Bociek doszedł do siebie i już w środowym starciu z AZS Politechniką Warszawską ponownie "latał" wysoko?
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!