Joanna Siekierka: Dobrze jest wygrać mecz inaugurujący pana pracę w bydgoskim Transferze, prawda?
Vital Heynen: Oczywiście bardzo się cieszę z pierwszego zwycięstwa. Pokonaliśmy
dopiero dwa centymetry drogi, która została nam do przemierzenia, ale zawsze jest lepiej zacząć dobrze niż od porażki. To będzie naprawdę długa droga. Przeżyjemy upadki, po których będziemy potrafili się podnieść. Zawodnicy muszą być świadomi, że nic nie wydarzy się od razu.
Jakie są pana wrażenia po dwudniowym treningu, jaki udało się panu przeprowadzić z bydgoskimi siatkarzami?
- Przede wszystkim posiadam dość dużą wiedzę na temat poszczególnych zawodników. Śledzę siatkówkę na całym świecie. Wikę znam już jakieś 6-7 lat, Walińskiego kojarzę jako bardzo interesującego zawodnika, Woickiego obserwuję od 10 lat, a Carsona od 4 lat, więc to nie jest tak, że będę pracować z zupełnie obcą dla mnie drużyną. Znam nieco ich historię, ale nigdy z nimi nie pracowałem. Pierwsze treningi oceniam bardzo pozytywnie.
Pełni pan w dalszym ciągu funkcję trenera reprezentacji Niemiec, jednak zdecydował się pan na przyjęcie propozycji bydgoskich działaczy na poprowadzenie Transferu. Jak zamierza pan połączyć obie role?
- Mam nadzieję, że nadal jestem trenerem reprezentacji Niemiec (śmiech). Nigdy nie wiadomo. W środę lecę do Niemiec, to wszystko. Dla bydgoskiej drużyny to nie jest problem. Działacze wiedzieli, że przez kolejne trzy tygodnie będę rozmawiać ze sztabem trenerskim, ale na miejscu mnie nie będzie. Wkrótce bierzemy udział w trzeciej rundzie eliminacji do mistrzostw świata i to jest zarówno dla mnie, jak i dla Niemiec niesłychanie ważne wydarzenie.
Ufa pan więc na tyle swoim graczom i szkoleniowcom, którzy zostaną na miejscu, że uda im się zastosować do pana wskazówek w praktyce nawet podczas pańskiej nieobecności?
- Trener, który prowadził drużynę od początku sezonu, będzie na miejscu. Znam Mariana (Kardasa - przyp. red.) od 20 lat. Zawsze mieliśmy bardzo dobry kontakt, więc to on wykona pracę, którą teraz wspólnie zaczynamy. Oczywiście, że zdarzają się lepsze sytuacje, ale nie jest aż tak źle. Mecz z Effectorem uważam za dobry początek. W mojej karierze zdarzyło mi się prowadzić kilka zespołów w jednym czasie. Moim rekordem jest kierowanie czterema drużynami naraz, ale tylko przez miesiąc (śmiech). Zdarzyło mi się jednak prowadzić trzy ekipy jednocześnie w przeciągu dwóch lat.
Co pan myśli o polskiej lidze? Jest pan na bieżąco z tym, co się ostatnio dzieje? Jakie drużyny dominują, a które okupują dolną część tabeli?
- Widziałem wiele meczów, ale szczerze mówiąc, nie patrzę na ranking, a wręcz wzbraniam się przed śledzeniem tabeli. Chciałbym poczekać kilka tygodni przed zapoznaniem się z klasyfikacją, więc proszę mi nie mówić, jak w tej chwili przedstawia się sytuacja w ligowej tabeli. Nie chcę wiedzieć (śmiech).
Co w głównej mierze zadecydowało o tym, że objął pan stanowisko trenera Transferu?
- Nie tylko szansa, jaką otrzymałem od władz bydgoskiego klubu, na pracę w Polsce. Kiedy byłem w Turcji, zadecydowałem, że kolejnym krokiem w mojej karierze będzie Polska lub Włochy. Czekałem na propozycję, która właśnie nadeszła. Wcześniej otrzymałem już jedną ofertę z Polski, ale wtedy odmówiłem. Chciałem pracować z drużyną, w której widziałbym możliwość, aby coś zdziałać. Transfer wymaga ogromnej pracy w krótkim okresie czasu, ale jeśli chodzi o dłuższą perspektywę, jest to bardzo interesująca drużyna. Tak, to właśnie w Bydgoszczy jestem w stanie coś wskórać, ponieważ bardzo lubię pracować z drużyną przez dłuższy czas, a nie tylko przez dwa dni (śmiech).
Nie sądzi pan, że wprowadził pan w drużynę nowego ducha, że zmotywował ich pan do wygrywania?
- Nie wiem, jak to wyglądało wcześniej. Uważam, że w czwartek trenowali bardzo dobrze, w piątek było w porządku, w sobotni ranek również pokazywali się z dobrej strony i na koniec rozegrali niezły mecz. To wszystko, co wiem o tej drużynie. Póki co, mogę powiedzieć, że chłopcy starają się robić to, o co ich proszę. Tłumaczę coś i widzę, że uważnie mnie słuchają. Jestem dość specyficznym trenerem, który dużo mówi. Zdarza mi się zmieniać wszystko w jednym czasie, ale moi zawodnicy zdają się nadążać za słowami, które do nich kieruję.
Po meczu zorganizował pan od razu odprawę w szatni ze swoimi siatkarzami. Jest to rodzaj taktyki, którą stosuje pan po każdym spotkaniu?
- Tak, zawsze postępuję w ten sposób. Chcę, aby poznali opinię trenera na temat meczu zanim rozejdą się do domów. Nie muszą się z nią zgadzać, ale przynajmniej wiedzą, jakie jest moje zdanie o ich grze. Poznają moje wrażenia, porównują je za swoimi, a następnie mogą wymienić uwagi z innymi ludźmi. Nie chcę kontrolować tego, o czym i z kim dyskutują moi zawodnicy. Najważniejsze jest dla mnie to, aby stanowili zgrany zespół.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!