- Dwie piłki pod koniec drugiego seta, które wylądowały pod nogami Marioli Zenik, ustawiły mecz. Zamiast 1:1 było 2:0 dla rywalek. Mieliśmy słabe przyjęcie, nawiązywaliśmy walkę tylko w ataku. Zawiodło również to, co nazywa się organizacją gry. Nie graliśmy płynnie, bo nie przyjmowaliśmy - podsumował sportowy aspekt rywalizacji trener Jerzy Matlak. Pierwsze dwie partie Atomówki przegrały na przewagi, ale w trzecim secie całkowicie odpuściły i przegrały do 12.
Szkoleniowiec mistrzyń Polski wskazał kilka przyczyn, z powodu których drużyna tak łatwo oddała Superpuchar: - Na nasz zespół spadło w ostatnim czasie kilka nieszczęść. Sylwia Wojcieska nabawiła się kontuzji. Brazylijka Erika Coimbra, która ma odgrywać czołową rolę, przyjechała do Polski dopiero kilka dni temu i jest zupełnie nieprzygotowana fizycznie. Yulia Shelukhina wędrowała 10 dni po Ukrainie i miała kłopoty z wizą - wylicza Matlak.
Szkoleniowiec zarzuca PZPS brak zainteresowania zawodami w Szamotułach. - To jest nieporozumienie, że to spotkanie nazywa się meczem o Superpuchar, ponieważ oprócz pana Frąckowiaka, który cały turniej zorganizował, to nikogo nie interesują te rozgrywki - żali się trener.
Matlak jest kolejnym szkoleniowcem, który twierdzi, że Superpuchar kobiet i mężczyzn nie był traktowany na tych samych zasadach. - Jesteśmy lekceważeni przez telewizję. To był chyba jedyny Superpuchar we wszystkich dyscyplinach sportowych, który nie został transmitowany. Fakt, że nie było relacji z finału, świadczy tylko o pozycji siatkówki kobiecej. Przyjechaliśmy do Szamotuł i każdy chciał pokazać się w mediach. Może w moim przypadku lepiej, że niewielu widziało tego trzeciego seta, ale impreza powinna być traktowana na równi z Superpucharem mężczyzn - oburza się trener.