Jako że jedyna spełniająca wymogi hala w Hawanie jest remontowana, Kubańczycy muszą rozgrywać wszystkie mecze na wyjeździe. Po trzech kolejkach Ligi Światowej już "zadomowili się" na zagranicznych halach i ponownie wrócili do tej koreańskiej. Tę edycję Ligi Światowej rozpoczęli właśnie w Korei od porażki 0:3, co było pierwszą niespodzianką w grupie D. Pałali więc chęcią rewanżu i udowodnienia, że stać ich na awans do Final Eight, Azjaci są bowiem ich bezpośrednimi rywalami w walce o wejście do finałowego turnieju.
Jak bardzo zależy im na zwycięstwie zaczęli udowadniać już od pierwszych piłek. Mimo że początkowo ich gra nie wyglądała najlepiej, to w miarę upływu czasu eliminowali poszczególne niedokładności. Natomiast gospodarze grali swoją siatkówkę, czyli mocy rywali przeciwstawiali się taktycznymi zagraniami. Sprawdzało się to bardzo dobrze, ale do momentu gdy podopieczni Samuela Blackwooda nie wrzucili wyższego biegu i wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, które ostatecznie dało im wygraną.
Zwycięstwo wpłynęło pozytywnie na kubańską ekipę, która jeszcze bardziej uwierzyła w swoje siły i możliwości, więc wygrana w drugiej odsłonie już przed jej rozpoczęciem wydawała się paść ich łupem. Przewidywania sprawdzały się, gospodarze byli najwyraźniej zaskoczeni, że Kubańczycy plasujący się oczko niżej w tabeli mogą grać lepiej, niż w meczu otwierającym tegoroczną Ligę Światową. Wilfredo Leon i Henry Bell poprowadzili swoją drużynę do zwycięstwa, które mimo wszystko nie przyszło łatwo.
Przyjezdni mieli więc na swoim koncie jeden punkt do tabeli, który przy odpowiednich warunkach mógł pozwolić im wyprzedzić Koreańczyków w tabeli. Jednak chcieli zgarnąć całą pulę, czyli trzech "oczek". Rozpoczęli więc bardzo dobrze, a gospodarze robili wszystko, co było w ich mocy, by przedłużyć pojedynek, jak i również swoje nadzieje na zdobycze punktowe. Udało im się doprowadzić do remisu, nawet tuż przed najważniejszym momentem seta (18:18). Jednak zdeterminowani Kubańczycy, na których podziałała reprymenda trenera Blackwooda zakończyli spotkanie wygrywając tę odsłonę do 20.
Tym razem górą była więc kubańska moc, której dzielnie przeciwstawiała się azjatycka technika. Do zwycięstwa nie wystarczyły ataki Kwang-In Jeona ani bloki Yung-Suk Shina.
Korea - Kuba 0:3 (20:25, 22:25, 20:25)
Korea: Sun-Soo Han, Kwang-In Jeon, Sun-Kyu Lee, Jeong-Hwan Kim, Hong-Suk Choi, Yung-Suk Shin, Oh-Hyun Yeo (libero) oraz Jun-Bum Park, Kyoung-Min Ha, Kang-Joo Lee, Seung-Suk Kwak.
Kuba: Wilfredo Leon, Osmany Roberto Camejo, Henry Bell, Dariel Albo, Yoandri Diaz, Fernando Hernandez, Kiebir Gutierrez (libero) oraz Isbel Mesa.
Tabela grupy D
Lp. | Drużyna | Punkty | Mecze | Sety | Ratio |
---|---|---|---|---|---|
1. | Włochy | 16 | 6:1 | 19:8 | 1.165 |
2. | Kuba | 12 | 4:3 | 14:13 | 0.992 |
3. | Korea | 10 | 3:4 | 13:14 | 0.980 |
4. | Francja | 4 | 1:6 | 8:19 | 0.888 |