AZS Politechnika Warszawska nie wykorzystała w potyczce z Asseco Resovią Rzeszów nadarzającej się okazji do zbliżenia się w tabeli do pozycji premiowanej grą o medale mistrzostw Polski. Gospodarze wtorkowego starcia mieli w ręku wszelkie atuty, lecz ostatecznie ulegli ekipie z Podkarpacia. Chciałoby się w tej sytuacji zapytać - jak to się w ogóle stało?
- Zabrakło nam przede wszystkim skutecznego ataku, który był naszym atutem w pierwszych dwóch setach - orzekł bez chwili zastanowienia Marcin Nowak, środkowy warszawskiej ekipy. - Później nie potrafiliśmy skończyć ani źle, ani nawet dobrze przyjętych piłek. Po prostu zacięliśmy się w ofensywie, która stanowi naszą główną broń, gdy znajdujemy się w meczu w optymalnej dyspozycji - dodał, analizując warszawsko-rzeszowski pojedynek z boiskowej perspektywy.
Trudno się z doświadczonym siatkarzem ze stolicy nie zgodzić. Skuteczność gospodarzy wtorkowego spotkania pozostawiała w trzech przegranych odsłonach wiele do życzenia. - Jeśli się dobrze nie atakuje, trudno jest zdobywać kolejne oczka - dodał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. - Także blok nie był w potyczce z Resovią naszym sprzymierzeńcem. Przy dobrym przyjęciu Michał Baranowicz wystawia zawsze bardzo szybkie piłki, przez co ciężko jest nadążyć za akcją na siatce. Georg Grozer też jest świetnym zawodnikiem i choć może nie zagrał w tym spotkaniu wybitnie, to i tak wystarczyło to do tego, by rzeszowianie nas pokonali - odniósł się do postawy poszczególnych zawodników drużyny przeciwnej. Przypomnijmy, iż atakujący Resovii został uhonorowany nagrodą dla najbardziej wartościowego gracza tego spotkania.
Nie da się też ukryć, iż do sukcesu podopiecznych Ljubomira Travicy przyczyniło się w dużej mierze podwyższenie przez nich poziomu gry własnej. - Gracze Resovii do minimum zredukowali liczbę swoich błędów, zaś my ją po swojej stronie powiększyliśmy - skwitował kwestię kosztownych pomyłek Marcin Nowak. - Zaczęliśmy przede wszystkim psuć więcej zagrywek, nie robiąc rywalom żadnej szkody serwisem. Poza tym, jak już wcześniej wspomniałem, nasi przeciwnicy mocno skorzystali na naszych błędach w ataku - nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
Mimo wszystko nie można jednak powiedzieć, że Inżynierowie przestraszyli się stawki tego starcia. Wszak w mecz weszli bardzo dobrze. - Staraliśmy się grać swoje. Nie patrzyliśmy na wagę tego meczu, w trakcie jego trwania nie miała ona tak wielkiego znaczenia - wyznał na łamach naszego portalu stołeczny środkowy. - Półfinał na pewno się od nas znacznie oddalił, ale mogę obiecać, że będziemy walczyli do końca - może uda nam się jeszcze zwyciężyć w starciach, w których jesteśmy skazywani na porażkę - zapowiedział z animuszem w głosie. Czy Marcinowi Nowakowi chodziło o konfrontację z teamem mistrzów Polski? - Na przykład ze Skrą - odpadł ze znaczącym uśmiechem.