Byli od nas zdecydowanie lepsi - rozmowa z Krzysztofem Stelmachem, trenerem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Tuż po przegranym, decydującym o medalu, piątym meczu ZAKSY z Resovią, trener Krzysztof Stelmach specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl podsumował sezon. - Rywale byli zdecydowanie lepsi - ocenił. Zdaniem szkoleniowca kędzierzynian, jego drużynie brakowało jakości, a często też nie dawała sobie rady psychicznie. Stelmach liczy na to, że Sebastian Świderski i Patryk Czarnowski oraz inni nowi gracze zapewnią ZAKSIE duży skok jakościowy w nowym sezonie.

Wojciech Potocki: Czy kilkanaście minut po przegranym, piątym meczu z Resovią, może pan na gorąco podsumować sezon swojego zespołu?

Krzysztof Stelmach: To zdecydowanie za wcześnie, wszyscy jeszcze jesteśmy podenerwowani tym co dziś działo się na parkiecie, ale spróbuję. Na pewno sezon był do pewnego momentu bardzo udany. Ale tak to jest, że w miarę jedzenia apetyty rosną. Nam też marzył się medal. Nie zdobyliśmy go, ale nie mogę w żadnym wypadku zarzucić zawodnikom, że nie walczyli, czy odpuścili jakiś mecz. Wie pan, ja uważam, że mamy takie miejsce na jakie było nas po prostu stać, a oba zespoły z którymi toczyliśmy boje w półfinale i potem o trzecie miejsce były od nas zdecydowanie silniejsze.

Czy nie miał pan wrażenia, że ZAKSIE często brakuje jakości w grze?

- Ja o tym mówię przez cały rok. Potrafimy zagrać świetnie pięć akcji po kolei i nagle jedna nieudana akcja, jeden as przeciwnika, jeden nasz nieskończony atak rozbija całkowicie zespól. Zaczynamy "dołować", a zawodnicy zaczynają myśleć: - Co to będzie jak zepsuję kolejny atak? Tak nie można, trzeba cały czas iść do przodu, do przodu i nie myśleć o tym co będzie jak się nie uda.

Nie myślał pan - szczególnie po meczach półfinałowych - o zaproszeniu do współpracy psychologa?

- A o czym on miałby chłopakom opowiadać? Psycholog? Owszem, mógłbym pracować z psychologiem, ale takim który zna się na sporcie, wie jakie mechanizmy funkcjonują w siatkówce. O, to wtedy tak! Może tak? Na razie, nie wiem. Nie mam doświadczenia w tej materii. W ogóle gdybym miał więcej lat i trenerskiego doświadczenia, to pewnie mógłbym chłopakom bardziej pomóc.

Często się mówi, że po pierwszym udanym sezonie, dużo trudniej jest powtórzyć dobry wynik. Pan to zrobił. To był dla pana trudniejszy rok?

- Zdecydowanie tak. Zresztą nie tylko dla mnie, sądzę, że dla wszystkich był to dużo trudniejszy sezon. Jeszcze przed pierwszymi meczami rozmawialiśmy o tym z moim asystentem Andrzejem Kubackim i już wtedy wiedzieliśmy, że będzie bardzo ciężko, dużo trudniej niż rok wcześniej. A samo powtórzenie wyniku, nas nie zadowoliło.

Kibice w Kędzierzynie już ostrzą sobie zęby na następny sezon. Szczególnie po ostatnich informacjach z rynku transferowego. Wraca Sebastian Świderski, podpisał kontrakt Patryk Czarnowski, a to przecież nie koniec zakupów. Mówi się o Pawle Zagumnym i Piotrze Gacku (w środę podpisał kontrakt - przyp. red.). W Kędzierzynie powstanie dream team?

- Na to jeszcze trochę poczekajmy (śmiech). Na pewno nowi gracze będą dużym wzmocnieniem. Pamiętajmy jednak, że chyba ośmiu zawodnikom kończą się za kilka dni kontrakty. Zobaczymy, co się będzie działo dalej (uśmiech). Mieć Patryka i Sebastiana w drużynie to po prostu skok jakościowy, a to nam chodzi.

Gdzie widzi pan największe braki? Przyjęcie, w porównaniu z tym co było trzy lata temu, bardzo się poprawiło, ale dalej są długie momenty kiedy szwankuje.

- Ja nie mam pretensji o przyjecie, kiedy rywal zagrywa piłkę z szybkością 110, 115 kilometrów na godzinę. Wtedy trzeba przyjąć ją w górę, żeby ratować sytuację i nie dopuścić do asa. U nas zbyt często zdarza się, że przeciwnik stosuje łatwą, my to nazywamy kontrolną, zagrywkę na 50, 60 procent. Zamiast zagrać piłkę do siatki zostawiamy ją gdzieś tam na trzecim metrze. To jest nasz problem. Uważam, że koniecznie trzeba odciążyć Kubę Jarosza, bo widzimy co się później dzieje. Mam dzieję, że przyjście Sebastiana tę sprawę załatwi, ale zastanawiamy się również kogo jeszcze nam potrzeba.

Kuba zostaje w Kędzierzynie?

- Tak, podpisał kontrakt na następne dwa lata i do Igrzysk Olimpijskich w Londynie na pewno zostanie z nami.

Skoro jesteśmy przy nazwiskach. Czy nie spodziewał się pan lepszej gry Jurija Gładyra? Przyszedł do ZAKSY jako objawienie ligi. Teraz zabrakło mu chyba błysku.

- Trzeba pamiętać, że wcześniej grał w drużynie, która walczyła o utrzymanie w lidze. Tu gra o zupełnie inne cele i musi to robić na wyższym poziomie. Często tak się zdarza, że drugi sezon zawodnika bywa gorszy niż ten pierwszy. To oczywiście nie jest żadna reguła. Nie chciałbym jednak oceniać poszczególnych zawodników, szczególnie teraz, tuż po meczu i do tego w prasowych wywiadach.

Liga się skończyła, ale pan nie ma wakacji. Teraz zaczyna się okres reprezentacji. Zapomni pan zupełnie o ZAKSIE?

- Nie, to nie możliwe. Owszem jadę do Spały, ale tu na miejscu zostaje Andrzej Kubacki. Będzie trzymał wszystko w garści i doglądał naszego gospodarstwa (śmiech).

Zaplanowaliście jakiś okres na roztrenowanie?

- Nie wiem. Jak zostanie dwóch zawodników, to o jakim roztrenowaniu tu mówić?

Komentarze (0)