Głównymi przyczynami sensacyjnej straty punktu przez Canarinhos w meczu z reprezentacją Korei Południowej okazały się zmiany w składzie mistrzów świata i rewelacyjna dyspozycja niedocenianego rywala. [ad=rectangle]
- Z Koreą zagraliśmy bez Lucerelliego i Lucasa, dwóch bardzo ważnych dla nas zawodników, zwłaszcza w kontekście ataku. Zabrakło w pierwszym składzie również Wallace'a. Ważne było, żeby oni mogli odpocząć. Nasi rywali rozegrali z kolei znakomite spotkanie. Dali z siebie wszystko na zagrywce, w ataku i obronie. Zaprezentowali się bardzo dobrze. Na szczęście ostatecznie udało nam się wytrzymać ich napór i rozstrzygnąć mecz na naszą korzyść. W tie-breaku wywieraliśmy już odpowiednią presję i zmusiliśmy ich do błędów, które dały nam zwycięstwo. To była ta różnica między tak doświadczonym zespołem jak Brazylia a młodszymi rywalami - podsumował to przedziwne spotkanie w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Leandro Vissotto.
Znakomity atakujący nie mógł być zaskoczony umiejętnościami Koreańczyków, ponieważ w minionym sezonie występował właśnie w tamtejszej lidze. Potencjał rywala nie był mu więc obcy. - Spodziewałem się ciężkiej przeprawy, ponieważ doskonale znam tych zawodników i wiem na co ich stać. Potwierdzili, że potrafią grać naprawdę dobrze - zaznaczył mistrz świata z 2010 roku.
Canarinhos, z różnych powodów, mieli w sobotę wiele problemów z pokonaniem dużo niżej notowanego rywala. Azjaci rewelacyjnie spisali się zwłaszcza w obronie, gdzie zanotowali aż 70 udanych interwencji przy ledwie 49 w wykonaniu podopiecznych Bernardo Rezendego. - Może i Brazylia faktycznie nie zagrała dzisiaj tak jak planowała, ale jest to przede wszystkim zasługą właśnie rewelacyjnej postawy przeciwnika. Koreańczycy byli po prostu świetni. Trzeba to przyjąć do wiadomości i uszanować. Przed nami jeszcze jeden trudny mecz z Kubą w tej fazie turnieju, a potem czeka nas długa i ciężka droga do finału - podkreślił nasz rozmówca.
Ostatni mecz w pierwszej rundzie mundialu wcale nie musi być dla faworyta przysłowiowym spacerkiem. Brazylijczycy muszą być cały czas czujni, ponieważ ewentualna strata punktu z zespołem Kuby może ich słono kosztować na kolejnym etapie rywalizacji o mistrzostwo świata. Tym razem o niespodziance, takiej jak w meczu z Koreą Południową, nie może być mowy. - Kubańczycy grają bez presji. Cieszą się siatkówką. Ważne jest dla nas, żebyśmy dobrze rozpoczęli to spotkanie i już od początku ich przycisnęli. Wydaje mi się, że zagrać powinniśmy z nimi na pełnej mocy, w najsilniejszym składzie - wyjaśnił 31-letni zawodnik.
Z Katowic dla SportoweFakty.pl,
Marcin Olczyk