W ciągu minionych kilkudziesięciu godzin aż czworo znanych tenisistów zrezygnowało z występu w Rio de Janeiro. Zaczęło się w piątkowy wieczór od Milosa Raonicia, po nim decyzję o rezygnacji z występu w igrzyskach olimpijskich ogłosiła Simona Halep. W sobotę natomiast z walki o olimpijskie medale wycofali się Tomas Berdych i Karolina Pliskova. Wszyscy tłumaczyli się tym samym - troską o własne zdrowie i obawą o epidemię wirusa Zika.
Team, ale nie "Dream"
Ale nie tylko tenisiści nie chcą lecieć do Rio. Powracająca do olimpijskiego programu po 108 latach rywalizacja golfistów także została ogołocona z największych gwiazd. W igrzyskach nie wystąpią czołowe postacie tej dyscypliny sportu jak Justin Day, Rory McIlroy czy Jordan Spieth.
Również amerykańskiej reprezentacji koszykarzy mężczyzn daleko będzie do miana "Dream Teamu". W Rio nie zagrają choćby Stephen Curry, LeBron James i Russell Westbrook. Wszyscy tłumaczyli się zmęczeniem po wyczerpującym sezonie w NBA i kontuzjami, ale każdemu gdzieś z tyłu głowy krążyło to złowrogie słowo "Zika".
ZOBACZ WIDEO Tomasz Majewski: medal w Rio? Widzę swoją szansę (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Strach ma wielkie oczy
Tyle suchych faktów, czas na wnioski. Ci bardziej spostrzegawczy już z pewnością zauważyli, że - dziwnym trafem - ze startu w igrzyskach olimpijskich rezygnują przedstawiciele tych sportów, które generują kosmiczne dochody. Ci, którzy w ciągu roku dzięki indywidualnym występom w głównych cyklach bądź grze w klubach, zarabiają kolosalne pieniądze. Oni boją się Ziki i z uwagi na zagrożenie epidemią rezygnują z występu w Rio.
Dla pływaków, lekkoatletów czy przedstawicieli innych mniej dochodowych dyscyplin to nie do pomyślenia. Czy oni nie mają obaw dotyczących Ziki? Z pewnością mają. Ale nie zrezygnują z występu w igrzyskach olimpijskich, bo to dla nich najważniejsza impreza życia.
Z kolei dla tenisistów czy golfistów olimpijska rywalizacja nie ma takiego znaczenia. Oni igrzyska w swoich dyscyplinach mają kilka razy w roku - to turnieje wielkoszlemowe. W nich grają o chwałę, sławę i pieniądze.
W lutym się nie bali...
Dla tenisistów rywalizacja olimpijska odbędzie się w bardzo niekorzystnym terminie. Niespełna miesiąc po Wimbledonie, dwa tygodnie przed startem wielkoszlemowego US Open i, dodatkowo, przedzielona dwoma wielkimi turniejami w Kanadzie (mężczyźni zagrają w Toronto, a kobiety w Montrealu) oraz w Cincinnati. To w dużej mierze może powodować niechęć do gry w Rio. Zwłaszcza że za olimpijskie zmagania tenisiści nie otrzymają ani punktów, ani premii finansowych od Międzynarodowej Federacji Tenisa (ITF) - czyli tego, o co walczą przez rok.
Warto przypomnieć, iż lutym w Rio de Janeiro rozgrywany był łączony turniej ATP i WTA - Rio Open. Impreza odbywała się w letniej porze na południowej półkuli, a więc w czasie, kiedy zagrożenie ukąszeniem przez zarażonego komara było znacznie większe niż obecnie, mimo to żaden z uczestników zawodów nie zrezygnował ze startu z powodu obaw przed Ziką. Turniej odbył się bez przeszkód (no, może poza ulewnymi deszczami, które torpedowały zmagania tenisistów) i wszyscy zapewniali, że w Rio czuli się znakomicie. Wobec tego łatwo pokusić się o stwierdzenie, że gdyby za występ w igrzyskach olimpijskich tenisiści otrzymali punkty do rankingu i premie finansowe, mało kto pomyślałby o wycofaniu się.
Zika - dobra wymówka
Nie można mieć pretensji do sportowców, że chcą dbać o własne zdrowie. Lecz z drugiej strony - Zika stała się dobrą wymówka dla tych, którym nie zależy na reprezentowaniu kraju podczas olimpijskich zmagań.
Owszem, zagrożenie wybuchem epidemii wirusa Zika istnieje. W zależności od źródeł wynosi ono od 0,1 do 3 proc. A faktem jest, że teraz, na trzy tygodnie przed startem olimpijskich zmagań, epidemia już wybuchła.
Ale jest to epidemia wielkiej olimpijskiej ściemy, która w największym stopniu dotknęła tenisistów i golfistów.
Marcin Motyka
http://sportowefakty.wp.pl/igrzyska-olimpijskie/577005/igrzyska-w-rio-de-janeiro-sa-zagrozone-wirus-zika Czytaj całość