Rajd Dakar. Między życiem a śmiercią. Edwin Straver walczy z dala od mediów

Newspix / EXPA/ M. Kuhnke / Na zdjęciu: Edwin Straver
Newspix / EXPA/ M. Kuhnke / Na zdjęciu: Edwin Straver

Rajd Dakar dobiegł końca w ubiegły piątek. Uczestnicy wrócili już do domów, statuetki za zwycięstwo w kształcie beduina trafiły już na półkę. W cieniu tego wszystkiego rozgrywa się dramat Edvina Stravera, który ciągle walczy o życie w Rijadzie.

W tym artykule dowiesz się o:

42. edycja Rajdu Dakar zapisała się tragicznie w historii, bo do mety siódmego etapu nie dojechał Paulo Goncalves, doświadczony motocyklista z Portugalii (czytaj więcej o tym TUTAJ). Kilka dni po zakończeniu imprezy nadal nie wiadomo, czy lista ofiar Dakaru nie wydłuży się o kolejne nazwisko. O życie w szpitalu w Rijadzie walczy Edwin Straver.

Straver jest półamatorem. Do Dakaru przystąpił w klasyfikacji "Original by Motul", która została utworzona dla motocyklistów, którzy nie dysponują ogromnym zapleczem finansowym. Oni muszą przejechać cały rajd korzystając z małej skrzyni narzędziowej. Nie mogą liczyć na wsparcie profesjonalnego teamu. W ten sposób Dakar otworzył się na nowe osoby, które nigdy wcześniej nie pomyślałyby o występie w najtrudniejszym rajdzie świata.

Potraktowany po macoszemu

Na przykładzie Goncalvesa i Stravera widać jednak jakie podejście ma organizator do gwiazd i zawodników, o których większość nie słyszała i raczej nie usłyszy. O śmierci Portugalczyka poinformowano w ledwie kilka minut od zdarzenia, przekazano kondolencje rodzinie 40-latka, a cały świat motorsportu pogrążył się w żałobie.

ZOBACZ WIDEO F1. Dobra zmiana Roberta Kubicy. "Widać same plusy"

O wypadku Stravera nawet nie wspomniano - czy to w social mediach czy na stronie internetowej Rajdu Dakar. Tak jakby w ogóle nie miał on miejsca. Tragedie to dla organizatorów problem PR-owy, bo nie chcą aby ich rajd był kojarzony z wypadkami śmiertelnymi. W tym przypadku pokazuje się jednak, że z jednej strony zaprasza się półamatorów na Dakar, a z drugiej w razie wypadku nie patrzy się na nich tymi samymi kategoriami, co na największe gwiazdy. To przykre.

Straver chciał tylko dojechać do mety

W czwartek minie tydzień od wypadku Holendra i nadal niewiele o nim wiadomo. Miało dojść do niego przy stosunkowo niewielkiej prędkości (50 km/h), ale upadek okazał się fatalny w skutkach. Lekarze stwierdzili u 48-latka złamanie co najmniej jednego z kręgów szyjnych. Według rodziny, serce Stravera miało nie bić przez ok. 10 minut.

Bliscy motocyklisty są w szpitalu w Rijadzie, bo przybyli na końcówkę Dakaru. Chcieli zobaczyć jak Edwin wjeżdża na specjalną rampę i odbiera pamiątkowy medal. A może nawet sięga po coś więcej. W końcu przed rokiem Holender triumfował w kategorii "Original by Motul" i ponownie był w jej czołówce w tegorocznej edycji.

Czytaj także: Kubica wśród wybitnych Polaków w Davos

- Nie spodziewałem się tej wygranej. W tym roku nie mam innego celu, jak dojechanie do mety. Zwycięstwo sprzed roku nic nie zmienia. Samo ukończenie Dakaru jest wielkim osiągnięciem. Zwłaszcza że w naszej kategorii jest coraz więcej motocyklistów. W tej edycji ok. czterdziestu - mówił Straver przed wyjechaniem na pierwszy etap Dakaru.

Straver mety Dakaru nie osiągnął, ale teraz ma przed sobą jeszcze ważniejszy rajd - po swoje zdrowie i życie. - Edwin nadal jest w złym stanie. Musimy poczekać i zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja - mówiła dzień po wypadku (17 stycznia) jego partnerka Anja. To ostatnia oficjalna wiadomość ws. stanu zdrowia motocyklisty z Holandii.

Między życiem a śmiercią

Według holenderskich mediów, Straver ma znajdować się "między życiem a śmiercią". Profil holenderskiego motocyklisty na Facebooku nie jest odświeżany od 16 stycznia, czyli od momentu, kiedy to doszło do feralnego wypadku. Mimo upływu kilku dni, kibice zostawiają tam komentarze i trzymają kciuki za Stravera.

Wypadek Stravera jest tym tragiczniejszy, że na każdym kroku podkreśla on jak ważne jest dla niego bezpieczeństwo. - Hamuję i nie przejeżdżam agresywnie przez wydmę, jeśli nie wiem, co się za nią kryje - mówił portalowi "Rally Maniacs" na dzień przed swoim incydentem.

Czytaj także: Fernando Alonso rozstał się z McLarenem

- Samotny przejazd, bez wsparcia mechaników, odpowiada mojemu spojrzeniu na rajdy. Może nie jestem najszybszy, ale potrafię być regularny i jestem kompletnym kierowcą. Mierzenie się z Dakarem w pojedynkę leży w duchu tego rajdu - tłumaczył jeszcze przed startem Straver, mówiąc o powodach występu w kategorii "Original by Motul".

- Ryzyko śmierci na Dakarze było zawsze. Jeśli tego nie akceptujesz, musisz zostać w domu - dodawał, a fani mają nadzieję, że w jego przypadku nie zrealizuje się czarny scenariusz. Wygrana w rajdzie o życie będzie cenniejsza niż triumf w Dakarze.

Źródło artykułu: