Claude Fournier to jeden z bardziej doświadczonych uczestników Rajdu Dakar. Francuz ma 72 lata i po raz pierwszy wystąpił w imprezie w roku 1991. Po długiej nieobecności powrócił na pustynny maraton w 2018 roku. Celem tegorocznego występu było oddanie hołdu niedawno zmarłemu synowi.
- Straciłem syna przed zawodami w Portugalii i chciałem zrezygnować z jazdy w Dakarze, ale zespół zadzwonił do mnie i przekonał mnie argumentem, że ten samochód jest wyjątkowy i że będę żałował, jeśli nie wystartuję w rajdzie. W Portugalii wygraliśmy, ale nawet nie stanąłem na podium, bo zacząłem płakać jak dziecko. To było okropne. Jeśli odniosę sukces w Dakarze, to będzie mój hołd dla syna - powiedział Francuz przed startem imprezy.
Niestety, wiadomo już, że Fournier nie zrealizuje marzenia i nie odda hołdu zmarłemu synowi. Na trasie siódmego etapu samochód załogi numer 404 stanął w płomieniach. Terenówka spłonęła doszczętnie. - Wszystko w porządku, bez obaw, chociaż z samochodu nic nie zostało. Zdążyliśmy wyjść, bo dostrzegliśmy płomienie między naszymi fotelami - zrelacjonował 72-latek w mediach społecznościowych.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Mane poślubił 18-latkę. Od dawna ją "wspierał"
- Wskoczyłem w płomienie, by wyciągnąć paszport i prawo jazdy. Znajdowały się w torebce w drzwiach. Na szczęście wyciągnąłem je, zanim auto całkowicie spłonęło. Wyciągnęliśmy nawet gaśnicę z kabiny, ale nic to nie dało - dodał francuski kierowca.
Dla Claude'a Fourniera i jego pilota Serge'a Gounona oznacza to koniec rywalizacji w Rajdzie Dakar. Francuzi mogą mówić o ogromnym pechu, bo zajmowali dotąd ósme miejsce w klasyfikacji lekkich pojazdów terenowych SSV. W tej chwili załoga oznaczona numerem 44 nie wie, co doprowadziło do awarii i pożaru samochodu.
Czytaj także:
- Kto odpowiada za wykluczenie Polaków z Dakaru?
- "Wracamy do domu". Gorzki komentarz Polaka po dyskwalifikacji