W ostatni wtorek rozpoczęło się zapoznanie z trasą przed ORLEN 80. Rajdem Polski. W godzinach porannych doszło do wypadku Sebastiena Ogiera. Ośmiokrotny mistrz świata WRC zderzył się z samochodem osobowym niedaleko Gołdapi. Polna, wąska droga - w sobotę stanowiła fragment polskiego klasyka. Pech chciał, że do zderzenia doszło na wzniesieniu. Najprawdopodobniej obaj kierowcy nie widzieli nadjeżdżającego z naprzeciwka samochodu.
"Pewnie z****ł" - to pierwszy z brzegu komentarz polskiego internauty. Inny dodał, że Ogier urządził sobie "prywatny rajd". Pięć groszy dorzuciła do tego warmińsko-mazurska policja, bo jedna z funkcjonariuszek powiedziała dziennikarzom, że nic nie wiedziała o "testach" Francuza, a trasa nie była zamknięta.
Jeśli ktoś nie zna specyfiki i regulaminu rajdów, to mógł pomyśleć, że Ogier przejeżdżał przez drogi w okolicach Gołdapi 200 km/h, że nie zadbał o zamknięcie trasy, że na 100 proc. jest winny wypadku. Nic bardziej mylnego.
ZOBACZ WIDEO: Szybko zapomnimy o "Lewym"? Pada nazwisko. "Jest na poziomie Messiego!"
Teraz fakty. Zapoznanie z trasą odbywa się w warunkach normalnego ruchu ulicznego. Kierowcy nie wyjeżdżają na nie rajdówkami, a cywilnymi samochodami. Ogier kierował "cywilną" Toyotę Yaris. Daleko jej do pojazdu znanego z odcinków specjalnych, który dysponuje mocą 500 KM. Druga ważna kwestia, samochody wykorzystywane do zapoznania trasy wyposażone są w moduł GPS. To kluczowe w kontekście wyjaśnienia wtorkowego wypadku.
Kierowcy na zapoznaniu nie mogą przekraczać dozwolonej prędkości. Temu służy moduł GPS, aby "wyłapać" najmniejsze przewinienie. Wystarczy złamać przepisy o 1 km/h, a można otrzymać 500 euro kary. W zależności od skali przewinienia, kwota grzywny rośnie proporcjonalnie. Wszystko po to, aby na zapoznaniu było bezpiecznie, aby nie służyło ono do testowania warunków przed rajdem.
Nieprawdziwe są twierdzenia, że "Ogier za****ł", że zorganizował sobie "prywatny rajd", że złamał przepisy nie informując policji o swoim przejeździe. Dane z GPS jego Toyoty wskazują, że nie przekroczył dozwolonej prędkości. Potwierdził to zespół w oficjalnym komunikacie przed ORLEN 80. Rajdem Polski. "Zwykły, normalny wypadek drogowy" - tak opisały nam zdarzenie osoby będące na miejscu. Gdyby za kierownicą nie siedział Ogier, media nawet nie wspomniałyby o zdarzeniu, bo takich w Polsce notujemy codziennie setki.
Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia z wtorkowego zdarzenia. Osobowa Toyota ma delikatne uszkodzenia po stronie pasażera, podobnie jak Ford prowadzony przez 69-latka. Gdyby Ogier organizował sobie "prywatny rajd", auta byłyby całkowicie zdemolowane.
Niestety, w poniedziałek z Mazur dotarły tragiczne wieści. 69-latek, który brał udział w wypadku z Ogierem, nie żyje. Polacy od razu wydali wyrok na wielokrotnego mistrza świata. "Morderca" - napisał jeden z użytkowników serwisu X. Ktoś inny wciągnął wtorkową tragedię w bieżącą walkę polityczną. "Czy 'wolne sądy' staną na wysokości zadania?" - zapytał.
Teraz znów fakty. Pan Ryszard po wypadku czuł się dobrze. Szybko opuścił szpital. Udzielił nawet wywiadu TVN24. - Jechałem drogą, która jest w trakcie budowy i poruszałem się wolno, bo pod górkę. Nagle wyskoczył z górki inny samochód. Zamiast skręcić w prawo, to on odbił w lewo - powiedział 69-latek.
Kierowca Forda poprzez słowo "wyskoczył" najpewniej miał na myśli, że drugi pojazd pojawił się nagle. Toyota poruszająca się z prędkością 50-60 km/h nie "fruwała" w rajdowym stylu, na kilkadziesiąt metrów. Nie pozwala na to fizyka.
"Cieszę się, że badania lekarskie nie wykazały żadnych poważniejszych obrażeń - również u Vincenta, jak i osób znajdujących się w drugim samochodzie. Nie możemy wystartować w Rajdzie Polski, co mnie martwi, ale najważniejsze, że wszyscy uczestniczący w wypadku są cali" - podkreślał Ogier zaraz po wypadku, gdy został wypisany ze szpitala w Olsztynie, po tym jak wycofał się z ORLEN 80. Rajdu Polski.
Polacy już wydali werdykt na Ogiera, przypięli mu łatkę "mordercy". Wstrzymajmy się jednak z takimi komentarzami. Policja nie przesądza, czy śmierć 69-latka ma jakikolwiek związek z wtorkowym wypadkiem.
- W sobotę córka zmarłego poinformowała policję, że jej ojciec w domu źle się poczuł. Wezwano karetkę, ale nie udało mu się pomóc. Ponieważ tego dnia były straszne upały, a od zderzenia obu aut minęło kilka dni, nie wiemy, czy oba zdarzenia można łączyć, czy nie. Odpowiedź na to ma dać sekcja zwłok, która odbędzie się we wtorek - powiedziała PAP mł. asp. Marta Domańska z policji w Gołdapi.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Marczyk najlepszym Polakiem na Mazurach. Świetny występ w WRC
- Kajetanowicz dał z siebie wszystko. "Moja prawa noga na gazie była cięższa"