Dwukrotna medalistka olimpijska z Sydney i Aten w podnoszeniu ciężarów, Agata Wróbel, po zakończeniu sportowej kariery zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Po tym, jak ogłosiła, że prawie straciła wzrok i czuje się wykluczona społecznie, ruszyła fala wsparcia. Dzięki zaangażowaniu premiera Donalda Tuska i innych osób, życie Wróbel zaczyna się zmieniać.
Wróbel od lat zmaga się z różnorodnymi trudnościami, które wpłynęły na jej zdrowie i sytuację materialną. Zanik czucia w stopach uniemożliwia jej spacerowanie z psami, a sama mistrzyni prowadziła internetowe zbiórki, by przetrwać. Głośno o niej zrobiło się, gdy ogłosiła na Facebooku sprzedaż kubków ze swoim wizerunkiem, dzieląc się informacją o swojej utracie wzroku.
Polski Związek Podnoszenia Ciężarów wraz z Ministerstwem Sportu w ubiegły piątek poinformowały o tym, że Wróbel otrzyma fachową opiekę medyczną. Organizacje miały się później skupić na poprawie warunków bytowych medalistki olimpijskiej. Problem jednak w tym, że Agata Wróbel odmówiła pomocy.
W reportażu TVP Sport głos na jej temat zabrał między innymi Szymon Kołecki, medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów. - Wyniki, które wówczas osiągała, dziś dają medale na igrzyskach czy mistrzostwach. Była bardzo utalentowana. Sportowo wybitna jednostka - podkreślał.
Wyznał również, że oferował jej pomoc, tłumacząc, że ma znajomych w wielu krajach, którzy mogą ją wesprzeć. - Ona powiedziała, że sobie poradzi. Szkoda, bo ten pierwszy wyjazd zakończył się niefajnie - dodał.
- Nie doszło do sfinalizowania tego, by była trenerką asystentką kadry narodowej i zatrudniona przez PZPC - kontynuował.
Zauważył ponadto, że wsparcie Agacie Wróbel oferowało wiele osób. - Tyle osób próbowało jej pomóc, wyciągało rękę i sytuacja się nie poprawiła. Po 20 latach patrzę na to chłodno. Jak jest zbiórka, to coś tam wpłacę, ale nie angażuję się. Ona znika, wraca, jak czegoś potrzebuje i tak jest od 20 lat - stwierdził.
Początkowo nie rozpoznała Agaty Wróbel. "Boże ty mój"
Pani Dorota ze sklepu spożywczego w Czańcu nie wiedziała, komu pomaga. Robiła to z dobrego serca. - Jak dotarło do mnie, kto to jest, mówię: "Boże ty mój" - podkreśliła ekspedientka.
Kobieta opowiedziała również o tym, że Wróbel padła ofiarą oszustwa. Ktoś ogłosił w sieci, że chce wynająć dom. Była sportsmenka dała tej osobie kilka tysięcy zadatku. Oszust kazał przelewać co miesiąc trzy tysiące za wynajem.
Ekspedientka opowiedziała również o problemach zdrowotnych polskiej mistrzyni.
- Mówiła, że nie ma czucia w nogach. Na telefon miała lupę, by przeczytać SMS-a - spostrzegła pani Dorota. - Cały czas mówiła, że ona nie chce pomocy, bo inni mają jeszcze gorzej. Nie chciała, by mówić, gdzie mieszka. Gdyby pani zobaczyła ją dzisiaj, to by jej pani nie poznała - podkreśliła.
Jednocześnie zauważyła, że to "kobieta schorowana". - Jak dowiedziałam się, że ma 43 lata, to się zdziwiłam - dodała.
- Jest w takim dołku, że masakra. Jak do mnie dzwoniła, to pomagałam. Był taki moment, że dzwoniła, bo nie ma prądu. Byłam bezradna, jak jej pomóc. Dzwoniłam do wójta - powiedziała sprzedawczyni.
Określiła poza tym, że Wróbel jest "ciężkim człowiekiem do współpracy". - Ale nie można zostawiać takiej osoby - oceniła.
- Od świąt nie przychodzi do sklepu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że można żyć tak, nie chcąc pomocy - wyznała ze łzami w oczach.
Kiedyś prowadzono już zbiórkę na rzecz Wróbel. Co się stało z pieniędzmi? - Mówiła, że pomogła choremu, a także schronisku. Komornika ma, bo wzięła kredyt i nie spłaca go - podkreśliła kobieta.
Agata Wróbel pilnie potrzebuje pomocy
Barbara Czarnik-Kopaczka z ośrodka pomocy społecznej podkreśliła w reportażu TVP Sport, że Wróbel potrzebuje pilnej pomocy. - Organizm wyniszczony, brakuje jej siły. Dlatego ja naciskałam na ten szpital - wyznała.
- Został jej przydzielony asystent dla osoby niepełnosprawnej. Ta osoba robi zakupy, ale czy zostanie wpuszczona do domu? Odmówiła pomocy lekarskiej i przekazała, że nie pójdzie do szpitala. Nie mamy z nią kontaktu. Odmówiła nam mieszkania, które pozyskaliśmy. Trudno jest mi zrozumieć, czego pani Agata oczekuje - powiedziała Czarnik-Kopaczka.
- Jeżeli nie podejmie się leczenia, to może dojść do punktu takiego, że trudno będzie się jej podnieść - dodała.
Ojciec Agaty Wróbel przekazał, że "z nią nie idzie się dogadać". - Ona się nie przyznawała do tego. Ostatnio widziałem ją rok temu. Zadzwoni ze dwa razy w roku. Jak pytam, jak się czuje to: "aaa, szkoda gadać". Ale później mnie spi*******. Zawsze tak było. Pomocy nie chce przyjąć. Tu też wójt zaoferował pomoc, ale ona nie chciała. Ona nie będzie rozmawiać i od razu rzuci słuchawką. Nie wiem, czego się boi - przekazał w rozmowie z TVP Sport.
Głos zabrał również Paweł Zemanek, wójt gminy Porąbka. - Osoba musi chcieć pomocy i nad tym pracujemy. A to jest naprawdę trudne, proszę mi uwierzyć - podkreślił. - Rodzina może pójść do sądu rodzinnego, jeżeli jest zagrożenie - podsumował.