Do biegu masowego kwalifikowało się trzydzieści najlepszych zawodniczek po trzech wcześniejszych konkurencjach, czyli sprincie, biegu pościgowym oraz indywidualnym na 15 kilometrów. Monika Hojnisz zakwalifikowała się dzięki dobremu rezultatowi w tym ostatnim. Pierwszą rezerwową była Weronika Nowakowska, ale żadna biegaczka nie wycofała się, by Polka mogła wskoczyć na jej miejsce.
Hojnisz była bezbłędna na strzelnicy, ale słaby czas biegu sprawił, że ostatecznie zajęła 15. miejsce. - Cieszę się przede wszystkim z mojego strzelania. Nie było to dla mnie łatwe, mimo że tak to wyglądało. Trochę walczyłam ze sobą na strzelaniu, ale mimo tego cieszę się, że udało mi się to opanować - skomentowała.
- Cieszyłam się, że mogę wystąpić w tym biegu, byłam zmotywowana. Poczułam stres przed startem, wiedziałam, że to Top 30, nie ma nikogo przypadkowego. Były same mocne zawodniczki i było z kim walczyć. Wiedziałam, że muszę skupić się głównie na strzelaniu, bo w tej konkurencji jest to bardzo istotne. Jak widać chodzić po trasie też nie można, bo zawodniczki mają taki power, że trzeba się trzymać w kupie i to pomaga. Biegowo wypadłam trochę gorzej, stąd to 15. miejsce, bo przy czterech zerach może kibice oczekiwaliby, że będę trochę wyżej - zastanawiała się.
Polka nie zaliczała kolejnych prób na strzelnicy błyskawicznie. - Jest taki moment, że zawodnik czuje, że to nie ta chwila, żeby nacisnąć spust i trzeba przeczekać. Wiem, że czasami pochopnie to robiłam i stąd brały się pudła. Cieszę się, że tym razem udało mi się to opanować i skończyło się to tak, jak skończyło, kosztem dłuższego strzelania - wyjaśniła.
Biathlonistkom została ostatnia konkurencja - bieg sztafetowy. - Może nie czuję się największa wygraną. Mam świadomość, że w naszej kadrze osiągnęłam na igrzyskach najlepszy rezultat. Nie ukrywam, że w dalszym ciągu ja i moje koleżanki liczymy na sztafetę, ale tylko tak po cichu, bo zawsze jest kładziona taka presja. Nie jest nam łatwo, ale to nasz ostatni start i bardzo chcemy osiągnąć dobry wynik - podkreśliła Hojnisz. - Będziemy szczęśliwe, jak będzie Top 6, a przeszczęśliwe, jeśli będzie trójka - dodała.
Polki od samego początku zmagań w Pjongczangu narzekają na swoją postawę biegową, dając do zrozumienia, że chodzi o smarowanie nart. - Nie chciałabym się o tym w negatywny sposób wypowiadać. Wierzę, że nasz serwis robi wszystko, co w ich nocy, żeby narty dobrze jechały. Nic im nie zarzucam. Bywają lepsze i gorsze dni, każdy pracuje na 100 procent. Tak samo, jak oni starają się nam posmarować narty, tak samo i my pracujemy na trasie. Nie mamy do siebie żalu. W dzisiejszym świecie wiemy, jak bardzo ważną rolę odgrywa sprzęt i jak wiele można zyskać lub stracić - wyjawiła Hojnisz. - Tym razem narty były przyzwoite. Ostatnio podczas biegu indywidualnego byłam bardzo zadowolona, od razu czułam się lepiej, stąd dobry wynik - dodała.
- Jest to trudny temat, nie jest to na pewno łatwe dla nas mówić o takich rzeczach, ale taka jest prawda. Im lepsza zawodniczka, tym dostaje narty z lepszej półki. na starcie już trzeba się z tym liczyć. Też miałam takie momenty, kiedy biegłam z najlepszymi zawodniczkami i mogłam z nimi biec łeb w łeb, nie jest to z góry przesądzone - powiedziała.
Bieg sztafetowy zaplanowano na 22 lutego, Biało-Czerwone mają więc czas, by przygotować się do tego startu.
Michał Bugno z Pjongczangu
Współpraca: Dominika Pawlik
ZOBACZ WIDEO: Michał Kłusak: Miałem okazję zjeżdżać, odczuwając -60 stopni Celsjusza. Usta puchną jak po operacji