Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: Na czas igrzysk olimpijskich w Pjongczangu został pan ekspertem stacji Eurosport. Na czym dokładnie będzie polegać pana rola?
Tomasz Sikora (mistrz świata i brązowy medalista olimpijski w biathlonie): - Przez całe igrzyska, razem z Jakubem Kotem (były skoczek narciarski - przyp. red.), będziemy pracować w studio w Paryżu jako eksperci. Chcemy jeszcze bardziej przybliżyć kibicom nasze dyscypliny sportu, a w wieczornym programie podsumować starty naszych reprezentantów.
Czy z rolą eksperta wiąże się podobny stres jak przed startami na igrzyskach?
- Stres zdecydowanie wzrośnie w momentach gdy nasi reprezentanci będą walczyli o wysokie lokaty. Będąc zawodnikiem stres odczuwa się do momentu startu. Kibice i my jako eksperci, przeżywamy je przez cały czas trwania konkurencji.
ZOBACZ WIDEO Nie mamy co liczyć na miłe niespodzianki w Pjongczang? "Może w short-tracku"
Weronika Nowakowska - to jej nazwisko wymienia się najczęściej jeśli chodzi o szanse medalowe polskiego biathlonu w Pjongczangu. W której konkurencji ma największe szanse na krążek?
- W bieżącym sezonie Weronika zdecydowanie lepiej prezentuje się na strzelnicy niż na trasie. Dlatego stawiam na biegi z czterema strzelaniami. Na dzisiaj trudno jest jednak ocenić w jakiej dyspozycji są nasze zawodniczki, ponieważ miały 26 dni przerwy w startach. To dużo czasu by poprawić elementy, które nie funkcjonowały dobrze do tej pory.
Oczywiście wyobraźnię kibiców rozpala również polska sztafeta kobieca. Realnie możemy wierzyć w jej medal w Pjongczangu?
- Ostatni start naszej sztafety, pokazał że dziewczyny mogą powalczyć o wysokie lokaty (5. miejsce w Anterselvie - przyp. red.). Czy o medal? Oczywiście że tak, ale warunkiem jest poprawa formy biegowej. Osobiście bardziej stawiam na starty indywidualne Weroniki Nowakowskiej i Moniki Hojnisz.
Trasy olimpijskie często nie należały do najtrudniejszych. Tak samo będzie w Korei Południowej? Wszystko rozstrzygnie się na strzelnicy, czy jednak na trasie biegowej również będzie można wiele zyskać lub stracić?
- Nie mogę zgodzić się z tym, że któreś z tras olimpijskich były lekkie.
W bieżącym sezonie wśród biathlonistów trwa niesamowita walka między Martin Fourcade a Johannesem Boe. Pana zdaniem na igrzyskach lepiej wypadnie Francuz czy Norweg?
- Bardzo się cieszę że Fourcade ma godnego rywala. Analizując jednak sezon, postawię na Francuza. W każdym tegorocznym starcie przygotowywał się mentalnie do igrzysk w Pjongczangu. Najbardziej można to zauważyć na strzelnicy. Strzela o wiele wolniej od swojego rywala. W czasie igrzysk Norwegowi Boe trudno będzie strzelać w 20 sekund, jak robił to do tej pory. Z tyłu głowy będzie myśl, że następne igrzyska są dopiero za 4 lata. To może spowodować spowolnienie rytmu strzelania, a w konsekwencji pomyłki.
Czy wśród biathlonistek jest kandydatka, która może zdobyć kilka medali na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu?
- Moją faworytką jest Niemka Laura Dahlmeier. Mimo kłopotów zdrowotnych, które skomplikowały jej sezon, liczę że do igrzysk będzie przygotowana perfekcyjnie. Nie można tez zapominać o Anastazji Kuźminie, która w tym sezonie biega zdecydowanie najszybciej. Słowaczka jest specjalistką od olimpijskich sprintów, ma już z nich dwa złote medale.
Porozmawiajmy także o polskiej męskiej kadrze biathlonowej. Był sens wysyłania Polaków (Grzegorz Guzik i Andrzej Nędza-Kubiniec) na igrzyska w Pjongczangu?
- Zastanawia się nad tym pewnie wielu kibiców. Są przynajmniej dwa powody dla których warto było wysłać chłopaków. Zupełnie inaczej ogląda się zawody, gdy na starcie staną reprezentanci Polski, nawet jeśli nie mają szans na wysokie pozycje. Druga sprawa to taka, że gdyby nie pojechali, to prawdopodobnie biathlonowa reprezentacja, musiałaby zrezygnować z zabrania kogoś z obsługi, a to skomplikowałoby przygotowania do startów dziewczyn.
Czy są realne szanse, że przed kolejnymi zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie doczekamy się zawodnika na miarę Tomasza Sikory?
- Myślę że to pytanie należy zadać naszym trenerom.