[tag=26248]
Xavier Pascual[/tag] to reprezentant bodaj najlepszego rocznika hiszpańskich trenerów w historii piłki ręcznej: w roku 1968 oprócz "Pasquiego" urodzili się także Talant Dujshebaev oraz Juan Carlos Pastor.
Były bramkarz swoją karierę związał z rodzinną Barceloną. Na ławce trenerskiej Barcy Katalończyk utrzymał się aż dwanaście lat (2009-2021). W tym czasie zdobył z z nią - uwaga - 61 pucharów, w tym trzy tytuły Ligi Mistrzów. Za triumf w czerwcu 2021 roku został nominowany przez EHF do nagrody Trenera Roku.
Już wtedy wiadomo było, że Pascual odejdzie z Barcelony wskutek nowego rozdania w klubie po wygranej w wyborach prezydenta Joana Laporty. "Pasqui" Katalonię zamienił na Bukareszt, gdzie razem ze swoim przyjacielem, Davidem Barrufetem, wieloletnim dyrektorem sportowym Barcy, zaangażował się w ambitny projekt Dinama Bukareszt.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zimowa wyprawa żony skoczka. I to nie byle jaka!
Przełomowym momentem w życiu Pascuala była operacja serca z 2011 roku. Szkoleniowiec przyznał po latach, że "takie doświadczenia życiowe zmieniają i sprawiają, że relatywizuje się różne rzeczy. Świat nie kręci się już wokół piłki ręcznej. Nauczyłem się mniej się złościć".
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Ucieszył się pan, widząc swoje nazwisko wśród nominowanych do nagrody Trenera Roku 2021?
Xavier Pascual: Myślę, że to spore wyróżnienie, ale nie skierowane bezpośrednio do mnie, tylko do całego zespołu. W zeszłym sezonie wraz z Barcą wygraliśmy Ligę Mistrzów i nie mam wątpliwości, że moja nominacja to zasługa zwycięstwa moich podopiecznych. Bo kim jest trener bez drużyny? Nikim. Słaby trener, który ma same gwiazdy w składzie, może wygrać trofea, podczas gdy najlepszy szkoleniowiec, nawet z najlepszą taktyką na świecie, nic nie wskóra z grupą słabych graczy. Trenerów powinno rozliczać się z tego, czy zrealizowali postawione przed nimi długoterminowe i realne cele.
Wspomniany poprzedni sezon, który stał się podstawą do nominacji, to potrójna korona Barcy (Liga Mistrzów, Mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Hiszpanii), która wygrała wszystkie 61 spotkań w sezonie.
Najlepsze uczucie dla trenera jest wtedy, kiedy jego zespół gra dokładnie tak, jak sobie zaplanował i widać, że drużyna ma pomysł na grę. Nie zawsze chodzi o wyniki, bo przecież możesz zrobić wszystko jak należy i twoi zawodnicy wykonają cały plan, ale problem w tym, że to samo tyczy się rywali i ktoś musi przegrać.
Niemniej to właśnie wyniki najmocniej kształtują epoki i wyznaczają trendy. Myślę, że udało nam się w Barcelonie stworzyć dwie spektakularne drużyny, które tego dokonały: w latach 2014-2015, kiedy wygraliśmy siedem pucharów w ciągu 12 miesięcy oraz przed rokiem. Oba te zespoły pozwoliły trochę lepiej zrozumieć piłkę ręczną, spojrzeć na nią z innej perspektywy. Za każdym razem widzieliśmy, jak ważna staje się szybkość. Taka też będzie przyszłość naszego sportu. Najważniejsze cechy zawodników przyszłości to właśnie szybkość poruszania się, ale też szybkość myślenia i podejmowania decyzji.
Proszę rozwinąć.
Piłka ręczna przyśpiesza i będzie przyspieszać, żeby stawać się jeszcze bardziej spektakularna. Naszym podstawowym celem jest przyciągnięcie na trybuny jak największej liczby kibiców, a do tego musimy zrobić jeszcze większe show. Kluczem jest szybkość i dynamika gry. To klarowna tendencja.
Uważam, że także przepisy będą musiały pójść w tę stronę. Interesująca jest zasada ograniczenia podań przy grze pasywnej. My, trenerzy, mówiliśmy o podobnym rozwiązaniu od dłuższego czasu. Teraz myślimy o kolejnej zmianie dotyczącej ułatwienia wznowienia gry. Chodzi o to, by po stracie piłki drużyna przejmująca posiadanie mogła rozpocząć akcję z dowolnego miejsca na boisku. Zasadna jest również propozycja, by po stracie bramki drużyna wznawiała grę z całego okręgu środkowego, a nie z samej linii.
Są tacy, którzy chcieliby wprowadzenia ograniczenia czasu na atak, jak w koszykówce. Ja jednak nie jestem za tym rozwiązaniem. Zgadzam się, że trzeba go zredukować, ale służą temu wcześniej wymienione zmiany, które już zaszły. Teraz trzeba zastanowić się nad wpływem sędziów na grę, skoro ona wciąż będzie przyspieszać. Wideoweryfikacja jest dobrym pomysłem, ale sprawdzi się tylko w pojedynczych akcjach, nie może być używana co chwilę. Może należałoby sprawdzić rozwiązanie z trzema sędziami na boisku?
Skoro już o przepisach mowa, trener Talant Dujshebaev zwrócił się z apelem, by zakazać gry w ataku z wykorzystaniem dodatkowego zawodnika zamiast bramkarza. Pana Dinamo Bukareszt, które przegrało w środę w Kielcach 29:34, chętnie korzysta z tego rozwiązania.
Tak, ale ja też anulowałbym regułę 7 na 6. Skoro jednak na dzisiaj jest dozwolona, wykorzystuję wszystkie dostępne mi narzędzia. Przepisy mogą mi się nie podobać, tak w piłce ręcznej, jak w prawie krajowym, ale muszę ich przestrzegać i się dostosować. Skoro mamy możliwość gry z dodatkowym zawodnikiem w ataku, to uważam, że to skuteczna metoda, by spróbować zredukować przewagę przeciwnika. Oczywiście, niesie to za sobą duże ryzyko, ale skoro wiemy, że jako Dinamo nie możemy się aktualnie mierzyć na indywidualne umiejętności z drużyną pokroju Łomża Vive Kielce, musimy szukać czegoś innego. Ale, powtórzę: to nie znaczy, że ten przepis mi się podoba.
Wrócimy do nominacji EHF na Trenera Roku. Wśród pięciu wyróżnionych szkoleniowców jest aż trzech Hiszpanów. Na etapie ćwierćfinałów poprzedniej edycji Ligi Mistrzów aż pięć drużyn miało hiszpańskich szkoleniowców. Skąd taka dominacja waszej myśli szkoleniowej?
Jakiś czas temu mieliśmy w Hiszpanii boom na piłkę ręczną. Nasza liga była potężna i niezwykle wyrównana. To sprawiło, że każdy szukał przewagi w najmniejszych detalach. Trenerzy zaczęli analizować grę o wiele bardziej, doszukując się korzyści tam, gdzie nikt inny dotąd nie próbował.
Od tego momentu często mówi się o "hiszpańskiej grze", ale nie sądzę, by istniała jakaś "hiszpańska szkoła". Oczywiście, można powiedzieć, że ogólnie jesteśmy o wiele bardziej taktyczni niż inne nacje, ale gdy wejdziemy w szczegóły, okaże się, że ja, Talant, Juan Carlos Pastor czy Valero Ribera gramy zupełnie inaczej.
Trochę niszczy pan nasz światopogląd, bo w Polsce od dłuższego czasu toczyła się dyskusja, czy nasza reprezentacja powinna grać "po hiszpańsku".
Kwestionuję tylko istnienie "hiszpańskiej szkoły". Mówi się, że zapoczątkował ją Juan Carlos Pastor w trakcie swojej pracy w Valladolid. Ale ja, Toni Gerona czy Valero Ribera nigdy z nim nie pracowaliśmy i gramy zupełnie inaczej. Bardzo łatwo klasyfikować i dzielić ludzi bez dogłębnej znajomości tematu. I nie mówię tutaj tylko o piłce ręcznej. Widzimy hiszpańskiego trenera? Na pewno gra po hiszpańsku. To błąd.
Ale to jednak Hiszpanie zdominowali rynek. Nie chcę mi się wierzyć, że to po prostu przypadek.
To prawda, że mamy aktualnie bogactwo trenerów. Myślę, że wynika to z pracy oraz pozycji, jaką miała nasza liga piętnaście lat temu. Mówiłem, że epoki kształtują się dzięki zwycięstwom. Dla Hiszpanii przełomowe były mistrzostwa świata w 2005 roku w Tunezji. Zdobyliśmy wtedy złoty medal z Juanem Carlosem Pastorem na ławce i wszystkim otworzyły się oczy, że można odnosić sukcesy, grając inaczej. Ale od tego momentu nasza myśl szkoleniowa także ewoluowała, rozwijali ją różni trenerzy, którzy poszli w różne strony.
Fascynujące jest to, że wszyscy możemy się od siebie uczyć, bo każdy, niezależnie od modelu gry, jaki preferuje, wnosi coś nowego i każdy może wyciągnąć dla siebie to, co najbardziej mu odpowiada, by stworzyć następną wariację. I to jest prawdziwe bogactwo.
Między trenerami panuje rywalizacja?
Nie myślę o tym w ten sposób. Jeśli mieliśmy niedawno mecz z Kielcami, moim rywalem był zespół Łomża Vive Kielce, a nie Talant Dujshebaev. Piłka ręczna to gra drużynowa i tak na nią patrzę. Oczywiście, to trenerzy są tymi, którzy kierują grupą i przygotowują mecz, ale to zawodnicy muszą wykonać plan.
Z przeciwnymi trenerami mam zazwyczaj bardzo dobre relacje. Z Talantem również. W trakcie spotkania ja bronię swojego, on swojego, ale po meczu chętnie rozmawiamy, dzwonimy do siebie, umawiamy się na obiad, gdy akurat jesteśmy w tym samym miejscu. Mogę nawet powiedzieć, że mecze przeciwko Talantowi to przyjemność, choć wiem, że za każdym razem będę miał przej***** (śmiech)!
Czyli o wyniku meczu bardziej decydują zawodnicy niż trener?
Jasne. Trenerzy mają narzędzia, by próbować zmieniać przebieg spotkania, ale to gracze muszą zrealizować nasze pomysły. Jeśli ustawisz skuteczną akcję, ale twój zawodnik nie trafi z sześciu metrów, bo bramkarz rywali ma akurat najlepszy dzień w karierze i przegrasz przez to mecz, czy to czyni cię gorszym trenerem? Nie.
Gdy tak się dzieje, to musi być szalenie denerwujące.
Prawda, ale to też piękno sportu i naszego zawodu: ciągła niepewność i nieprzewidywalność. Możesz dać z siebie wszystko, wymyślić coś genialnego, ale i tak nie możesz być pewien, że wygrasz. Oprócz tego za każdym razem trzeba szukać nowych rozwiązań, bo powtarzając stare pomysły stajesz się bardzo przewidywalny. Trzeba ciągle dążyć do perfekcji.
Czego zabrakło wam w środowym meczu z drużyną Łomża Vive Kielce?
Rywale zasłużyli na wygraną i udowodnili, że są lepsi. Zrobiliśmy wiele błędów w grze 7 na 6, potem chcieliśmy się poprawić, ale dystans był już za duży. Choć doszliśmy gospodarzy na dwie bramki straty, Talant wziął wtedy czas i kielczanie znów zaczęli grać świetnie.
Wiem, że ktoś powie, że przecież wygraliśmy w Bukareszcie (Dinamo pokonało we wrześniu Łomża Vive Kielce 32:29 - przyp. red.), ale wtedy rywale nie mieli wszystkich zawodników w składzie, pauzował choćby Alex Dujshebaev, kielczanie mieli też problem w bramce, a my graliśmy w małej hali z głośnymi kibicami i wykorzystaliśmy swoją szansę.
Czym dla trenera różni się praca w Barcelonie, mając w składzie najlepszych zawodników na świecie oraz w Dinamo Bukareszt, konstruując zespół od podstaw?
W Barcy zawsze chodziło o to, aby zdobyć wszystkie tytuły, w Bukareszcie chcemy utrzymać miejsce w Lidze Mistrzów i status w Rumunii.
Patrząc na rozwój bukaresztańskiego projektu oraz zaangażowane osoby, np. zatrudnienie Davida Barrufeta, ambicje klubu sięgają znacznie wyżej. Ile potrzeba na zbudowanie liczącej się w Europie drużyny?
Czas jest niesamowicie trudny do zmierzenia. Okej, mogę powiedzieć, że trzy lata. Ale nie mam pojęcia, jaki będziemy mieć budżet, jacy zawodnicy będą dla nas dostępni na rynku oraz jaki wpływ na nasz rozwój będzie miał cały szereg zewnętrznych czynników. Na Ukrainie wybuchła wojna i życie wielu klubów zostało wywrócone do góry nogami.
Potrzeba nam dużo cierpliwości i jeszcze więcej pracy. Niestety, wielu ludzi nie ma cierpliwości i zawsze chcą wyników na tu i teraz. A ja wtedy mówię, że rezultaty już tu są! W tym roku Ligę Mistrzów traktowaliśmy jak nagrodę, cieszyliśmy się samym udziałem, a wygraliśmy z Kielcami czy Veszprem. Ale nie wygramy od razu pucharu! Mamy plan i będziemy go realizować. Moja intencja jest taka, byśmy za rok nie zadowalali się pojedynczymi zwycięstwami, ale chcieli coraz więcej. W taki sposób dojdziemy na szczyt. Najważniejsze, że mamy pasję i chęci.
Jak się buduje drużynę?
Plan jest prosty i stosują go prawie wszystkie kluby na świecie: chcemy ściągać względnie młodych zawodników, wpasować ich w zespół oraz rozwinąć indywidualne umiejętności, by za dwa, trzy lata pokazali pełnię potencjału. Nie można jednak kopiować innych drużyn. Nigdy nie będziemy grać jak Kielce czy PSG, bo nie mamy takich graczy. Musimy szukać własnej drogi. Nawiasem mówiąc, Łomża Vive Kielce to dla mnie jeden z głównych kandydatów do zwycięstwa w całych rozgrywkach Ligi Mistrzów w obecnym sezonie.
W trakcie dwunastu lat w Barcelonie pracował pan z niemal wszystkimi zawodnikami uważanymi za najwybitniejszych graczy naszych czasów. Potrafi wskazać pan tego jednego?
Nikola Karabatić. Mówię tak dlatego, że to najbardziej kompletny zawodnik, jakiego widziałem. Francuzowi nie można nic zarzucić ani taktycznie, ani fizycznie, ani technicznie, ani w ataku, ani w obronie. Nie ma znaczenia gdzie go postawisz, on i tak da sobie radę. Oprócz tego jest zawodnikiem do maksimum oddanym zespołowi, który potrafi przyznać się do błędu i schować swoją dumę.
Obserwuj autora na Twitterze i czytaj jego pozostałe teksty
Czytaj także:
Polak odszedł z Rosyjskiego klubu
Kontuzje w Łomża Vive Kielce