Kielecki zespół nie zdołał realnie zagrozić faworytowi. - Zmierzył się beniaminek z wicemistrzem Polski i w kluczowych sytuacjach nie dało się tego oszukać. Nie można odmówić dziewczynom ambicji, charakteru i woli walki, bo nie odpuściły głowy na ani moment. W pierwszej połowie KPR odjechał nam na pięć bramek, ale doszliśmy na dwie i gdybyśmy wykorzystali swoje czyste sytuacje, to wynik mógł być inny - powiedział Paweł Tetelewski, trener Suzuki Korony Handball.
- Poza tym oddaliśmy 2-3 proste piłki, po czym KPR rzucił łatwe kontry, a uczulaliśmy, że nie możemy na to pozwolić. Druga połowa toczyła się do pewnego momentu bramka na bramkę. Przyszedł moment, w których mieliśmy cztery stuprocentowe sytuacje, z których nie wykorzystaliśmy żadnej i niestety przegraliśmy siedmioma bramkami. Różnicę zrobiła Beata Kowalczyk, która pobroniła w bramce i widać było jej doświadczenie. Powinniśmy jednak wykorzystać połowę setek i mecz wyglądałby inaczej - dodał Tetelewski.
W 12. minucie kontuzji doznała Magda Więckowska. - Miejmy nadzieję, że nic poważnego się nie stało. Dziewczyna po rzucie wpadła jej na nogę, na kolano i niestety Magda nie mogła kontynuować tego meczu. W sobotę robimy wszelkie badania i mamy nadzieje, że to naciągnięcie więzadeł, a nie zerwanie - przekazał trener.
ZOBACZ WIDEO: Jego zjazd robi ogromne wrażenie. Zareagował znany aktor
- Gdybyśmy rzucili swoje setki, to mecz wyglądałby inaczej. Można było zobaczyć parę szybkich akcji, w końcu Ala Pękala z Martą Rosińską się odważyły i rzuciły z drugiej linii, nie bazowały tylko na Magdzie Więckowskiej i mam nadzieję, że będzie tak dalej - stwierdził Tetelewski.
KPR Gminy Kobierzyce kontrolował natomiast wynik. - W moim odczuciu nie były to trudne zawody, ale wkradało się trochę dziwnych, prostych błędów w ataku pozycyjnym plus proste błędy w obronie i to powodowało, że przed przerwą nie mogłyśmy zapewnić sobie dużej przewagi. Wystarczyło 10 minut konsekwentnej gry, żeby przewaga wzrosła w drugiej połowie i mogłyśmy sobie pozwolić na roszady w składzie - zauważyła Edyta Majdzińska, trenerka ekipy z Dolnego Śląska.
W ważnym momencie różnicę zrobiła Beata Kowalczyk. - W I połowie mieliśmy problem w bramce, w II poprawiła swoją skuteczność. Obrona jej bardzo pomogła. Ona wprowadziła dużo spokoju, mogłyśmy wyprowadzić ataki. W ataku Zorka Despodovska imponowała skutecznością i cieszę się, że się odblokowała i rzuca dużo bramek. To tylko potwierdza jej dużą formę sportową - dodała Majdzińska.
Czytaj także:
Gwardia potrzebowała takiego meczu
Zeszyt Malchera wdał się we znaki Łomży Vive