PGNiG Superliga. Mariusz Jurkiewicz odnajduje się w roli asystenta trenera Wybrzeża. Skupia się na nowych zadaniach

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Torus Wybrzeże Gdańsk / Na zdjęciu: Mariusz Jurkiewicz
Materiały prasowe / Torus Wybrzeże Gdańsk / Na zdjęciu: Mariusz Jurkiewicz
zdjęcie autora artykułu

Choć Mariusz Jurkiewicz jako zawodnik potrafił dojść na najwyższy poziom, umie zrozumieć potrzeby swoich podopiecznych z Torus Wybrzeża Gdańsk. - Jak najbardziej odnajduję się w tej roli - powiedział były wielokrotny reprezentant Polski.

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Od 19 listopada pracuje pan w Torus Wybrzeżu. Czy osobie, która przez niemal całą karierę grała na najwyższym poziomie jest obecnie potrzebna cierpliwość do zawodników, którzy walczą w dolnej części tabeli PGNiG Superligi? Mariusz Jurkiewicz, II trener Torus Wybrzeża: Nie do końca tak jest. Ja też byłem kiedyś na takim poziomie i grałem z zawodnikami takiego poziomu. Z biegiem lat robiłem kroki do przodu i lądowałem w coraz mocniejszych drużynach. Nie jest tak, że jestem oderwany od rzeczywistości. W klubie mamy większość młodych zawodników wspieranych przez doświadczonych graczy i celem jest to, by uczyli się oni zachowań na treningach i w trakcie meczów - zarówno kwestii taktycznych, jak i innych niuansów, których młodzi zawodnicy nie widzą, a my możemy im podpowiedzieć. Jak najbardziej odnajduje się w tej roli. Na ławce trenerskiej pracuje pan wraz z Krzysztofem Kisielem. Jak wygląda podział obowiązków między wami? Przede wszystkim trener Kisiel jest tym pierwszym, a ja jestem asystentem. Gdy trener jest sam, jest to bardzo trudne, a tak dotychczas było w Torus Wybrzeżu. Pomagał Mateusz Jachlewski, ale on jest też zawodnikiem i skupia się na swojej pracy. Gdy trener ma całą drużynę pod kontrolą, nie może wszystkiego zauważyć. Ja chcę podpowiadać różne rzeczy i bardziej odpowiadam za obronę, nie do końca opanowałem jeszcze kwestie taktyczne w ataku Torus Wybrzeża, więc do tego jeszcze się nie wtrącam. Daję podpowiedzi dotyczące ustawienia zawodników czy też wybierania odpowiedniego miejsca do ataku. Czy nie ma momentów meczowych, w których korci pana zmiana obuwia i założenie koszulki meczowej? Nie, bo ten etap jest już za mną. Ja go zamknąłem i nie miałem wewnętrznej potrzeby, żeby wskakiwać na boisko. To dwie zupełnie różne strony i karierę zawodniczą, czy jak ja to nazywam przygodę z profesjonalnym uprawianiem sportu, już zakończyłem, skupiam się na pracy trenerskiej i na kształceniu się w tym kierunku.

ZOBACZ WIDEO: Zmiana pokoleniowa w polskim sporcie? "Świątek, Zmarzlik i Błachowicz przerośli swoich mistrzów"

Torus Wybrzeże, jak pan wspomniał, jest młodym zespołem. Czy w tej drużynie są zawodnicy, którzy dojdą do poziomu reprezentacyjnego? Jest sporo zawodników, którzy zarówno fizycznie są dobrze przygotowani, jak i mają odpowiednie predyspozycje mentalne. Nie mam żadnych zastrzeżeń jeśli chodzi o pracę, bo są przygotowani do dużych wysiłków i mają świadomość tego, co robią. Gdy będą robić kolejne kroki w tych aspektach, to mogą zrobić spore zamieszanie w piłce ręcznej. Spośród młodej fali, najbardziej wybija się Kamil Adamczyk, który gdy złapie odpowiednią powtarzalność, rzeczywiście będzie mógł sporo namieszać. Kamil Adamczyk to zawodnik obdarzony nieszablonowym rzutem. Potrafi zaskoczyć z różnych płaszczyzn - zarówno z wyskoku, jak i z podłoża, co jest jego wielką siłą. Na pewno zrobi on krok do przodu i będziemy go widzieć w klubach grających o wyższe cele. To jeden z tych, którzy gdy będzie się rozwijać, może zajść daleko. Patrząc na strukturę składu, widać większe problemy kadrowe u zawodników pierwszej linii. Czy planujecie tu jakieś ruchy? W temacie ruchów kadrowych będzie się już wypowiadał oficjalnie klub. Naszym problemem były kontuzje. Wypadł nam Daniel Leśniak, przez dużą część sezonu graliśmy jedną parą skrzydłowych - Piotrem Papajem i Mateuszem Kosmalą, co jest trudną sytuacją. Choćby w meczu z Piotrkowianinem czerwoną kartkę zobaczył Kosmala i nie mieliśmy drugiego skrzydłowego. Musieliśmy łatać innymi zawodnikami i nie są to łatwe sytuacje. Tym składem jesteśmy w stanie walczyć o wyższe miejsca. A czy planujecie dokooptować kolejnych młodych zawodników ze struktur Wybrzeża? Ja jeszcze nie miałem czasu na to, by spojrzeć na młodsze roczniki, skupiałem się na pracy z pierwszą drużyną. Wiem jednak, że są zawodnicy którzy aspirują do treningów z pierwszą drużyną. To jednak kwestia czasu i dostosowania się do realiów superligowych. Nie da się tego zrobić z tygodnia na tydzień. Już po pana dojściu do sztabu szkoleniowego, Torus Wybrzeże wygrało dwa mecze po emocjonalnych końcówkach, w których goniliście wynik. Z czego wynika taka poprawa gry w końcowych momentach meczu? Ja zawsze powtarzam, że żeby zacząć wygrywać, trzeba się nauczyć przegrywać. Przegrane końcówki na początku sezonu i błędy popełniane w tym czasie zawodnicy wzięli sobie do serca. To, co wtedy przegrywaliśmy, teraz potrafimy rozgrywać na naszą korzyść. Wymaga to wysiłku, zaangażowania, odrobiny szczęścia, ale wszystko jest w ich rękach. Najważniejsze, że drużyna wyciągnęła wnioski z wcześniejszych porażek i ostatnie dwa spotkania prowadzone w takich okolicznościach potrafiliśmy rozstrzygnąć na naszą korzyść. To ważne i na przerwę zimową udaliśmy się w trochę lepszych nastrojach. Starałem się uświadomić zawodników, że nie są to wakacje, tylko chwila na wypoczynek, byśmy to co dobre mogli kontynuować, wychodząc z tego poziomu, który mamy. Funkcjonuje pan w piłce ręcznej już długo, jednak czy kojarzy pan sytuację, w której ewentualnego spadkowicza będzie ewidentnie żal? Z tej grupy zespołów każdy udowadnia swoją wartość, nie brakuje zaskakujących wyników. To świadczy o tym, że zawodowa liga zrobiła ogromny krok do przodu i tylko się cieszyć, że poszczególne kluby się rozwijają na tyle, że rozgrywki są ciekawsze niż wcześniej. Czy wy jako Torus Wybrzeże ciągle martwicie się o uniknięcie ostatniego miejsca? Czy oddech jest spokojniejszy? Nie ma u nas żadnego oddechu, mam nadzieję że złapiemy go na koniec sezonu, gdy będziemy się cieszyć z osiągniętych celów przedsezonowych. Obecnie jesteśmy na półmetku i nawet ostatnie udane mecze nie mogą uśpić naszej czujności. W tak dziwnym sezonie różne rzeczy mogą się dziać. Nie można tu wprowadzać spokoju i popadać w samozachwyt - wręcz przeciwnie, trzeba się zmotywować do jeszcze mocniejszej pracy. Pomoże wam w tym mocniejsza kadra, wzmocniona rekonwalescentami? W tym momencie zawodnicy, którzy byli kontuzjowani się leczą i niektórzy powinni być zdolni do treningów od stycznia. Wykluczony jest Jakub Powarzyński, który zerwał więzadła krzyżowe i ma sezon z głowy. Zobaczymy też jak po powrocie będzie wyglądał Leonardo Comerlatto, kolejny zawodnik leworęczny mocno by się przydał, ale wciąż jest zagadką. Powoli trenuje już Mateusz Wróbel, który powinien z nami być w styczniu. Daniel Leśniak trenował przed przerwą bez kontaktu. Zobaczymy co będzie, jak wejdzie w pełne obroty. Bardzo by nam się przydał zarówno w ataku, jak i w obronie.

Czytaj także:  Mały plusik przy kadrze Polaków Pierwsze echa Final4 Ligi Mistrzów

Źródło artykułu: