Liga Europejska. Patent na Toulouse. Orlen Wisła wciąż niepokonana

PAP / Piotr Nowak  / Na zdjęciu: Philip Stenmalm i Uros Borzas
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Philip Stenmalm i Uros Borzas

Orlen Wisła Płock z drugim zwycięstwem nad Fenix Toulouse (27:25). Wicemistrzowie Polski po czwartej wygranej w grupie są już właściwie w kolejnej rundzie Ligi Europejskiej.

To nie był już taki występ jak przed tygodniem w Tuluzie, gdy niewielu liczyło na sukces. Ba, właściwie nikt nie wierzył, bo Nafciarze polecieli do Francji absolutnie zdziesiątkowani. Bez presji, czasem grając "na fantazji", odnieśli zaskakujący sukces i zapewnili sobie zastrzyk energii na resztę sezonu. W rewanżu nie można było usprawiedliwiać się kontuzjami i izolacją.

Orlen Wisła wyszła na boisko niemal w pełnym składzie, ale dość szybko straciła Alvaro Ruiza. Hiszpan, alfa i omega w meczu wyjazdowym, pechowo zderzył się z obrotowym rywali i po kwadransie, z dużym grymasem bólu na twarzy i okładem na lewym barku, zszedł z placu. Gdyby do tego doszło w Tuluzie, trener Sabate byłby w kropce. Tym razem miał większe pole manewru, choć Niko Mindegia przed przerwą nie grzeszył skutecznością.

W rolę snajpera wcielił się Jeremy Toto. Niektórzy dworowali z Francuza, że bardziej znany w świecie piłki ręcznej jest nawet zespół Toto. Sezon zaczął przeciętnie, dał się zapamiętać głównie z roli ratownika, gdy na własnych rękach wyniósł kontuzjowanego Macieja Tokaja z Zagłębia Lubin. Kilka tygodni później znowu stanął na wysokości zadania i pomógł znieść z parkietu poszkodowanego w Tuluzie Zorana Ilicia. Obecnie to jednak przede wszystkim najlepiej dysponowany z obrotowych Wisły. Bardzo zwrotny i skuteczny, z Fenix Toulouse już do przerwy trafił cztery razy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk i droga na obiad. Nagranie jest hitem sieci

Przypomniał o sobie nie tylko Toto. Nawet gorzej prezentował się ostatnio Ivan Stevanović, w Płocku chyba niespecjalnie martwiono się, że doświadczony Chorwat po sezonie zakończy karierę. Weteran przebudził się, w pierwszych 30 minutach bronił ze skutecznością 40 proc. Bez Stevanovicia raczej nie byłoby prowadzenia 12:9 do przerwy.

Wisła radziła sobie z wysuniętą obroną, na czele z ruchliwym Sadou Ntanzim. Brak Ruiza w końcu mocno odbił się na jakości gry. Leo Dutra znów irytował, po czym popisywał się znakomitymi akcjami. Michał Daszek musiał odciążać dopiero wracającego po kontuzji Davida Fernandeza. Czasem było bardzo pod górkę, dobrze bronił Cesar Almeida, kolegów zostawił podstawowy obrońca Philip Stenmalm (po czerwonej kartce), ale Nafciarze utrzymywali minimalną przewagę. Rozkręcił się Mindegia, kilerem ze skrzydła był Lovro Mihić, i to nawet po indywidualnych wejściach. Na trzy minuty przed końcem Chorwat zapewnił prowadzenie 27:23 i zasadniczo rozstrzygnął o wyniku.

I wtedy zrobiło się gorąco. Dwa - nie bójmy się krytyki - głupie wykluczenia, krycie na całym boisku, w końcu pomyłka Michała Daszka w akcji sam na sam i Toulouse mogło złapać kontakt bramkowy na minutę przed końcem. Swój moment chwały miał wtedy Morawski, który zatrzymał rozpędzonych rywali.

Orlen Wisła Płock - Fenix Toulouse HB 27:25 (12:9)

Orlen Wisła: Stevanović, Morawski - Mindegia 6, Toto 5, Mihić 5, Daszek 5, Dutra 2, Szita 1, Fernandez 1, Komarzewski 1, Krajewski 1, Ruiz, Serdio, Terzić, Stenmalm, Czapliński

Fenix: Almeida, Lettens - Giraudeau 6, Ntanzi 4, Soudry 3, Abdi 2, Gilbert 2, Jakobsen 2, Ilić 2, Tribillon 2, Borzas 1, Leventoux, Marmier

Źródło artykułu: