Przed Słoweńcami otworzyła się największa od dawna szansa na półfinał ME. Dzięki zwycięstwu ze Szwedami drużyna Ljubo Vranjesa weszła do głównej rundy z dwoma punktami i tak naprawdę potrzebowała trzech kolejnych sukcesów do awansu. Nawet gdyby nie powiodło się w spotkaniu z wicemistrzami świata Norwegami, to Islandczycy, Węgrzy i Portugalczycy jak najbardziej byli w zasięgu Słoweńców.
ZOBACZ: Afera w Szwecji po meczu z Polską
Właśnie zespół z dalekiej północy jako pierwszej zweryfikował ich plany. Nie zanosiło się na specjalnie wyrównane starcie, bo obrońcy i Klemen Ferlin, jeden z najlepszych bramkarzy turnieju, przez blisko kwadrans obnażali Islandczyków. Dean Bombac i Borut Mackovsek dokładali efektowne trafienia, Blaż Janc rzucał do pustej bramki i nagle na tablicy pojawił się wynik 7:2.
Wyspiarze niespecjalnie się tym przejęli, zabrali się za odrabianie strat i m.in. dzięki Sigvaldi Gudjonssonowi, nowemu zawodnikowi PGE VIVE Kielce, zeszli do szatni przy wyniku 15:14, co zwiastowało emocje po przerwie. W razie potrzeby Islandczycy wyciągali jokera z talii - 19-letnia nadzieja Viktor Gisli Hallgrimsson obronił trzy rzuty karne!
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w futsalu
ZOBACZ: Kuriozalna sytuacja w meczu Niemców
Na Słoweńców było to jednak za mało. Po przerwie na dobre rozkręcił się Dean Bombac, wchodzący w dziurawą obronę. Były środkowy VIVE momentami robił co chciał, rzucił 9 bramek, większość po indywidualnych wejściach. Swoje dołożył Ferlin, który upodobał sobie szczególnie Arona Palmarssona. Gwiazdor Barcelony pudłował na potęgę, choć nadrabiał asystami.
Igor Źabić z Wisły Płock rzucił jedną bramkę, Blaż Janc z VIVE dwie.