Gdyby sugerować się opiniami ekspertów i papierowymi rozważaniami Grupa Azoty Tarnów jechała do Zabrza na mecz z naszpikowanym reprezentantami kraju Górnikiem jak na ścięcie. Przedsezonowe sparingi też nie dawały wielkich nadziei przyjezdnym na nawiązanie walki. Z siedmiu spotkań sparingowych debiutujący w PGNiG Superlidze tarnowianie nie wygrali żadnego. Co ciekawe w dwóch z nich mierzyli się także z zabrzanami, zbierając na wyjeździe srogie baty.
A mimo to wiara w narodzie była wielka. - Nie przyjechaliśmy tutaj po jak najniższy wymiar kary. Chcieliśmy powalczyć i zaprezentować się z fajnej strony. Pokazać, że Tarnów może rywalizować na równi z każdym, bez względu na rozmiar kapelusza przeciwnika - mówił dyrektor sportowy Grupy Azoty Tarnów... pochodzący z Zabrza Krzysztof Mogielnicki . Prorok, czy co?
CZYTAJ TAKŻE: Nihil Novi. Vive na inaugurację
Ale od początku. Już pierwsze minuty pokazały, że starcie z beniaminkiem nie będzie dla gospodarzy spacerkiem. Do piętnastej minuty trwała wymiana ciosów. Żadna z ekip nie potrafiła sobie wypracować większej niż jednobramkowej przewagi, a na parkiecie panowała spora nerwowość.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Neymar powinien trafić do Barcelony? "Nie zatrudniłbym go w żadnej drużynie"
Wynik otworzył dopiero w trzeciej minucie Iso Sluijters. Dziewiczego gola dla grających w żółtych strojach szczypiornistów Grupy Azoty zdobył sto osiemdziesiąt sekund później, z lewego skrzydła Łukasz Kużdeba. Ten sam zawodnik urządził sobie w pierwszych fragmentach pojedynek z Martinem Galią Zdobył na dzień dobry trzy bramki dla tarnowian. Dopiero później do akcji wkroczyli jego koledzy.
O ile w grze gości dominowała niedokładność, było dużo improwizacji, akcje się nie kleiły, o tyle podopieczni Marcina Lijewskiego, jak twardo stali w obronie, tak razili potworną nieskutecznością. Inna sprawa, że gości przy życiu utrzymywał Patryk Małecki, który wyczyniał w bramce cuda.
Biorąc pod uwagę postawę Małeckiego 14:9 "w plecy", to i tak był niski wymiar kary. Tarnowianie powinni schodzić na przerwę z większa stratą. Wydawało się, że gospodarze mają zawody pod kontrolą. Nic bardziej mylnego. Tarnowianie wyszli na drugie trzydzieści minut odmienieni. Zwarli szyki w defensywie pod dowództwem generała Mindaugasa Tarcijonasa, debiutancka trema puściła, a zamiast spętanych nóg pojawił się błysk w oczach.
Rozluźnienie wkradło się za to do zespołu z Zabrza. Nastąpiła zamiana mocy. Goście poczuli krew, zobaczyli, że gospodarze są w tym dniu do ugryzienia i rzucili się Górnikom do gardeł. Zaczęło mozolne odrabianie strat i walka z coraz szybciej uciekającym czasem.
Końcowe dziesięć minut przyprawiło miejscową publiczność o palpitację serca. Na horror zaprosili Jakub Kowalik i Łukasz Nowak. Dwie najlepsze strzelby tarnowian rzuciły w sumie połowę goli z całego dorobku drużyny. Jeszcze w tamtym roku gwiazdy zaplecza, teraz z przytupem przedstawili się Superligowej społeczności. Pewnie za wcześnie na ferowanie wyroków, ale jeśli Grupa Azoty utrzyma ten pozytywny trend zamiast czerwonej latarni może okazać jedną z większych niespodzianek całych rozgrywek.
CZYTAJ TAKŻE: Zagłębie pokonane. Nieudany debiut Zinczuka w Kwidzynie
NMC Górnik Zabrze - Grupa Azoty Tarnów 23:22 (14:9)
NMC Górnik:
Galia, Skrzyniarz - Sićko 4, Bondzior 4, Buszkow 3, Daćko 3, Tomczak 3, Kodratiuk 2, Sliujters 2, Czuwara 1, Adamuszek 1.
Grupa Azoty: Małecki - Nowak 6, Kowalik 5, Kużdeba 4, Tarcijonas 3, Lazarowicz 1, Pedryc 1, Grozdek 1, Dadej 1