W skrócie oficjalnie wiemy tyle - ZRPR w poniedziałek 19 sierpnia ogłosił, że Arne Senstad wygrał konkurs na nowego selekcjonera kadry pań. Norweg pozował do zdjęć, podał sobie rękę z prezesem Andrzejem Kraśnickim, udzielał obszernych wypowiedzi na temat pracy w Polsce, kreślił plany na przyszłość. Wszystko wskazywało na to, że jest całkowicie świadomy swojego położenia, skoro zdecydował się na tak jasne deklaracje.
Wbrew krążącym opiniom, wynegocjował warunki finansowe. Brakowało tylko podpisu pod kontraktem. Jego klub Storhamar, z którym związany jest do 2020 roku, nie wyraziło wówczas zgody na pracę w naszym kraju
Tak naprawdę Norwegowie nie odnieśli się do sprawy, bo według nieoficjalnych wieści, opartych na informacjach ze Skandynawii, działacze w ogóle nie wiedzieli o wyjeździe szkoleniowca do Polski. Tej wersji trzymają się norwescy dziennikarze, którzy kontaktowali się z Senstadem po jego powrocie. Trener asekuracyjnie podkreślał w wypowiedziach, że nie wszystko jest załatwione, dlatego wstrzymał się ze złożeniem parafki na czteroletniej umowie.
ZOBACZ WIDEO Sandro Kulenović wygwizdywany przez kibiców Legii. "Powstała już teoria spiskowa, dlaczego gra"
Burzy można by uniknąć, gdyby ZPRP nie ogłosił od razu wszem wobec, że znalazł selekcjonera. Swoją drogą, udało nam się ustalić, że Senstad był bardzo niezadowolony po tym, jak sprawa ujrzała światło dzienne.
Storhamar prawdopodobnie dowiedziało się o wszystkim z mediów. Szefostwo klubu było bardzo rozczarowane zachowaniem swojego długoletniego szkoleniowca, po naradzie wypuściło w świat jednoznaczny komunikat w tej sprawie. Dowiadujemy się z niego, że Storhamar nie wyda zgody na łączenie przez Senstada dwóch funkcji (ZOBACZ).
ZOBACZ: Wisła wygrała na Ukrainie
Wydaje się, że to swego rodzaju kara za niesubordynację i jednocześnie zabezpieczenie na przyszłość. Kwoty odstępnego za trenerów to w piłce ręcznej raczej rzadkość, ale niewykluczone, że związek będzie musiał wyłożyć kasę na stół. Niezależnie od tego, czy ZPRP stać na takie rozwiązanie, to Storhamar rozdaje karty. Z oświadczenia jasno wynika, że klub w żadnym wypadku nie pozwoli Senstadowi na pracę na dwa etaty. W razie porozumienia ze związkiem będzie miał przynajmniej środki, by w przededniu sezonu postarać się o zatrudnienie innego klasowego szkoleniowca.
Dokonania Norwega nie powalają na kolana, ale spośród złożonych ofert był ponoć najrozsądniejszą opcją, gwarantował nowe spojrzenie na całą organizację działań. Pytanie tylko, czy po takim starcie dalsza współpraca ma w ogóle sens. Związek może czuć się wystawiony do wiatru i narażony na śmieszność, to na niego kibice od kilkunastu godzin wylewają pomyje. Rzeczywiście, centrala zbyt beztrosko podeszła do zobowiązań szkoleniowca, mocno się na tym przejechała i słusznie spadły na nią gromy, ale sprawa nie należy do tych z serii "czarno-białych".
Związek nie odniósł się do całego zamieszania i prawdopodobnie na razie tak pozostanie. W siedzibie przy ul. Puławskiej muszą przede wszystkim podjąć decyzję, czy przystępować do negocjacji ze Storhamar. 19 września rusza zgrupowanie przed meczami el. ME 2020 z Wyspami Owczymi i Ukrainą, a wątpliwe, że kompromis uda się wypracować w mgnieniu oka. Nikogo chyba nie zdziwi, jeśli prezes Kraśnicki i zarząd zdecydują się na awaryjne rozwiązanie.
Nawet gdyby udało się jakoś wybrnąć z pata, to pozostanie niesmak i zaufanie do Senstada będzie mocno ograniczone. A to chyba mocno utrudni współpracę.