Akurat obecność dwóch zespołów z Bundesligi zamiast trzech nie powinna specjalnie dziwić, bo już w ostatniej edycji wystartowały "tylko" Flensburg i Rhein-Neckar Loewen. To efekt konfliktu interesów między Bundesligą a Ligą Mistrzów. Kalendarz piłkarzy ręcznych jest tak przeładowany, że dwa lata temu RNL musiało dokonać wyboru między spotkaniem fazy TOP 16 Ligi Mistrzów a hitem własnej ligi. Do Kielc pojechały zatem rezerwy, z THW Kiel zagrał pierwszy skład, czego nie mogła zdzierżyć Europejska Federacja Piłki Ręcznej.
Wydawało się, że w tym roku EHF może zmienić zdanie, do Ligi Mistrzów aplikował SC Magdeburg, ale sternicy europejskiej piłki ręcznej podtrzymali swoje zeszłoroczne decyzje - dla Bundesligi tylko dwa miejsca. Gladiatorów ponownie czeka rywalizacja w Pucharze EHF.
Z rozgrywkami pożegnał się też finalista sprzed roku, HBC Nantes. Przez ostatnie dwa sezonu Francuzi mieli aż trzy miejsca w Lidze Mistrzów, w poprzedniej edycji do Final4 dostali się wszyscy przedstawiciele LNH. Tym razem EHF postanowiła wyrównać szanse - "dzikiej karty" nie dostało ani Nantes, ani starające się o powrót do elity Chambery Savoie HB.
Dzięki temu do grona najlepszych w Europie dostał się m.in. macedoński Eurofarm Rabotnik czy drugi reprezentant Szwecji, IFK Kristianstad. Odrzucono też kandydatury Metalurga Skopje, norweskiego OFI Arendal i, zgodnie z przewidywaniami, luksemburskiego Handball Esch. Nieco kontrowersji wzbudził sposób potraktowania mistrzów Islandii. Selfoss liczyło chociaż na miejsce w turnieju kwalifikacyjnym, tymczasem EHF... w ogóle zrezygnowała z eliminacji.
Zobacz pełną listę uczestników Ligi Mistrzów
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Prezes ZPRP? Sławomir Szmal