Król strzelców tegorocznych mistrzostw Europy nie może być zadowolony, bo na przestrzeni całej minionej rundy nie dostał zbyt wielu okazji, by udowodnić, że zdobył ten tytuł nieprzypadkowo.
- Muszę przyznać, że nie czułem się z tym zbyt dobrze, ale taka refleksja naszła mnie dopiero w październiku, tuż przed przerwą reprezentacyjną, bo wcześniej liczyłem po prostu, że już niedługo otrzymam prawdziwą szansę na pokazanie swoich umiejętności, zwłaszcza że rozgrywaliśmy bardzo dużo meczów - wyjaśnia Ondrej Zdrahala. - Na pewno byłem zmęczony tą sytuacją, bo uważałem, że wychodząc na te kilka, kilkanaście minut w wybranych spotkaniach, prezentowałem się na tyle dobrze, że miałem prawo oczekiwać pojawiania się na parkiecie w większym wymiarze czasowym. Po powrocie ze zgrupowania kadry zmieniłem jednak podejście i postanowiłem sobie, że będę robił wszystko, by przekonać do siebie trenera, odsuwając od siebie wszelkie wątpliwości. W tym okresie odbyłem z nim też dwie rozmowy, obie bardzo długie, które wlały też w moje serce trochę więcej optymizmu. Mimo że zakończyliśmy już tegoroczne występy, to ja będę ciężko pracował i walczył o swoje miejsce w składzie, bo nie chciałbym zawieźć nie tylko siebie, ale i moich kolegów. Kluczem jest to, by poza przygotowaniem fizycznym poukładać sobie pewne rzeczy w głowie, i ja ten etap mam już za sobą, więc myślę, że II runda będzie o wiele lepsza w moim wykonaniu.
Choć nominalną pozycją Czecha jest środek rozegrania, to trener Xavier Sabate próbował go również ustawiać na lewej połówce.
- Nie mam problemu, by tam występować, ale nie ukrywam, że najlepiej czuję się na środku. Co prawda nie jestem klasycznym rozgrywającym, bo często oddaję rzuty na bramkę, co nie zmienia jednak faktu, że w mojej opinii na tej pozycji mogę dać zespołowi więcej, dużo więcej niż na jakiejkolwiek innej - przekonuje.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: 34-letnia mistrzyni fitness jest gwiazdą Instagrama
Miniona runda nie była do końca udana także dla Orlenu Wisły, bo choć płocczanie zakończyli ją na 3. miejscu w PGNiG Superlidze i awansowali do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, to na drużynę spadła fala krytyki za kryzys formy, jaki dopadł ją w październiku. Zdaniem Zdrahali zespół wyszedł jednak z tego obronną ręką.
- Myślę, że naszym głównym problemem w okresie, gdy przegraliśmy ważne mecze na międzynarodowej arenie i generalnie nie wyglądaliśmy najlepiej także w polskiej lidze, było zmęczenie psychiczne - wyjaśnia zawodnik. - W pewnym momencie przestaliśmy się po prostu cieszyć z tego, co robimy, i nie potrafiliśmy odnaleźć tej radości na boisku. Widziałem po sobie i po kolegach efekty działania takiej monotonii, bo po prostu nie byliśmy sobą i przez chwilę nie byliśmy w stanie sami się z tego wygrzebać. Oczywiście, to nie jest żadne usprawiedliwienie, dlaczego przegraliśmy, bo jesteśmy profesjonalistami i musimy sobie radzić z takimi rzeczami, ale to na pewno duża nauczka na przyszłość - nie możemy pozwolić, by drugi raz dotknął nas taki marazm. Najważniejsze jednak, że ostatecznie osiągnęliśmy nasze cele, bo udało nam się odrobić większość strat, a nasza pozycja wyjściowa, by realizować je w kolejnej rundzie, jest całkiem niezła.
Jak po kilku miesiącach w Polsce Zdrahala ocenia poziom naszej ligi, ze szczególnym uwzględnieniem rywali w walce o najwyższe lokaty?
- W Polsce są 2-3 silne ekipy, a reszta na pewno trochę odstaje - mówi. - Z taka sytuacją mamy jednak do czynienia praktycznie we wszystkich europejskich państwach z wyłączeniem Niemiec i Francji, gdzie jest wiele klubów z dużymi budżetami. Na dziś wygląda to tak, że VIVE prezentuje poziom czołowych drużyn na naszym kontynencie, a my jesteśmy półkę niżej, czyli podobnie jak w rozgrywkach międzynarodowych. Żeby toczyć z nimi wyrównany bój, musimy zagrać na 120 procent, a oni muszą mieć dodatkowo słabszy dzień. Pracujemy natomiast nad tym, by do nich doszlusować, i uważam, że jest to możliwe jeszcze w tym sezonie.
Zrobienie postępu jest także potrzebne do zrealizowania kolejnego celu, czyli wyeliminowania Bjerringbro-Silkeborg w drodze do awansu do Top 16 Ligi Mistrzów.
- Na pewno szkoda, że nie zagramy rewanżu u siebie, bo wydaje się, że to Duńczycy mają teraz handicap - mówi Czech. - Na szczęście mamy jeszcze trochę czasu, by zniwelować ich przewagę swoją dobrą grą, ale pod warunkiem, że poprawimy naszą ofensywę, gdzie mamy największe rezerwy. W tym miejscu mocno liczę na to, że to ja będę tym, który zrobi tę różnicę, ale poczekajmy. Na pewno możemy być zadowoleni z naszej postawy w obronie, bo nie tracimy wielu bramek, i to jest nasz punkt wyjścia, by płynnie przejść z niej do ataku, w którym brakuje nam takiego samego rytmu - jeśli to się uda, to następna faza tych prestiżowych rozgrywek nabierze realnych kształtów - kończy rozgrywający.
Ostatnia minut, remis na tablicy, trener Wisły bierze czas, rozpisuję akcję do skrzydła i... Zdrahala rzuca na kontakcie spr Czytaj całość
Ondrej trzymaj się i nie poddawaj, kibice w Płocku są z Tobą, co nie raz można usłyszeć przychodząc na mecze.
Powodzenia w cierpliwo Czytaj całość