Pierwszy w tym sezonie mecz tych drużyn przyniósł ogromne emocje. Miał wszystko - fenomenalne akcje, doskonałe obrony, bezlitośnie wykonywane kontrataki, ale też nerwy, zamieszanie, gorącą atmosferę na boisku i trybunach. Po pojedynku w Skopje można się było spodziewać tego samego - w końcu gra toczyła się o pozycję wicelidera i posiadanie ogromnej przewagi przed drugą częścią rozgrywek.
Stas Skube od początku czarował kielecką obronę. Słoweniec doskonale grał na zwodzie, sprytnie oszukiwał defensorów i prezentował szeroki wachlarz umiejętności. Kilkukrotnie indywidualnie kończył akcję, a gdy to nie miało szans na powodzenie po prostu przerzucał piłkę do , a ten bez problemu posyłał bomby z drugiej linii. Łotysz kilka razy mocno ukąsił i stało się jasne, że chce się zrehabilitować za słaby występ w Kielcach.
Mistrzowie Polski od pierwszych minut mieli natomiast kłopoty z ustawieniem szczelnej obrony. Niestety dla nich, bardzo widoczny był brak podstawowych defensorów - Michała Jureckiego i Marko Mamicia. Skopijczycy szybko wykorzystali błędy kielczan i błyskawicznie odskoczyli.
To jednak nie obrona była największą bolączką kielczan. Żółto-biało-niebiescy dużo większe problemy mieli ze skutecznością - dochodzili do doskonałych sytuacji rzutowych, udawało im się wyprowadzać kontry, mieli sporo sytuacji sam na sam z bramkarzem, a mimo tego brakowało kropki nad "i". Goście nie wykorzystali rzutu karnego, zmarnowali co najmniej trzy kontrataki, ostrzeliwali Dejana Milosavljeva i przestrzeń obok jego bramki. Taka gra nie umożliwiała im nawiązania wyrównanej walki z Macedończykami
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Wielkie emocje. Hit nie zawiódł. Górnik pokonał Gwardię!
Na szczęście gospodarze także się mylili, mistrzowie Polski w drugiej części pierwszej połowy nieco poprawili obronę i ich straty z pięciu bramek stopniały do trzech. Po przerwie wydawało się, że kielczanie pójdą za ciosem i całkowicie zminimalizują przewagę skopijczyków. Po brutalnym faulu Glieba Kałarasza na Mariuszu Jurkiewiczu żółto-biało-niebiescy grali w przewadze, a rywale prowadzili już tylko dwoma trafieniami. Doprowadzić do remisu się jednak nie udało.
Zresztą podobna sytuacja powtarzała się w tej połowie jeszcze kilka razy - kielczanie zbliżali się do szczypiornistów Vardaru, a oni chwilę później pokręcali tempo i znów odskakiwali. Wyścig z czasem trwał w najlepsze. Na niespełna cztery minuty przed ostatnią syreną przewaga gospodarzy wynosiła już tylko jedną bramkę. Po emocjonującej końcówce skopijczycy zdołali jednak uratować wygraną i dwa punkty.
Liga Mistrzów, grupa A, 10. kolejka:
Vardar Skopje - PGE VIVE Kielce 28:27 (14:11)
Vardar: Milosavljev, Ghedbane - Cupić 4, Dibirow 2, Dissinger 4, Kałarasz, Karacić 2, Kisielew, Kristopans 5, Miszewski, Ocvirk, Popowski, Sziszkariew 3, Skube 4, Stoiłow 3, Vojvodić
Karne: 2/2
Kary: 6 min. (Stoiłow - 2 min., Kałarasz - 4 min.)
PGE VIVE: Cupara - A. Dujshebaev 6, Aguinagalde 2, Cindrić 3, Jachlewski 3, Janc 3, Jurkiewicz, Moryto 1, Fernandez Perez 2, D. Dujshebaev 1, Karalek 1, Kulesz 3, Bis, Lijewski 3
Karne: 1/3
Kary: 8 min. (Jachlewski, Lijewski, Jurkiewicz, Karalek - po 2 min.)