Przenosiny Ljubomira Vranjesa na Węgry były transakcją wiązaną. Szwed zostawił SG Flensburg-Handewitt, dostał sowitą pensję w Telekomie Veszprem i miał jednocześnie sprawować pieczę nad reprezentacją, oczywiście za dodatkowe pieniądze. Wyjazd z Niemiec okazał się strzałem w kolano.
Szwed nie spełnił ambicji właścicieli Veszprem i otrzymał wypowiedzenie na blisko dwa lata przed końcem umowy. Druga dymisja wisiała w powietrzu, bo kilkadziesiąt godzin po zwolnieniu władze węgierskiego związku wydały oświadczenie, w którym poinformowały, że zastanawiają się nad dalszą przyszłością Vranjesa.
Zgodnie z przewidywaniami, posady nie udało się uratować. Szwed wróci z Węgier z podkulonym ogonem. Nie zbawił kadry Madziarów - reprezentacja w marnym stylu odpadła z ME 2018 po fazie grupowej, a jego jedynym osiągnięciem jest awans na MŚ 2019 kosztem mocnych Słoweńców.
Węgrzy mogą jednak wpaść w jeszcze większą pułapkę. Za trzy tygodnie ruszają el. ME 2020, a drużyna pozostaje bez szkoleniowca. Pod koniec roku planowano start przygotowań do styczniowych MŚ. Na razie nie wiadomo, kto obejmie kadrę po Vranjesie. Bałkańskie media spekulują, że trener Orlenu Wisły Płock, Xavier Sabate, ale Hiszpan zaprzecza.
ZOBACZ WIDEO Bayern Monachium na kolanach. Kolejny gol Ondreja Dudy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]