Leszek Krowicki rozpoczął pracę z reprezentacją Polski w lipcu 2016 roku. Niejako w schedzie po poprzedniku, Kimie Rasmussenie (to pod jego wodzą świętowaliśmy awans), poprowadził ją na Euro. Zajęliśmy tam dopiero 15. lokatę. Musieliśmy później mierzyć się z silniejszym zespołem (przegrany dwumecz z Rosją). "Dzika karta" pozwoliła jednak na pewną kontynuację startów w najważniejszych imprezach dla kobiecego handballa.
Kwalifikacje do francuskiej imprezy rozpoczęliśmy pod koniec września 2017 roku. Byliśmy jednym z faworytów swojej grupy (Polki rywalizowały ze Słowacją, Włochami i teoretycznie najmocniejszą Czarnogórą). Druga lokata dała Biało-Czerwonym trzeci awans z rzędu (wcześniej w latach 2014 i 2016). Wyjazd do Francji to pierwszy indywidualny sukces Krowickiego, odkąd objął stery w kadrze.
- To nie jest moja zasługa. Pracujemy w grupie - zaznaczył w rozmowie z WP SportoweFakty. - Jestem, oczywiście, dumny i to podkreślałem - kontynuował polski szkoleniowiec.
- Poprzednie dwa turnieje zawdzięczamy przede wszystkim dobrej pracy ówczesnej drużyny z Kimem Rasmussenem na czele. W drugim, wiadomo, zagraliśmy dzięki przyznaniu "dzikiej karty". Ten jest nagrodą za naszą pracę. Myślę, że zasłużyliśmy na awans - podsumował trener.
12 czerwca przekonamy się, z kim Biało-Czerwone będą rywalizować. Wyjazd zapewniło sobie 15 krajów (Francja jako gospodarz nie musiała się kwalifikować). Co ciekawe, skład finalistów jest dokładnie taki sam, jak miało to miejsce przed dwoma laty w Szwecji. Ponownie najlepszym zespołem z trzeciego miejsca, który także może bukować bilety, została Słowenia. Tytułu bronić będą Norweżki.
ZOBACZ WIDEO: PGNiG Superliga: PGE VIVE Kielce ponownie mistrzem Polski
Czemu w takim razie rok temu graliśmy w eliminacjach MŚ akurat z Rosją, skoro ta powinna była uzyskać bezpośrednią promocję po zajęciu 7. miejsca na ME 2016? ;) Czytaj całość