Jedna pensja raz na kilka miesięcy, eksmisje z mieszkań, bunt i odejścia zawodników, w końcu publiczne pranie brudów. To obraz Gwardii Opole sprzed dwóch lat. Jakimś cudem, bo tak należy to traktować, klub „poukładał sprawy organizacyjne” - zaczął od zera, odciął sie od długów i w kontrowersyjnych okolicznościach dostał licencję na grę w lidze zawodowej. Rafał Kuptel i Michał Skórski trochę na poczekaniu zmontowali zupełnie nowy skład, oparty na najwierniejszych szczypiornistach. Adam Malcher, Kamil Mokrzki i Mateusz Jankowski przeszli z Gwardią drogę od I ligi do czołowej czwórki PGNiG Superligi.
Ten ostatni, kapitan zespołu, opowiada: - Może niektórzy powiedzą, że taki wynik w ciągu czterech lat nie jest jakimś nadzwyczajnym wyczynem. Dla nas na pewno to ogromne osiągnięcie.
Prawie dwa lata temu, przed startem ligi zawodowej, skład nie rokował wielkich nadziei. Wyjadacze, wprawdzie solidni, ale wsparci nieopierzoną młodzieżą. Inaczej się nie dało. Pierwszym wyborem na lewym skrzydle Karol Siwak, mający zaledwie 4 ligowe mecze na koncie. W drugim narożniku wypożyczony z rezerw Orlenu Wisły Michał Lemaniak, wówczas bilans w Superlidze - 0/0. Obaj po 19 lat. Na ławce deficyt doświadczonych zmienników, szczególnie na rozegraniu.
Nie wiedzieć do końca czemu, zaczęło żreć.
W sezonie 2016/17 punktowali taśmowo i nieoczekiwanie bezpośredni awansowali do ćwierćfinału, zostawili za plecami mocniejszego kadrowo Górnika Zabrze. Już wtedy do półfinału zabrakło stosunkowo niewiele, MMTS Kwidzyn rozpaczliwie bronił przewagi z pierwszego meczu. Wypromował się Lemaniak, liderami stali się odświeżeni Antoni Łangowski i Mokrzki, Mindaugas Tarcijonas i Jankowski dowodzili obroną, Adam Malcher rozlokował się między reprezentacyjnymi słupkami. Po roku niemal ten sam skład, ożywiony przez 19-letniego Patryka Mauer i jego kolegów z SMS-u Gdańsk, zagra o medale Superligi.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Grosicki świętował urodziny z żoną
Niektórzy, jak chociażby Marek Daćko, powątpiewali w zasługi Gwardii. Bo ogromna przewaga Górnika w rundzie zasadniczej, bo łatwe zwycięstwa, bo tytuł rewelacji... I jak Rastislav Trtik był murowanym faworytem do nagrody trenera sezonu, tak w ciągu kilku dni cały jego tegoroczny dorobek zdystansował Rafał Kuptel.
Gwardia nie grała wielkich zawodów u siebie, wykorzystała słabość zabrzan i wielki dzień Malchera. Sztuką było udowodnić, że w mateczniku nie wygrali fartownie, wyłącznie dzięki pladze kontuzji wśród Górników. W rewanżu wyszli na parkiet z pianą na ustach, tak jak gdyby to oni musieli odrobić cztery bramki straty. Byli taktycznymi prymusami, sztab przygotował ich na różne warianty rywali. Rozprawili się z nowatorską obroną, okiełznali strzelców z Zabrza. - Nawet jak rzucali z dystansu, to w bramce czekał Adam Malcher, bo pomagaliśmy mu ustawieniem - podkreślał Jankowski. Po prostu szokowali, w drugiej połowie prowadzili 20:16 z Górnikiem, którym przez 3/4 sezonu zachwycała się się handballowa Polska.
Nie wytrzymali dopiero ostatnich minut, przegrali 23:25. Porażka niewiele dla nich znaczyła. Gwardię opanowała euforia, mieszanka rutyny z młodością zapewniła półfinał. Cokolwiek zdarzy się w potyczkach o medale, opolanie są już wielkimi zwycięzcami sezonu. Nie zmieni tego łomot od Wisły czy lanie w meczu o brąz. Większość z tych zawodników dwa-trzy lata temu nie bujało tak wysoko w obłokach.
Szanse nie są znikome. Jasne, że Wisła przyjedzie do Opola jako faworyt, ale tym razem bardzo zraniony. Trener Krzysztof Kisiel zabrał ze sobą zaledwie czterech klasowych rozgrywających. Znając ambicję Gwardzistów, mogą ich solidnie zmęczyć na własnym parkiecie.
PGNiG Superliga, półfinał (1. mecz):
KPR Gwardia Opole - Orlen Wisła Płock / 15.05.2018, godz. 20.15