Patryk Rombel: Spełniłem marzenia. To dopiero początek

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Patryk Rombel
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Patryk Rombel

34 lata, praca w silnym Motorze Zaporoże, debiut w Lidze Mistrzów. Za Patrykiem Romblem przełomowe miesiące. - Spełniłem marzenia. Mam nadzieję, że to dopiero początek drogi - mówi trener reprezentacji B szczypiornistów.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Górczyński, WP Sportowe Fakty: Za panem osiem miesięcy w Zaporożu. Rzeczywistość bardzo różni się od wyobrażeń? Ukraina kojarzy się jednoznacznie - wojna.

Patryk Rombel, trener Motoru Zaporoże i reprezentacji Polski B:  Zostawiłbym już kwestię bezpieczeństwa. Rok temu, przed podpisaniem kontraktu, byłem przecież w Zaporożu i wiedziałem, na co się decyduję. Temat ciągle się przewija, a przez osiem miesięcy pobytu nie widziałem niczego niepokojącego. Zaporoże jest daleko od działań wojennych. Wprawdzie gramy z zespołami z Donbasu, ale w jakimś stopniu jesteśmy odseparowani od tej części Ukrainy. Zresztą, z tego co wiem, sytuacja trochę się uspokoiła. Nie zaprzątam sobie tym głowy. Myślałem o bezpieczeństwie tylko wtedy, gdy ktoś mnie o to pytał.

Kolejny stereotyp - zacofany wschód. Pod wieloma względami w Zaporożu jest zupełnie inaczej. 

Jeśli chodzi o funkcjonalność tutejszych obiektów, to rzeczywiście można być zadowolonym. To idealny przykład, że w jednym miejscu można zebrać sale, oprzyrządowanie i trenerów różnych dyscyplin. Natomiast infrastruktura trochę odbiega od naszych standardów, ale do tego przywykliśmy. Takich możliwości, jak ma Motor, mogłoby pozazdrościć wiele zespołów z Superligi. Mam tu na myśli środki finansowe i organizację.

A kwestie sportowe? Porównując do naszego podwórka, Motor biłby się z PGE VIVE Kielce o mistrzostwo Polski?

Myślę, że VIVE należy do ścisłego topu europejskiego i do tego poziomu jeszcze się nie zbliżamy. Nie grałoby się z nami przyjemnie, ale to tylko dywagacje - zespół z Kielc jest półkę wyżej. Moim subiektywnym zdaniem, podkreślam subiektywnym, Motor znajduje się gdzieś na poziomie Wisły.

W Zaporożu dali panu wielką szansę. 34 lata, początek pracy szkoleniowej i od razu Liga Mistrzów. Niektórzy czekają na to całe trenerskie życie. Serce pewnie biło szybciej w czasie debiutu.

Na pewno było to fajne uczucie. Spełniłem marzenia, znalazłem się w miejscu, do którego dążyłem. Mam nadzieję, że to dopiero początek drogi, a nie ledwie epizod. Chce rozwijać się, sama obecność w Lidze Mistrzów niewiele znaczy.

A jest pan zadowolony z pierwszych miesięcy w Zaporożu? W Lidze Mistrzów wygraliście m.in. z Montpellier, ale w dwumeczu o fazę TOP 16 pechowo odpadliście ze Skjern. Tym samym Skjern, które niedawno wyeliminowało wielkie Veszprem. 
 
Z jednej strony ten sezon nie był najgorszy. Zajęliśmy drugie miejsce w grupie z 15 punktami, przegraliśmy tylko raz. Niedosyt pozostawia sposób, w jaki odpadliśmy ze Skjern. W rewanżu zatrzymał nas jeden zawodnik - Tibor Ivanisević. Zrobiliśmy dużo własnych błędów, ale przede wszystkim nie można wygrać, kiedy nie wykorzystuje się ośmiu karnych. Myślę, że drugi taki dzień mu się nie zdarzy. Jego wielki mecz, jego święto, trzeba chylić przed nim głowę, dokonał niesamowitego. Nie byliśmy jednak na tyle słabsi, by odpaść na tym etapie. Stworzyliśmy sobie osiem 100 proc. okazji z karnych, a przecież przegraliśmy 33:26, więc mogliśmy przejść dalej. Pojawiło się małe rozczarowanie, ale jestem dumny z tego, jak się zaprezentowaliśmy. Wyszliśmy skoncentrowani, zaangażowani, różnicę zrobił tylko Ivanisević, który miał dzień konia.

Patrząc na wyczyny Montpellier, czuje pan satysfakcję? Niedawno wyeliminowali Barcelonę, zagrają w ćwierćfinale, a w fazie grupowej poradziliście sobie z nimi.

Nie ma co porównywać, Montpellier było w innym momencie sezonu. Graliśmy u siebie w ostatniej kolejce, mecz tak naprawdę o prestiż. Nie można zatem przeceniać tego wyniku. Zwycięstwo z Montpellier jest warte podkreślenia, ale nie chciałbym wchodzić w rozważania, czy jesteśmy lepsi od ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów.

Faza TOP 16 to na razie szczyt możliwości Motoru? Od kilku lat docieracie co najwyżej do tego etapu.

Nie lubię stawiać sobie takich celów. Wiadomo, że co roku chcemy załapać się do TOP 16. Dysponujemy takim składem, że w każdym meczu możemy powalczyć z czołowymi europejskimi zespołami i tego oczekuję od zawodników. Zabrzmi to banalnie, ale przykłady Skjern i Montpellier potwierdzają, że przy tak wyrównanym poziomie w Lidze Mistrzów każdy może wygrać z każdym.

To czego brakuje do większych sukcesów? Może rywalizacji na co dzień z solidnymi rywalami? Na Ukrainie kroku dotrzymuje jedynie ZTR Zaporoże, reszta to słabeusze. 

Mobilizacja jest potrzebna na co dzień. Gdy jej nie ma, trudniej się przygotować do kilkunastu najważniejszych spotkań w sezonie. Taka jest specyfika ukraińskich rozgrywek i przyzwyczailiśmy się już do nich. Nie można się zasłaniać jakością przeciwników, choć jest to pewne utrudnienie. Zdawałem sobie z tego sprawę i po prostu trzeba znaleźć inne możliwości rozwoju.

Krajowi rywale odpowiadają chociaż średniakom polskiej pierwszej ligi? 

Trudno to bezpośrednio przełożyć, ale niestety, poziom jest niski. Ledwie 2-3 zespoły prezentuje się na tyle dobrze, że mecze ligowe przydają się nam w kontekście dalszej części sezonu. Niestety, reszta jest zdecydowanie słabsza. Wystarczy prześledzić nasze wyniki. Jeśli wygrywamy ponad 30 bramkami, to nie ma o czym mówić. Nie jest oczywiście tak, że wychodzimy i dostajemy zwycięstwo za darmo. Zdarzają się wprawdzie drużyny, po których od razu widać, że nie nawiążą walki, ale nie odpuszczamy i realizujemy swoje założenia. Na szczęście powoli pojawiają się postępy w niektórych ekipach i liczę, że poziom wkrótce wzrośnie.

60:26, 58:16. To tylko niektóre wyniki z ligi ukraińskiej. Jak w ogóle zmotywować zawodników do maksymalnego wysiłku? 

Niektórzy grają w Zaporożu od kilku lat i znają poziom rywali. Nie ma się co oszukiwać - nie będą nigdy tak zmobilizowani jak w Lidze Mistrzów. Przed meczami stawiamy sobie cele. Każdy ma wykonać swoje zadania, często próbujemy nowych rozwiązań. Wyniki pokazują, że nie lekceważymy przeciwników. Czasem można wygrać 20 bramkami, a my gramy do końca i wygrywamy przykładowo 35 golami. Warto podkreślić, że zawodnicy są profesjonalistami i podchodzą poważnie, pomimo tego, że konkurenci są na tak niskim poziomie.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Sensacja w Piotrkowie Trybunalskim. Chrobry Głogów zatrzymany

Na Ukrainie zagraża wam tylko ZTR Zaporoże. Widziałem fragmenty spotkań, to coś w rodzaju tamtejszej "świętej wojny".

Jeśli myślimy o czysto fizycznej walce, zaangażowaniu, ambicji, to wojna jest nawet trochę bardziej święta niż w Polsce. Spotkaniu towarzyszą naprawdę przeogromne emocje. Takie, jakie pamiętam z dawnych finałów między VIVE i Wisłą. System rozgrywek jest tak ułożony, że w tym roku graliśmy z ZTR-em już cztery razy. Wygraliśmy wszystkie mecze, w tym Superpuchar Ukrainy. Czekają nas jeszcze dwa - jeśli wygramy 12 kwietnia, to mistrzostwo będzie właściwie nasze.

Piłka ręczna jest w ogóle popularna na Ukrainie? Reprezentacja nie zachwyca, ostatnio utknęła w europejskiej drugiej lidze.

Trzeba przyznać, że zainteresowanie nie jest zbyt duże. Tak naprawdę rejon zaporoski to serce tamtejszej piłki ręcznej. Na dziewięć ligowych zespołów, pięć pochodzi z okolic. Tutaj piłka ręczna rzeczywiście cieszy się popularnością, sporo zawodników wywodzi się z Zaporoża i pobliskich miejscowości.

Skoro tak bardzo odskoczyliście rywalom, to może warto spróbować sił w Lidze SEHA (zrzeszającej najlepsze zespoły Europy Środkowo-Wschodniej - przyp.red.)? Przecież znacznie więcej zyskalibyście na spotkaniach z czołowymi bałkańskimi drużynami czy Mieszkowem Brześć.

W skrócie: pojawił się temat, ale zaważyły kwestie polityczne. Dalej nie chcę się zagłębiać, takie głosy doszły do mnie. Musimy ogrywać się na Ukrainie i szukać solidnych sparingpartnerów. Dość często mierzymy się z SKA Mińsk, występujemy w turniejach towarzyskich, m.in. z udziałem Besiktasu Stambuł. To nasza droga na wyższy poziom.

W natłoku obowiązków znajduje pan czas na PGNiG Superligę? 

Oczywiście, że jako trener reprezentacji B śledzę rozgrywki, choć docierają do mnie zarzuty, że nie jestem na bieżąco. W tym miejscu duży ukłon dla Superligi. Wprowadzono wymóg, by przesyłać spotkania na portal, dzięki temu jestem zorientowany w wydarzeniach z krajowego podwórka. Nie dam rady obejrzeć wszystkich potyczek, ale zawsze przynajmniej 1-2 najciekawsze mecze w danej kolejce. Przy wysyłaniu powołań nie mam problemu, żeby stworzyć listę 16 czy 18 zawodników. Podchodzę rzetelnie do obowiązków. Poza tym, niedawno tam pracowałem i wciąż czuję sentyment do MMTS-u.

W Kwidzynie nie dzieje się ostatnio najlepiej. MMTS popadł w przeciętność, odeszli liderzy. Szanse na trzeci z rzędu ligowy półfinał są raczej znikome.  

Po stracie pierwszego lewego i prawego rozgrywającego w każdym zespole pojawiłyby się takie same problemy. To nie jest tak, że ktoś wyciągnął zawodników za uszy, sytuacja ich do tych zmusiła i trzeba zrozumieć te decyzje. Niestety, poszedł za tym spadek jakości. Wiem, że czynione są odpowiednie kroki. Trzymam za nich kciuki, dobro MMTS-u zawsze będzie mi leżeć na sercu.

W Superlidze, m.in. w Kwidzynie, pojawiło się coraz więcej talentów, część z nich obserwuje pan na zgrupowaniach kadry B. Nie mamy powodów do czarnowidztwa? 

Powoli przynoszą efekty wcześniejsze zabiegi - otwieranie SMS-ów, szkół sportowych. Coraz więcej młodzieży wskakuje na wyższy poziom, są świadomi, czym jest sport. Kierunek zmian jest dobry, powstała liga zawodowa. Jedynie potrzeba nam cierpliwości.

A może ci bardziej wyróżniający się zawodnicy powinni szybko wyjeżdżać z kraju? I to nie tylko na zachód, chociażby Motor rozmawiał z Markiem Daćką.

To bardzo indywidualna sprawa. Nie można komuś nakazać, by rozwijał się w zagranicznym klubie. Dla niektórych lepszym wyborem jest regularna gra w silnym polskim zespole, przykładowo Górniku Zabrze. Inni wolą cotygodniowe mecze o dużą stawkę, czy to w Bundeslidze, czy Lidze Mistrzów. Istnieją dwie drogi, każdy ma swoją misję i marzenia. Najważniejsze, by znaleźć miejsce i sposób na rozwój.

Źródło artykułu: