Swoje założenia spełniły także Szwedki, które zwyciężyły Węgierki 25:22. Ten wynik w pełni usatysfakcjonował polski zespół. Madziarki po dwóch meczach zamykają tabelę z zerem na koncie. Istotny dla Biało-Czerwonych po wpadce z Czeszkami był także drugi niedzielny mecz w mistrzostwach świata, czyli konfrontacja Norwegii z Argentyną. Wygrana mistrzyń świata niejako ustawiała sytuację w tabeli grupy B.
Reprezentantki Ameryki Południowej zaczęły ten mecz tak, jakby przestraszyły się utytułowanego rywala. Podawały piłkę do koleżanki, choć ta jeszcze nie zdołała ustawić się na pozycji. Oddawały rzuty całkowicie nieprzygotowane, które zatrzymywały się na bloku przeciwniczek. Mogły jednak liczyć na swoją bramkarkę, Marisol Carratu. W 10. minucie zdołały nawet wyjść na prowadzenie 6:5 po rzucie z lewego rozegrania Micaeli Casasoli. Czas na żądanie trenera Thorira Hergeirssona był w tamtym momencie jak najbardziej pożądany, a co ważniejsze, przyniósł oczekiwany efekt.
Jednak od tamtego czasu popełniły niewybaczalną serię błędów. Europejki tylko na to czekały. Wyprowadzały kontrę za kontrą i już w 18. minucie prowadziły 11:7. Tak jakby w myśl, że im szybciej zbudują przewagę, tym potem będą mogły zwolnić tempo gry i kontrolować przebieg meczu. Ciągle nieźle spisywała się Carratu. Niestety, koleżanki często uciekały się do ostrzejszych fauli i w konsekwencji siadały na ławce kar. To i tak był jednak najmniejszy z problemów Argentyny. Liczba strat w ich wykonaniu wołała o pomstę do nieba.
Pierwsza część niewątpliwie ustawiła to spotkanie. Przerwa zaś zupełnie nic nie zmieniła. Norweżki wyznaczały takie standardy i rozwiązania w ataku pozycyjnym, do których rywalki nie potrafiły się zbliżyć. W 35. minucie tablica świetlna wskazała stan 13:23. Ich rytmu gry nie zaburzały już kary indywidualne, a uzyskana przewaga działała niczym popularna melisa. Statystykę indywidualną budowała sobie 37-letnia bramkarka Katrine Lunde. Przez 12 minut drugiej połowy tylko trzykrotnie wyjęła piłkę z siatki.
Ostatni kwadrans był jedynie formalnością. Argentynki starały się odpowiadać, ale były to jedynie zaczepki, na które błyskawicznie odpowiadały rywalki. Hergeirsson nie musiał się już denerwować. Różnicę pomiędzy drużynami idealnie oddawała statystyka rzutowa. Amerykanki robiły to ze skutecznością w granicach 45 proc., a Norweżki około 65. Podwyższała ją dość znacznie choćby Heidi Loke (7/7).
Ostatecznie obrończynie trofeum zwyciężyły 36:21 i z powrotem rozsiadły się w fotelu lidera grupy B. Taki wynik jest dla Polek korzystny, bo w kolejnej fazie z sześciu drużyn zagrają tylko cztery i Biało-Czerwone wciąż są jedną z nich. Dodajmy jeszcze, że tytuł MVP spotkania przypadł właśnie Loke.
Argentyna - Norwegia 21:36 (13:18)
Argentyna: Carratu (5/22 - 23 proc.), Bordon (7/23 - 30 proc.) - de Uriarte 2, Iacoi 1, Urban Medel, Pizzo, Salvado 3 (1/2), Bonazzola 1, Mendoza 2, Crivelli 2, Gavilan 4, Sans 1, Ponce 2 (1/1), Gandulfo 1, Karsten 2, Casasola
Karne: 2/3
Kary: 4 min.
Norwegia: Grimsbo (1/13 - 8 proc.), Lunde (8/17 - 47 proc.) - Arntzen, V. Kristiansen 3, Loke 7, Skogrand, Ingstad 1, Mork 4 (2/3), Oftedal 4 (2/2), Brattset 3, Fauske 1, Christensen 1, Kurtovic 1, Herrem 6, Solberg 2, Jacobsen 3
Karne: 4/5
Kary: 2 min.
Sędziowie: Alpaidze, Berezkina (Rosja)
Widzów: 3620
ZOBACZ WIDEO: Grupa H - grupa zagadka. Sztab Nawałki czeka dużo pracy