Na KPR RC Legionowo wystarczyły proste środki. Przynajmniej do 25. minuty. Niemal każdy kontakt Marka Daćki z piłką kończył się bramką i NMC Górnik prowadził 12:9. Brakowało jednak alternatyw. Gdy tylko najlepszy strzelec zabrzan usiadł na ławce, zawodnicy trenera Skutnika nie mieli innego pomysłu na rozwiązanie akcji.
Legionowianie zwietrzyli szansę i rzucili sześć goli z rzędu. Górnik? Ani jednego. - Wiedzieliśmy, że będzie trudno o zwycięstwo. W zespole z Legionowa występują zawodnicy ograni w Superlidze. Ostrzegałem, że musimy narzucić tempo i przejąć inicjatywę. Zaprezentowaliśmy się jednak tragicznie w końcówce pierwszej połowy. Każdy z moich zawodników zaczął grać dla siebie i KPR to wykorzystał - ocenia Ryszard Skutnik.
Mocno się we znaki Górnikom dawali się Michał Prątnicki i Kamil Ciok, przez pierwsze minuty nieskuteczni, w końcówce połowy grający koncertowo.
Ryszard Skutnik po przerwie postawił na Macieja Tokaja, który miał strzec Prątnickiego jak oczka w głowie. Ze swojego zadania wywiązał się na tyle dobrze, że zabrzanie odpowiadali kontrami. Kolegów starał się jeszcze zmobilizować lider klasyfikacji strzelców Witalij Titow, ale legionowianom, występującym w 11-osobowym składzie, wyraźnie brakowało tlenu.
ZOBACZ WIDEO Sergio Ramos znowu uratował Real! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- W szatni zmobilizowaliśmy się, a KPR osłabł. Dobrą decyzją okazało się pokrycie Michała Prątnickiego. Szybciej poruszaliśmy się na nogach, głównie dzięki temu wyprowadzaliśmy kontry. Wygraliśmy zasłużenie, ale musimy myśleć o Puławach - podkreśla Skutnik.
Już w niedzielę, 19 marca zabrzanie zagrają kolejne spotkanie ligowe. Na Górny Śląsk przyjedzie brązowy medalista Superligi, KS Azoty Puławy. Jest o co walczyć. Podopieczni Ryszarda Skutnika tracą tylko jedno oczko do trzeciej w tabeli grupy pomarańczowej Gwardii Opole. Pewny awans do fazy play-off wciąż pozostaje w zasięgu Górników.