Paryski ćwierćfinał miał należeć do Niemców. Słoweńcy układali już w głowie scenariusz spotkania z mistrzami Europy, musieli jednak zweryfikować swoje plany. Katarczycy, dołujący w fazie grupowej i zbierający tęgie lania od faworytów, w 1/8 finału odesłali Niemców do domu i stanęli przed szansą na drugi z rzędu awans do strefy medalowej. Szansą tyle niespodziewaną, co zasłużoną.
Pytanie brzmiało, czy to tylko jednorazowy wyskok wicemistrzów sprzed dwóch lat, czy wielki mag Valero Rivera ponownie dotarł do swoich zawodników. Wszystko wskazywało, że Katarczycy postanowili nawiązać do swoich grupowych występów. Ustawianie akcji pod Rafaela Capote, skuteczność Bertranda Roiné z karnych i pojedyncze rajdy Kamal Aldina Mallasha - wypisz, wymaluj pierwsze spotkania na mistrzostwach.
Nie ze Słoweńcami takie numery. Matej Gaber i Nik Henigman dziewięć metrów od bramki postawili zasieki, a Katarczycy wpadali w ich sidła. Zanim rywale zdążyli się zorientować, Darko Cingesar i Gasper Marguc wznosili już rękę w geście triumfu. W pierwszej połowie podopieczni Veselina Vujovicia wykorzystali wszystkie osiem kontr.
Zresztą po słoweńskiej stronie na pochwałę zasługiwali niemal wszyscy. Jure Dolenec udowadniał, że FC Barcelona Lassa podjęła słuszną decyzję, oferując mu aż pięcioletni kontrakt. Prawy rozgrywający napędzał grę reprezentacji, wypracowywał partnerom pozycje i obnażał nie najlepszą zwrotność katarskich defensorów. Słoweńcy prowadzili do przerwy 18:15, choć trener Vujović na ławce trzymał jeszcze niemal wszystko, co ma najlepsze - Marko Bezjaka i Blaza Janca.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje
Szkoleniowiec po przerwie wyciągnął asy atutowe i powiedział "sprawdzam". Valero Rivera tak dobrych kart w ręku nie miał. Bezjak przedzierał się w stylu Urosa Zormana, Matevz Skok bronił tak, że słoweńskim kibicom nawet przez myśl nie przeszło, by wspominać nieobecnego Gorazda Skofa. Przed sobą miał twardego jak skała Blaza Blagotinseka, z którym starcia nie należały do najprzyjemniejszych.
Przewaga rosła. Słoweńcy przy wyniku 29:20 bawili się już grą. Kilka razy poniosła ich fantazja, ale trzeba oddać, że Miha Zarabec popisywał się asystami ze znakiem jakości Ivano Balicia.
Katarczycy wyglądali na pogodzonych się z losem. Wtedy o ich lepsze humory zadbali...rywale. Końcówka o mało nie zakończyła się katastrofą. Po serii kontr wicemistrzowie świata złapali kontakt z przeciwnikiem. Hassan Mabrouk na 40 sekund przed syreną zmniejszył nawet stratę do dwóch bramek, ale reprymenda od Veselina Vujovicia obudziła jego podopiecznych. Słoweńcy nie oddali drugiego w ostatnich latach awansu do półfinału mistrzostw świata.
Ćwierćfinał MŚ 2017:
Słowenia - Katar 32:30 (18:15)
Słowenia: Skok (9/28 - 32 proc.), Lesjak (2/13 - 15 proc.) - Blagotinsek 2, Henigman 1, Marguc 6, Kavticnik 1, Janc 1, Dolenec 5, Cingesar 6, Poteko 2, Kondrin, Gaber 3, Bezjak 1, Grebenc 3, Zarabec 2 (1/2), Mackovsek 2
Karne: 1/2
Kary: 6 min. (Henigman, Poteko, Cingesar - po 2 min.)
Katar: Sarić (5/31 - 16 proc.), Al-Abdulla (1/4 - 25 proc.) - Mabrouk 2, Alsaltialkrad 1, Roine 8 (3/3), Capote 5, Al-Karbi, Murad 1, Al-Rayes 1, Sinen, Mallash 3, Madadi 3, Ali 4, Hassaballa 2
Karne: 3/3
Kary: 8 min. (Sinen, Mallash, Capote, Al-Rayes - po 2 min.)
Sędziowie: Jiri Novotny, Vaclav Horacek (Czechy)