Kiedyś grę w Pucharze Prezydenta nazwalibyśmy upokorzeniem, dziś to naturalna kolej rzeczy. Przed startem turnieju marzyliśmy o awansie Biało-Czerwonych do 1/8 finału, ale rywalizacja o dalsze lokaty także mieściła się w zakresie przewidywanych wypadków.
Najbliższe spotkania to - jakżeby inaczej - kolejna okazja, by zebrać doświadczenie (konia z rzędem temu kto policzy, ile razy w Nantes użyli tego słowa nasi zawodnicy).
- Potrzebujemy około trzydziestu pięciu-czterdziestu meczów, aby być na najwyższym poziomie. W ciągu dwóch miesięcy ci zawodnicy nie staną się nowymi Bieleckimi, Jureckimi czy Lijewskimi - podkreśla Dujszebajew.
Puchar Prezydenta, podobnie jak cały turniej we Francji, to nie cel sam w sobie, ale środek do jego osiągnięcia. Przebudowany zespół na światowy poziom na wskoczyć dopiero za dwa lata, podczas mistrzostw świata będących kwalifikacją do igrzysk olimpijskich w Tokio.
Tunezja to rywal w zasięgu, choć niewygodny. Zespół z Afryki w fazie grupowej remisował z Islandią (22:22) oraz Macedonią (27:27) i z turnieju wyleciał przez niekorzystny splot innych wyników.
Kamil Stoch: bardzo żałuję, że to już połowa sezonu
Liderami zespołu są Amine Bannour (we Francji na bramkę rywali rzuca średnio co cztery minuty) oraz znany z Barcelony Wael Jallouz. Bardzo dobry turniej grają też skrzydłowy Oussama Boughanmi (dwadzieścia cztery gole) oraz bramkarz Makrem Missaoui (trzydzieści siedem procent skuteczności), ale gwiazdą i symbolem zespołu wciąż jest monumentalny obrotowy Issam Tej.
Jeśli Biało-Czerwoni wygrają z Tunezją, w poniedziałek czeka na nich Arabia Saudyjska albo Argentyna. Jasne - to tylko walka o siedemnaste miejsce, ale i tak miło byłoby wrócić do kraju z pucharem. Dla wielu naszych kadrowiczów pierwszym w karierze.
mecz z Tunezją w cale nie musi byc t Czytaj całość