Polska - Norwegia. Porażka młodych wilków

PAP/EPA
PAP/EPA

Polska w pierwszym meczu mistrzostw świata przegrała z Norwegią 20:22, ale po spotkaniu stypy nie będzie. Biało-Czerwoni pokazali, że są wojownikami. A życie nie znosi próżni. Odeszły legendy, więc teraz serca kibiców rozgrzewać będą młode wilki.

Jeśli któryś z Norwegów przed czwartkowym meczem śnił koszmary, to główną rolę grał w nich pewien wysoki Polak o pomarańczowych włosach. Podopieczni Christiana Berge jak jeden mąż powtarzali, że z Biało-Czerwonych najbardziej boją się Tomasza Gębali. I 21-letni rozgrywający faktycznie był tego dnia główną bronią Biało-Czerwonych.

Nasi zawodnicy pierwsze spotkanie mistrzostw świata zaczęli naprawdę dobrze. Paweł Niewrzawa ataki prowadził długo i spokojnie, a między słupkami wielkie zawody grał Adam Malcher. To nie było TGV, tylko solidna, polska maszyna. Bez kompleksów i respektu dla czwartej drużyny ostatnich mistrzostw Europy.

Jak stary wyjadacz grał Michał Daszek, który w drużynie narodowej debiutował trzy i pół roku temu, a na kole zdrowie oddawał dla drużyny Marek Daćko. Do pełni szczęścia brakowało konsekwencji, bo kiedy Polacy próbowali grać szybciej, kończyło się to stratami. Przegraliśmy też dwie przewagi. I właśnie te niedociągnięcia sprawiły, że do przerwy dwoma golami prowadzili Norwegowie.

Ci, którzy spodziewali się, że Berge w przerwie uspokoi swój zespół i znajdzie sposób na Biało-Czerwonych, grubo się mylili. Kiedy na parkiecie był komplet zawodników, grę Polaków oglądało się z przyjemnością. Gorzej było w przewagach, bo te wciąż często kończyły się kontrami rywali.

ZOBACZ WIDEO Polska - Norwegia: potężny rzut Tomasza Gębali (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Francuz Valentin Porte w dniu meczu mówił dziennikowi "Les Echos", że głoszenie hekatomby polskiej drużyny jest przedwczesne. Miał rację. Ten zespół chciało się oglądać, na parkiecie były krew, pot i łzy. A niedzielni kibice mogli rozpocząć naukę nazwisk Malchera, Gębali, Daćki czy Rafała Przybylskiego.

W ostatnich minutach rywale zaczęli wychodzić do Polaków wyżej w obronie, a po drugiej stronie parkietu koncert kontynuował Malcher. Licznik goli się zatrzymał. Wreszcie niemoc rywali przerwał Kristian Bjornsen, który najpierw trafił do bramki ze skrzydła, a później wykorzystał kontrę. Górę wzięło doświadczenie. Biało-Czerwoni nie rzucili gola przez dziesięć minut i o pierwsze punkty w MŚ powalczą za dwa dni z Brazylijczykami.

Polska - Norwegia 20:22 (10:12)

Polska: Morawski, Malcher - Daćko 2, Łyżwa, Jachlewski, Krajewski 1 (1/1), Niewrzawa, Walczak, Moryto, Daszek 7, M. Gębala, Przybylski 2, Paczkowski, Gierak 2, T. Gębala 6, Chrapkowski.
Karne: 1/1.
Kary: 6 min. (Chrapkowski, Jachlewski, Przybylski - 2 min.)

Norwegia: Christensen, Bergerud - Sagosen 3 (1/2), Hykkerud, Myrhol 2, Tonnesen 2 (2/2), Jondal, Bjornsen 5 (1/2), Lindboe, Gullerud, Rod, O'Sullivan 1, Tangen 2, Johannessen 1, Hansen 6.
Karne: 4/6.
Kary: 12 min. (Tonnesen, Tangen, Myrhol, Johannessen - 2 min., O'Sullivan - 4 min.)

Sędziowie: A. Brunner, M. Salah (Szwajcaria)

Źródło artykułu: