Pierwszej przegranej w PGNiG Superlidze kobiet doznała Pogoń Baltica Szczecin. Był moment, że gospodynie prowadziły z MKS-em Selgros Lublin już 15:11. Od 52. minuty lublinianki skutecznie odskoczyły i wygrały 25:21. - Szkoda takiego meczu, ale grałyśmy z mistrzem Polski. Spodziewałyśmy się tego, że nawet jeśli mecz będzie na styku, rywal nie odpuści. O zwycięstwie gości zdecydowała zbyt duża liczba naszych błędów w ataku. W końcówce MKS Selgros to wykorzystał - oceniła Adrianna Płaczek.
- Trudno jest grać w cztery zawodniczki przeciwko sześciu, zwłaszcza przy tak doświadczonym zespole. Potrafiłyśmy jednak wyjść z tych opresji. W najgorszych momentach zagrałyśmy tak, jak powinnyśmy - zwróciła uwagę szczecińska bramkarka.
Najwięcej uwag miała do ostatnich minut zawodów. - Zaważyła przede wszystkim końcówka. Każdy nasz błąd w ataku, niewykorzystana sytuacja, kończyła się dla nas karą w postaci bramki dla przeciwnika - podkreśliła.
Sama znów była najjaśniejszą postacią w ekipie gospodyń. - Wolałabym, żeby wynik był inny niż gdyby się miało mówić, że Płaczek była zmorą dla lublinianek. Starałam się pomóc zespołowi. Koleżanki zagrały solidnie w obronie - stwierdziła.
- Nie załamujemy głów, trzeba wyciągnąć odpowiednie wnioski, przeanalizować to spotkanie. Gramy dalej. To wciąż jest początek sezonu. Wszystko jest możliwe. Czekają nas kolejne mecze. Taki jest sport, raz się wygrywa, raz się przegrywa. Porażka uczy, my wyciągniemy z niej wnioski, mam nadzieję, że jak najlepsze - zaapelowała na koniec Płaczek.
ZOBACZ WIDEO Zbigniew Bródka w ogniu przygotowań, czyli mistrz olimpijski odzyskuje moc (źródło TVP)
{"id":"","title":""}