Pogoń Baltica Szczecin w rewanżowym spotkaniu z AZS-em Łączpol AWFiS Gdańsk postawiła bardzo wysoko poprzeczkę. Bardzo szybko okazało się, że jedna bramka zaliczki z pierwszego spotkania nie wystarczyła. - Zgadza się, to zdecydowanie za mało. Szczecinianki były tego dnia bardzo zdeterminowane, żeby wygrać. My również chciałyśmy, ale jak widać nie wyszło to nam najlepiej - przyznała tuż po meczu Urszula Lipska.
Co ciekawe, po przerwie, w której Akademiczki z Gdańska przegrywały już 18:11 wiara w drużynie nie zmalała. Goście poprawiły swój stan posiadania, ale po chwili przegrywały jeszcze wyżej. - Od początku drugiej połowy zaczęłyśmy lepiej grać. Ten wynik troszkę podgoniłyśmy. Gdzieś później znowu spadła nam skuteczność rzutowa. Myślę, że głównie to zaważyło - dodała.
Nie do przejścia była w tym spotkaniu defensywa szczecinianek. Gdańszczanki raz po raz odbijały się od bloku granatowo-bordowych i narażały się na liczne kontry. Recepty na tak ustawiony zespół nie znalazł również trener Jerzy Ciepliński. - Tego dnia rzucałyśmy gorzej niż w Gdańsku - krótko skwitowała rozgrywająca.
Przegrana nie wpłynęła na drużynę negatywnie. AZS Łączpol osiągnął to, co było zakładane przed sezonem jako plan minimum. Teraz z podniesioną głową zagrają o coś więcej. - Tak czy siak jest to niespodzianka. Beniaminek jest w tej pierwszej "ósemce". Teraz powalczymy o jak najlepsze miejsce w swojej grupie - przyznała szczypiornistka.
Zapytana na koniec o przyszły sezon rozgrywkowy, odpowiedziała dyplomatycznie. - Tak do końca jeszcze nic nie wiadomo.
Że niby Łączpol nie był zdeterminowany?
Tak czy siak jest to niespodzianka. Beniaminek jest w tej pierw Czytaj całość