Matematyk, młociarz, muzyk - oto Michael Biegler, jakiego nie znaliście

PAP / PAP/Jacek Bednarczyk
PAP / PAP/Jacek Bednarczyk

W młodości trenował rzut młotem. Marzył też o karierze muzyka. Licencję trenerską dostał, gdy miał 24 lata. Teraz Michael Biegler prowadzi reprezentację Polski podczas najważniejszej imprezy w dziejach naszej piłki ręcznej.

Kiedy ogłoszono, że zostanie selekcjonerem Biało-Czerwonych, kibice złapali się za głowy. O to, kim jest, pytali nawet ci z piłką ręczną obeznani. Bo Biegler - zanim rozpoczął pracę w Polsce - dla szerszej publiczności był postacią anonimową.

W przeszłości trenował VfL Gummersbach, GWD Minden i SC Magdeburg. Trzy lata był asystentem selekcjonera reprezentacji Niemiec, trenował też brazylijskich bramkarzy. - To wybitny szkoleniowiec - zachwalał go prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Andrzej Kraśnicki. - Na treningach zawodnicy nie mogli robić, co chcieli. Trzeba było dokładnie wykonywać zadania - przestrzegał jego były podopieczny Bartosz Jurecki. Zbigniew Tłuczyński nazwał go fanatykiem handballu.

Dziś nazwisko Bieglera zna każdy. Nie wszyscy wiedzą jednak, jaki jest naprawdę. To nie tylko selekcjoner, wykładowca i autor publikacji dla Międzynarodowej Federacji Piłki Ręcznej. Niemiec jest także człowiekiem wielu pasji.

Dwa metry od olimpiady

Kiedy był chłopcem, marzył o karierze muzyka. - To było dla mnie naprawdę ważne, a teraz gdzieś uciekło - przyznaje. Specjalizował się w grze na organach i flecie poprzecznym. Zdał egzaminy do szkoły muzycznej w Kolonii. Nie był jednak pewien, czy to jest właśnie to, co chce robić w życiu. Zwłaszcza że w tym samym czasie zakochał się w lekkiej atletyce. Rzucał młotem, do kwalifikacji olimpijskiej zabrakło mu dwóch metrów. Pasjonowała go też matematyka.

Pracę jako szkoleniowiec rozpoczął w wieku dwudziestu czterech lat, w LTV Wuppertal. Licencję trenerską ma więc od trzech dekad. - Jest charyzmatyczny, perfekcjonista - mówią o nim. Na jego zajęciach panuje niemiecki porządek. Zasady są najważniejsze.

Lalki na treningach

Gdy rozpoczynał pierwsze treningi z reprezentacją, przywiózł na zajęcia dmuchane lalki, które miały imitować zawodników rywali. To była nowość. Kadrze towarzyszą do dziś, dostają powołania na każde zgrupowanie. Biegler często pompuje je sam. Dba, pakuje, składa. Razem latają samolotem.

Lubi kabarety, zwłaszcza satyrę polityczną. Powtarza, że jego miejscem na ziemi jest La Gomera, przedostatnia co do wielkości z Wysp Kanaryjskich. W młodości był uzależniony od leków oraz alkoholu, pomogli matka i przyjaciel. Wyrwał się ze szponów nałogu. Dziś odcina się od tamtego epizodu, nie chce mówić o przeszłości. Od kilkunastu lat jest abstynentem. Ma za sobą dwa małżeństwa. Pali jak smok. Idąc do hotelu, w którym mieszkają Polacy, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że przy wejściu minie się Bieglera z kolejnym papierosem.

Obrona przede wszystkim

W starą prawdę - że w piłce ręcznej kluczem do sukcesu jest obrona - wierzy aż do przesady. Przez trzy lata pracy z reprezentacją Polski skupiał się przede wszystkim na tym. Atak naszej drużyny był improwizacją. Mówili o tym kibice, obserwatorzy, eksperci. Zagrywki ofensywne ustawiać mieli sami zawodnicy. Bieglera obroniły wyniki.

Za granicą cenią go bardziej niż w Polsce. Z bankrutującego HSV Hamburg w kilka miesięcy zrobił czwarty zespół Bundesligi. - Wykonuje tam znakomitą pracę - mówi reprezentant Francji, Kentin Mahe. - To świetny trener. Jeżeli Polska nie zdobędzie z nim medalu, to nie zdobędzie go już nigdy - dodaje były reprezentant Niemiec, Stefan Kretzschmar.

Biegler rośnie z drużyną

Przez trzy lata mocno się zmienił. Na początku zbudował wokół siebie twierdzę. Trudno było do niego trafić. Zdystansowany, zamknięty. Podczas konferencji prasowych król banału. Dziś jest bardziej otwarty. Mówi ciekawiej, czasem nawet się uśmiecha.

Kiedyś wywiadów udzielał tylko po niemiecku. Tłumaczem był jego asystent, Jacek Będzikowski. Teraz chętnie używa angielskiego. W rozmowach z mediami wciąż nie potrafi się jednak pozbyć mentorskiego tonu. Po polsku podobno wiele rozumie, ale nie mówi. Jego pokazowe czytanie z kartki podczas konferencji prasowej raczej irytuje niż cieszy.

Ważne, że uczy się razem z kadrą. Daje szansę młodym. Michał Daszek czy Przemysław Krajewski to jego odkrycia. Nabiera pewności, na boiskowe wydarzenia reaguje żywiej niż kiedyś. Zmienił podejście do zespołu. Kiedy na mistrzostwach świata w 2013 roku Biało-Czerwoni dostali lanie od Węgrów, wyjaśniał, że nie ma pojęcia, co się stało z drużyną. Dziś mówi tylko o własnych błędach. - Chcę zdjąć presję z zawodników, biorę ją na siebie - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty.

"Przeglądowi Sportowemu" przed turniejem powiedział, że fascynują go zegarki na łańcuszku, chowane do kieszeni. Jeżeli Polska odniesie sukces, na pewno kupi sobie nowy.

Kamil Kołsut z Krakowa

Zobacz inne teksty autora -->

Michael Biegler zaskoczył skutecznością rzutów za 3 punkty

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: